Obozy pracy w Polsce - nieludzkie warunki, 100 zł pensji...
Sto złotych za miesiąc pracy dostawali cudzoziemcy zatrudnieni przez jedną ze szczecińskich firm - twierdzi "Rzeczpospolita", która pisze, że i nad Wisłą są obozy pracy.
16.12.2009 | aktual.: 16.12.2009 11:10
Sto złotych za miesiąc pracy dostawali cudzoziemcy zatrudnieni przez jedną ze szczecińskich firm - twierdzi "Rzeczpospolita", która pisze, że i nad Wisłą są obozy pracy.
W podopolskich Karłowicach 58 Ukraińców i Tajów pracowało przy uprawie sadzonek kwiatowych po kilkanaście godzin na dobę przez siedem dni w tygodniu. Mieszkali w koszmarnych warunkach - noclegownią była zaadaptowana naprędce część biurowa i magazynowa nieczynnego elewatora zbożowego. Szef firmy trzymał ich paszporty zamknięte w kasetce i płacił niewielkie zaliczki.
W Polsce od dwóch lat walką z nielegalnym zatrudnieniem zajmuje się Państwowa Inspekcja Pracy (PIP). W okręgowych PIP działają sekcje ds. legalności zatrudniania. Pracuje w nich około 150 inspektorów. Skarżą się, że organizacją często niewolniczej pracy cudzoziemców zajmują się struktury mafijne, a z nimi trudno walczyć bez specjalnych uprawnień.
Przy niektórych kontrolach inspektorzy po prostu boją się o swoje życie lub zdrowie. Dlatego PIP coraz częściej domaga się, aby główny ciężar walki z nielegalnym zatrudnieniem wzięła na siebie Straż Graniczna. Jej funkcjonariuszy jest o wiele więcej, są uzbrojeni, mogą stosować na przykład podsłuchy oraz prowokacje.
Pod Lublinem z kolei w nieludzkich warunkach mieszkała i pracowała grupa kobiet z Filipin. Kobiety przyjechały do Parczewa koło Lublina, zwabione dobrymi warunkami pracy przy zbiorze pieczarek. Niestety na miejscu okazało się, że zostały oszukane.
Kobiety mieszkały w skandalicznych warunkach. Wieloosobowe sale oddalone były o kilkadziesiąt kilometrów. Pracowały po kilkanaście godzina na dobę, siedem dni w tygodniu. Za dwa tygodnie jedna z nich otrzymała 227zł wynagrodzenia. - podaje tvn24. Właściciel zakładu nie ma sobie nic do zarzucenia.
Głośno było również o pracownikach zatrudnionych przy budowie autostrady A1 na odcinku Świerklany-Gorzyczki na Śląsku. Pracowali po czternaście godzin przez siedem dni w tygodniu, nie dostawali pieniędzy za godziny nadliczbowe i zmuszano ich do podpisywania niekorzystnych aneksów do umów - podał RMF FM.
- To jest wyzysk, to jest obóz pracy. Miesięcznie na tym traci się od kilkuset złotych do półtora tysiąca złotych - stwierdził jeden z pracowników. Wszyscy dostali do podpisania aneksy do swoich umów. Ci, którzy podpisali, zarabiają teraz mniej. Osoby, które nie podpisały dokumentów, zostały zwolnione. Zwróciły się one o pomoc do Państwowej Inspekcji Pracy.