Podolsztyńskie gminy mają kłopot ze sprzedażą działek
Podolsztyńskie gminy mają kłopot ze sprzedażą działek. Od ponad roku kupców znajdują tylko pojedyncze parcele. "Działki, które kiedyś szły na pniu, teraz leżą odłogiem" - narzekają wójtowie, którym pieniądze ze sprzedaży gruntów są potrzebne m.in. na remonty.
16.04.2013 | aktual.: 16.04.2013 13:55
Podolsztyńskie gminy mają kłopot ze sprzedażą działek. Od ponad roku kupców znajdują tylko pojedyncze parcele. - Działki, które kiedyś szły na pniu, teraz leżą odłogiem - narzekają wójtowie, którym pieniądze ze sprzedaży gruntów są potrzebne m.in. na remonty.
W leżącej na południe od Olsztyna gminie Purda w tym roku nie sprzedano ani jednej działki budowlanej, a tylko dwie rekreacyjne. - Ludzie dzwonią i pytają o działki budowlane leżące w bezpośrednim sąsiedztwie Olsztyna, więc może coś się ruszy i zaczną kupować, ale na razie jest kiepsko - przyznał w rozmowie z PAP Rafał Kruszyński z urzędu gminy w Purdzie. W tej gminie cena działek zaczyna się już od 20 zł za metr kwadratowy (działki bez mediów, leżące na koloniach wsi); te bliżej Olsztyna są kilka razy droższe.
W Barczewie, które leży na wschód od Olsztyna, od ponad roku także próżno szukać nabywców działek, choć tu gmina ma wolne grunty pod zabudowę jednorodzinną, wielkokubaturową, wolne są też działki inwestycyjne. Burmistrz Lech Nitkowski powiedział PAP, że "jak pojawia się ktoś na horyzoncie, kto pyta o działki inwestycyjne, to rzuca robotę i osobiście się sprawą zajmuje".
- Niesamowicie potrzebujemy pieniędzy ze sprzedaży gruntów na wkłady własne w sięganiu po unijne pieniądze. Za nie chcemy m.in. remontować drogi. Myślę też już o nowej unijnej perspektywie, z której chciałbym coś dla Barczewa uszczknąć, ale wiem, że bez własnego wkładu będzie kiepsko - mówi Nitkowski. Dodał, że aby kusić potencjalnych większych inwestorów, a także tych, którzy mogliby wybudować w gminie swój dom, intensywnie reklamuje swoją gminę.
- Dostaliśmy laury za rewitalizację starówki, dostaliśmy nagrody od marszałka, chwalimy się tym gdzie się tylko da, by ludzie dostrzegli w naszym mieście potencjał, a nie tylko kojarzyli nas z zakładem karnym. Tu naprawdę są możliwości, zapraszamy - podkreślał Nitkowski. W tej gminie za metr kwadratowy ziemi pod zabudowę jednorodzinną trzeba zapłacić od 50 zł w górę (zależy od lokalizacji).
Na mocną reklamę swoich terenów zdecydował się też wójt leżącego na zachód od Olsztyna Gietrzwałdu Mieczysław Ziółkowski. - Powołałem gminny zespół, którego zadaniem będzie reklama gminy we wszelkich możliwych nośnikach informacji, od tablic ogłoszeniowych, po internet. Zaczyna pracę za tydzień i ma sięgać m.in. na warszawski rynek, bo widzimy, że u nas w ostatnich latach najwięcej nabywców ziemi było właśnie z tego miasta - powiedział PAP Ziółkowski.
Gmina Gietrzwałd oferuje bardzo wiele działek, zwłaszcza budowlanych, bo przed laty kupowała tanią ziemię od Agencji Nieruchomości Rolnych (nie płacono więcej niż 10 zł za m kw.), opracowywała plan dla tych terenów, uzbrajała je w media i teraz wystawia do sprzedaży za 70-80 zł za m kw.
- Przez wiele lat działki we wsiach pod Olsztynem szły niemal na pniu. Teraz jest kompletna klapa - ubolewa wójt Ziółkowski, któremu szczególnie zależy na sprzedaży 12 ha ziemi nad jeziorem Wulpińskim. Działka ta jest przeznaczona pod zabudowę hotelową, ma aktualny plan zagospodarowania, a została uzbrojona w media dzięki unijnemu wsparciu.
- Chcemy z gminy rolniczej przekształcić się na turystyczną, potrzebujemy inwestora. Ale jak go znaleźć? Gdzie? Będziemy go szukać w Polsce i na świecie - mówi Ziółkowski.
Podobny problem ma gmina Dywity, która leży na północ od Olsztyna. Tu wkrótce do sprzedaży zostanie wystawiona działka (1,2 ha) przy trasie nr 51 do granicy z Rosją. - Zależy nam na pozyskaniu inwestora, który stworzy u nas miejsca pracy, będziemy mocno szukać nabywcy - powiedział PAP pełnomocnik wójta ds. kontaktów z mediami Krzysztof Zienkiewicz.
Zdaniem podolsztyńskich samorządowców kłopoty ze sprzedażą ziemi pod budowę domów i pod inwestycje wiążą się z sytuacją gospodarczą kraju. - Ludzie boją się brać kredyty, chyba chcą przeczekać zły czas i mamy nadzieję, że wtedy zaczną kupować ziemię, że znowu ruszą budowy - ocenia Rafał Kruszyński z Purdy.