Opłatek czy... impreza? Wigilia w pracy
Pracownikom spotkanie wigilijne organizuje firma, a i tak potrafią kręcić nosem
22.12.2011 15:43
"To, czy pracownicy cieszą się na firmową wigilię, zależy od tego, czy odbywa się w godzinach pracy, czy poza nimi" - jest przekonana Inga, która współorganizowała takie uroczystości dla kilkunastoosobowego zespołu. "Oczywiście lepiej widziany jest wariant pierwszy" - dodaje. W ubiegłym roku w jej biurze pracownicy od biurek wstali już o 12 i udali się do lokalu. Na stołach pojawiły się tradycyjne wigilijne potrawy, barszcz czerwony, kutia, pierogi. "Jedzenie było wyśmienite, więc wszyscy byli zadowoleni"-mówi. Dodatkową atrakcją były kręgle, w które można było grać w lokalu. Kto chciał, mógł spróbować na tym polu ograć swojego szefa. Za wszystko płaciła firma. Nawet za alkohole. I tak spora część pracowników, gdy wybiła godzina 16, kiedy to normalnie mogliby iść do domu, została, bawiąc się w najlepsze.
Firma, z którą związana jest Karolina, z okazji świąt organizuje spotkania w pubie. "Po pracy, przeważnie w piątki, żeby można było popić" - nazywa rzeczy po imieniu Karolina. "Nie ma świątecznego nastroju, ważne, żeby pobawić się razem, zintegrować" - dorzuca. Dobra knajpa, dobry PR
Firmom zdarza się przed świętami sypnąć na taką imprezę groszem. Wynajęcie drogiej restauracji nie należy do rzadkości. To, czy pracownicy będą się w niej dobrze bawić, to już inna kwestia. Czasem muszą się do niej inaczej, czytaj: bardziej odświętnie ubrać. Dla jednych to podkreślenie rangi spotkania, dla innych stres. I zaczyna się: ktoś mówi, że nie co na siebie założyć, inny, że jak krawat, to atmosfera sztywna, i w ogóle wszyscy lepiej by się bawili, gdyby można było przyjść z osobą towarzyszącą…
Renoma miejsca może robić wrażenie przy przechwałkach wśród ludzi z różnych firm, ale tak naprawdę ma drugorzędne znaczenie. Rok temu firma Karoliny wynajęła salę w ekskluzywnym klubie, jak się okazało, salę zbyt dużą. Efekt? Ludzie się rozpierzchli. „My najlepiej bawimy się, jak siedzimy przy jednym długim stole” - mówi.
"Atmosfera przy stole jest przeniesieniem tej z biura. Jeśli relacje między zarządem a pracownikami są dobre, pozbawione nadmiernego dystansu, jest szansa na udane wyjście" - uważa Inga. Pracownicy, którzy czują się ze sobą świetnie, spotykają ze sobą nawet w wolnym czasie, na firmowej wigilii będą się dobrze czuć. Gorzej, jeśli nie znosi się swojego zespołu i ma przed sobą kilka godzin udawania. Pusty talerz dla gościa pozostaje pusty
"Bywało, że wręcz wykręcałam się od takich imprez" - mówi Monika. "Żadne kumplowanie się na siłę w ramach świątecznych okazji nic nie zmieni, gdy ludzie się nie tolerują i nie rozumieją. Bo jak? Tu kulturka, a na co dzień skakanie sobie do gardeł. Jak się nie jest korporacyjnym lizusem, trudno zaakceptować taką integrację. Śmierdzi fałszem na kilometr!" - kwituje.
Na szczęście nie wszędzie jest tak dramatycznie. Przedświąteczne spotkania w pracy wpisały się do firmowego kalendarza i są nawet wyczekiwane. Maciej jest urzędnikiem i o spotkaniu wigilijnym, na które przychodzi "na gotowe", może tylko pomarzyć. Spotkanie przedświąteczne pracownicy przygotowują sami. W ubiegłym roku zrobili zrzutkę, 20 zł od osoby, a za zebrane pieniądze zamówili jedzenie w stołówce. Tradycyjne, żadne kanapki. Było też dzielenie się opłatkiem i życzenia. "Propozycja wspólnej miniwigilii wychodzi od naczelnika, ale przymusu nie ma. I zawsze ktoś się wyłamie" - mówi Maciej. "Może to ateiści i nie widzą powodów do świętowania? Albo nie mają luźnych 20 zł?" - dopytuję. "Skąd. Jak ktoś jest dziwny, nie integruje się z zespołem, to i na wigilię nie przychodzi" - mówi.
Dzielenie się opłatkiem i życzenia składane każdemu nie funkcjonują w każdej firmie. W dużych firmach to szef składa ogólne życzenia i to wystarcza, opłatka nie ma w ogóle. Spotkanie traci typowo polski akcent, ale z drugiej odchodzi krępujący zwyczaj łamania się opłatkiem z wszystkimi obecnymi, nawet z osobą, której się nie zna albo której się unika.
"Już umówiłam się z mężem, że jeśli nie będzie fajnie, dam mu sygnał na telefon i po mnie przyjedzie" - mówi Karolina. Dlaczego zakłada, że może jej się nie podobać? "Firma nie jest taka, jak była - wiele osób, które ceniłam, odeszło" - tłumaczy. A i ona jest na innym etapie życia. Została matką, jest na urlopie, żyje innymi sprawami.
Pracownicy chcą gwiazdki z nieba
Gdy spotkanie wigilijne jest organizowane w czasie pracy, trudno się od niego wymigać. Gdy po godzinach - jest łatwiej. Dziecko trzeba odebrać z przedszkola, niania nawaliła, choroba zbliża się wielkimi krokami, ot, takie życie. Gdy firma jest liczna, nawet wyłgiwać się specjalnie nie trzeba, bo w tłumie trudno zauważyć każdego. A po prawdzie wcale nie tak wielu pracowników rezygnuje z przyjścia. "To miła tradycja" - uważa Maciej.
W firmach prywatnych często jest jeszcze jedna jasna strona przedświątecznego spotkania: prezenty. Te znakomicie potrafią poprawić humor malkontentom. Tylko że tu otwiera się giełda żądań. Kubek, czekoladki, gadżety na biurko to standard, niekoniecznie najbardziej pożądany. "Raz dostaliśmy iPody" - wspomina Karolina. "Rozdawaliśmy materiały promocyjne: koszulki z logo, długopisy, kalendarze" - mówi Inga, która na spotkaniu wystąpiła w czapce Świętego Mikołaja. I dodaje: "Wszyscy po cichu liczyli, że będą jakieś pieniądze, premia albo bony, i byli tymi prezentami zawiedzeni".
Katarzyna Izdebska