Polityczno-finansowa wojna o trumnę

Trwa polityczna i biznesowa bitwa o losy Polaków... po śmierci. W Sejmie są dwa projekty nowelizacji ustawy o cmentarzach. Pierwszy chce zmienić polskie prawo funeralne pamiętające jeszcze okres międzywojenny, drugi ma zadbać o interesy branży funeralnej.

Polityczno-finansowa wojna o trumnę
Źródło zdjęć: © AFP | PETER MUHLY

28.10.2013 | aktual.: 01.11.2013 09:51

W Wielkiej Brytanii spopieloną babcię można postawić sobie w urnie na kominku, w Hiszpanii tradycją jest rozsypywanie prochów na stadionie ulubionej drużyny piłkarskiej. Z kolei ciała marynarzy powierza się morskim głębinom. Każdy Polak wcześniej czy później wyląduje jednak na cmentarzu. Innej opcji nie ma. Tak nakazuje obowiązująca od 1959 roku, a wzorowana jeszcze na przedwojennym prawie, ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych.

Specjaliści wskazują, że brak w niej nawet definicji słowa "kremacja". I właśnie o spopielanie zwłok toczy się prawdziwa batalia. W Sejmie są dwa projekty nowelizacji. Pierwszy złożony przez posła SLD Marka Balta umożliwia spopielenie zwłok i ich rozsypanie.

- Chcemy, żeby każdy mógł decydować, co dzieje się z jego szczątkami po śmierci. Osób, które chcą spopielić swoje zwłoki, jest naszym zdaniem coraz więcej, tymczasem rodziny, które zdecydują się wypełnić ostatnią wolę zmarłego, są karane - mówi Marek Balta, poseł SLD.

Tym, którzy się uprą, by uczynić prośbie zmarłego za dość, grozi 5 tys. zł lub 30 dni aresztu.

Tymczasem rozsypanie prochów - nie licząc Niemiec, Szwecji i oczywiście Polski - możliwe jest we wszystkich krajach unijnych. Prawodawstwo oczywiście się różni i na przykład w niektórych państwach robić można to tylko poza terenami zabudowanymi. Propozycja posła jest jednak dużo bardziej konserwatywna. U nas prochy zmarłego można by było rozsypać tylko na cmentarzach w specjalnie utworzonych "ogrodach pamięci" lub nad morzem. Poseł SLD przygotował już kolejny projekt ustawy funeralnej. Pierwszy praktycznie bez debaty przepadł w marcu.

Branży pogrzebowej pomysły posła Balta nie przypadły do gustu. Dlatego niedawno w Sejmie pojawiła się kontrpropozycja. Podpisuje się pod nią PSL, posłem sprawozdawcą jest posłanka tej partii Krystyna Ozga. Tygodnik "Polityka" twierdzi jednak, że ustawa została napisana pod dyktando Polskiej Izby Pogrzebowej, która złożyła wniosek o pozwolenie uczestniczenia w pracach nad nowelizacją prawa. Jednocześnie dyrektor biura Izby, Dariusz Dutkiewicz, przedstawił się dziennikarce "Polityki" jako... prawnik Krystyny Ozgi.

- Pani poseł sama napisała ustawę, ale jako PIP nanieśliśmy pewne zmiany. Naszym zdaniem błędem jest rozsypywanie prochów zmarłych. Jesteśmy chrześcijanami i takie pomysły się nam nie podobają. Ja w testamencie mam zapisane, że nie chcę zostać skremowany. A jak ktoś z rodziny mi to zrobi, to ja mu już tam zza grobu nie dam jednej nocy przespać - żartuje Witold Skrzydlewski, prezes PIP i właściciel firmy H. Skrzydlewska.
- Tym bardziej nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mnie rozsypał na jakimś ogrodzie pamięci. Przecież tam wcześniej mogli rozsypać prochy jakiegoś narkomana - już na pewno nie żartując mówi WP.PL przedsiębiorca pogrzebowy.

Może nieco dziwić, że Izba zrzeszająca firmy z branży funeralnej chce mieć wpływ na to, w jaki sposób chowani mają być ich klienci. To mniej więcej tak, jakby zrzeszenie budowlańców dyktowało rządowi, w którym miejscu postawić nowy most na Wiśle.

