Od czego mogą zależeć zarobki?
Jaki związek mają cechy osobowości i wyglądu z wyższymi zarobkami?
13.08.2012 | aktual.: 13.08.2012 14:30
Chamstwo w cenie
Z badania przeprowadzonego przez amerykańskich naukowców zatytułowanego "Czy przyjemniacy naprawdę kończą ostatni" wynika, że pensje niesympatycznych mężczyzn są średnio 18 proc. Większe, niż ich kolegów na podobnych stanowiskach, i o podobnych kwalifikacjach, ale postrzeganych jako "miłych". W zarobkach kobiet ta rozbieżność jest znacznie mniejsza i wynosi zaledwie pięć proc.
Do badania wykorzystano 10 tys. ankiet przeprowadzonych wśród pracowników różnych branż na przełomie 20 lat, a także 460 ankiet przeprowadzonych wśród studentów kierunków biznesowych, którzy wcielali się w rolę menedżerów i opisywali cechy idealnych kandydatów na podwładnych.
Punkty za opakowanie
Przystojni zarabiają o 5 proc. na godzinę więcej, niż ich zwyczajnie wyglądający koledzy - twierdzi grupa ekonomistów z uniwersytetów w Michigan i Teksasie. Zdaniem uczonych z Uniwersytetu Pensylwanii, każdy dodatkowy cal (2,54 cm) gwarantuje zwiększenie dochodów o 1,8 proc.
Badania pokazały, że nie istnieje żaden związek między pięknem (lub jego przeciwieństwem), a cechami osobowości. Mimo to socjolodzy są zgodni: ładnym z reguły przypisujemy pozytywne cechy, a brzydcy wydają się nam mniej sympatyczni i nie mamy do nich zaufania. Nancy Etcoff, autorka głośnej książki „Przetrwają najpiękniejsi”, odkryła nawet nową (a może raczej starą jak świat) formę dyskryminacji. Jest nią atrakcjonizm, który powoduje, że osobom mniej urodziwym wiedzie się w życiu – i w pracy – o wiele gorzej.
Na ścisły związek pomiędzy pozycją zawodową, a fizyczną atrakcyjnością wskazuje m.in. ubiegłoroczne badanie, zrealizowane w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Większość uczestników sondażu była zdania, że „ładne opakowanie” to klucz do wysokiej pozycji społecznej, awansów i lepszych wynagrodzeń. Wyniki ankiety można podsumować krótko: piękni mają większe szanse na sukces. Tak jest nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Przystojni Amerykanie zarabiają o 5 proc. na godzinę więcej, niż ich zwyczajnie wyglądający koledzy – twierdzi grupa ekonomistów z uniwersytetów w Michigan i Teksasie. Z kolei „średniacy” uzyskują wynagrodzenie aż o 9 proc. wyższe niż pracownicy, którzy urodą specjalnie nie grzeszą. W skali długofalowej różnice płacowe uwidaczniają się jeszcze bardziej. Przeciętnie atrakcyjny fachowiec wyciąga 40 tys. dolarów rocznie. Tymczasem jego przystojniejszy współpracownik dostaje już 42 tys. dol., a brzydszy tylko 36 400 dol.
Przywództwo w centymetrach
Nasze pobory zależą m.in. od wzrostu. Jak dowiedli uczeni z Uniwersytetu Pensylwanii, każdy dodatkowy cal (2,54 cm) gwarantuje zwiększenie dochodów o 1,8 proc. To nie przypadek, że wśród prezesów największych korporacji (z listy „500” magazynu „Forbes”) aż 58 proc. szefów ma ponad 180 cm (w całej amerykańskiej populacji tylko 14,5 proc. mężczyzn może się poszczycić takimi warunkami). Jak pisze Malcolm Gladwell, im ludzie są wyżsi, tym większa tendencja do pokładania w nich wiary – nieważne, czy uzasadniona.
Innym czynnikiem decydującym o zarobkach jest waga. Z badań przeprowadzonych w Lafayette College i City University of New York wynika, że puszyste kobiety są wynagradzane o 17 proc. gorzej, niż ich szczuplejsze, ale równe wzrostem i kwalifikacjami koleżanki z pracy. Powód? Otyłość jest zwykle kojarzona z mniejszymi zdolnościami, żarłocznością i niezdyscyplinowaniem. Nawiasem mówiąc, bardziej wyrozumiałe w ocenie tuszy innych pań są szefowe określające siebie jako feministki, co pokazuje analiza Viren Swami z londyńskiego University of Westminster.
Mirosław Sikorski/Nap