- To jest polityka i biznes w jednym. Izba zrzeszająca kilkaset firm chce udowodnić przed swoimi członkami, że potrafi coś załatwić. Na dodatek przedsiębiorcy boją się, że upowszechnienie spopielania zwłok oznacza dla nich straty finansowe - mówi Krzysztof Wolicki z Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego.

Jego zdaniem rozsypywanie zwłok nie będzie miało żadnego znaczenia dla branży, bo dotyczyć to będzie 1-5 osób na 10 tys. zmarłych. PIP jednak prowadzi ideologiczną wojnę. Na swojej stronie napisał m.in. "rozsypywanie prochów było specjalnością nazistów, którzy w ten sposób zacierali pamięć o swoich ofiarach".

Działa wytoczono mocne, bo PIP jedną wojnę już przegrał. Dwa lata temu o blisko 2,5 tys. zł obniżono zasiłek pogrzebowy. Wtedy Izba straszyła setkami zwłok, którymi będzie musiało zająć się państwo, bo rodziny nie będą w stanie finansowo udźwignąć kosztów pogrzebu. Polacy jednak zmarłych nie zaczęli zostawiać na ulicach. Mniejszy zasiłek zachęcił natomiast do kremacji. Ta od tradycyjnego pogrzebu jest po prostu tańsza.

- Trumna do kremacji kosztuje 300-400 zł, a w przypadku tej do tradycyjnego pogrzebu ceny zaczynają się od 1000 zł. Sama kremacja to wydatek rzędu 530-700 zł. Do tego dochodzi urna za 200 zł, w której znajdą się prochy zmarłego. Dużo mniej zapłacimy za miejsce na cmentarzu. Ta forma pochówku jest o 30-40 proc. tańsza niż tradycyjny pogrzeb - tłumaczy Krzysztof Wolicki.

To dlatego według jego szacunków dziś już co piąty nieboszczyk jest spopielany. Jak dodaje, jest to nie tylko tańsze, ale także bezpieczniejsze. Przypomina, że olbrzymim problemem po każdej powodzi są zalane przez wodę cmentarze. Spopielone zwłoki są natomiast całkowicie epidemiologicznie obojętne. Między innymi dlatego kilka lat temu do popularyzacji kremacji namawiał ówczesny wiceszef Sanepidu Jan Orgelbrand.

Projekt nowelizacji ustawy o cmentarzach, pod którym podpisuje się dziś PSL, idzie natomiast w zupełnie inną stronę. Jedna z propozycji zakłada, że żadne zwłoki przez 24 godziny od śmierci nie mogłyby trafić do chłodni, zostać pochowane czy poddane autopsji. Wyjątek stanowić mają jedynie osoby ze zmiażdżoną lub uciętą głową. Powód? Bo zmarły może się ocknąć.

- To jest kompletny absurd. Życzę powodzenia osobie, która takie zwłoki po 24 godzinach w temperaturze pokojowej będzie chciała ubrać do pogrzebu. Po dobie bez chłodni ciało robi się już po prostu zielone. Przecież już po godzinie-dwóch od śmierci pojawiają się plamy opadowe. Taka osoba na pewno się nie ocknie - mówi Wolicki.

Wirtualna Polska w nowelizacji proponowanej przez PSL znalazła więcej absurdów. Tradycją kultywowaną wciąż na wsi jest wystawianie zwłok zmarłej osoby w jej domu aż do czasu pogrzebu. Zimą w celu zmrożenia ciała otwiera się okna, latem coraz częściej używane są agregaty chłodzące. Partia mająca swoje korzenie na prowincji z tym zwyczajem chce walczyć. Projekt zmian zakłada, że już po 48 godzinach od zgonu zwłoki mają zostać pochowane albo trafić do zakładu pogrzebowego.

Inna dziwna propozycja zmian zakłada obowiązek posiadania przez firmę pogrzebową co najmniej dwóch samochodów-karawanów. Konne się nie liczą.

- Ustawa jest tak stara, że trzeba ją wyrzucić do kosza i napisać od nowa. Jak chcę dziś otworzyć budkę z hot dogami, to muszę mieć zgodę sanepidu. Tymczasem według proponowanych zmian jedynym wymogiem do tego, by zostać przedsiębiorcą pogrzebowym, są dwa karawany - drwi Krzysztof Wolicki.

Debata o tym, jak będziemy pochowani, właśnie się zaczyna. Miejmy nadzieję, że choć w tej sprawie u naszych polityków zdrowy rozsądek wygra z polityczną kalkulacją.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (881)