Polska wśród największych gospodarek
Dyskusje na temat tego, czy nasz produkt krajowy brutto kwalifikuje nas do
grona dwudziestu największych gospodarek, powracają od pewnego
czasu jak bumerang. Dzieje się tak zawsze, gdy wielkość naszego PKB
zbliża się do poziomu któregoś z obecnych członków G20. Tymczasem tak
naprawdę do tego grona powinniśmy należeć już od kilku lat.
19.04.2012 | aktual.: 23.04.2012 08:54
Dyskusje na temat tego, czy nasz produkt krajowy brutto kwalifikuje nas do grona dwudziestu największych gospodarek, powracają od pewnego czasu jak bumerang. Dzieje się tak zawsze, gdy wielkość naszego PKB zbliża się do poziomu któregoś z obecnych członków G20. Tymczasem tak naprawdę do tego grona powinniśmy należeć już od kilku lat.
Według najnowszych danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego nasz kraj znalazł się na 22. pozycji wśród gospodarek uszeregowanych pod względem wielkości PKB. Podobne miejsce zajmujemy w raportach Banku Światowego.
W takich zestawieniach gospodarki porównuje się, przeliczając dane o PKB na dolary amerykańskie. Wykorzystanie waluty o największym zaufaniu jest oczywiste, lecz ma też swoje konsekwencje. Poziom kursu dolara odbija się bezpośrednio na miejscu w międzynarodowych rankingach, a wszyscy analitycy jednoznacznie wskazują, że złotówka względem amerykańskiej waluty jest poważnie niedoszacowana.
- W normalnych warunkach, gdybyśmy nie mieli do czynienia z perturbacjami na rynkach międzynarodowych, przede wszystkim z kryzysem zadłużenia w Europie, to złotówka powinna być o wiele mocniejsza - mówi Marek Rogalski z Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska.
Wtóruje mu Ewa Korczyc, ekonomistka Banku Światowego odpowiedzialna za polski rynek. - Deprecjacja złotego względem dolara o 20 proc. w ciągu ostatnich trzech lat to duża zmiana kursowa, która ma przełożenie na wielkość PKB w amerykańskiej walucie - podkreśla.
Gdy w 2008 roku w konsekwencji kryzysu dolar stracił na wartości względem złotego (kosztował wówczas nawet 2 zł), nasz PKB wyliczony przez międzynarodowe organizacje nagle wzrósł o 100 mld dolarów. Był to skok o 20 proc. względem roku poprzedniego i to właśnie wtedy prezydent Kaczyński apelował o wejście Polski do G20.
Kompleks Big Maca
Wahania walutowe błyskawicznie uczyniły z nas potęgę i równie szybko odebrały nam ten zaszczyt. Gdy kryzys rozlał się po świecie i dotarł do nas, złotówka nagle straciła i zaczęła notować poziomy niespotykane od 2004 roku. Wówczas nasz PKB w 2009 rok powrócił do poziomu niemal identycznego jak dwa lata wcześniej. Pokazuje to, jak duży wpływ na szacowanie wielkości gospodarek, mają nastroje na rynkach finansowych i kształtowane przez nie kursy walutowe.
Pokazuje to coś jeszcze. - Warto zauważyć, że jeszcze przed wybuchem kryzysu na przełomie 2007 i 2008 roku indeks Big Maca wskazywał, że kurs złotego jest niedoszacowany względem dolara - mówi Marek Rogalski.
Wskaźnik Big Maca to indeks pokazujący jak kurs danej waluty odbiega od kursu wzorcowego, który kształtowałyby naturalne siły rynku.
Jednocześnie - jak mówi teoria rynków wschodzących - poziom kursów walut państw rozwiniętych względem tych rozwijających się w sprzyjających warunkach spada. Potwierdzają to historyczne wykresy. W okresie stabilnego wzrostu w latach 2002-2008 obie najsilniejsze waluty świata stopniowo, lecz regularnie traciły do złotego.
Gdyby nie kryzys, prawdopodobnie polska waluta byłaby dużo silniejsza.
- Gdybyśmy założyli, że nastroje na świecie uspokoiłyby się i minęłoby zagrożenie wywołane zadłużeniem państw europejskich, to można założyć, że nasza waluta poruszałaby się do dolara przedziale 2-2,50 zł - mówi Marek Rogalski.
Tymczasem dziś za dolara trzeba zapłacić 3,20 zł.
A jednak jesteśmy "potęgą"
Bank Światowy stara się w swoich statystykach niwelować wahania kursowe, stosując uśrednioną trzyletnią perspektywę przy wyznaczaniu kursu przeliczenia. Mimo to wpływ kursów na wyliczenia instytucji międzynarodowych jest znaczny, co pokazuje rok 2008.
- Dużo lepszą metodą obrazującą poziom rozwoju gospodarczego jest wielkość PKB mierzonego parytetem siły nabywczej - mówi Ewa Korczyc z Banku Światowego.
Choć także i w tym przypadku kurs walutowy ma wpływ na ostateczne wyliczenie, to jednak uwzględnienie poziomu cen w gospodarce w większym stopniu oddaje siłę danej ekonomii. Tutaj nawet przy niedoszacowanym poziomie naszej waluty mieścimy się w zestawieniu dwudziestu największych gospodarek świata. Na ostatnim miejscu, ale jednak.
Ważne jest to, że w normalnych warunkach ekonomicznych powinniśmy być trwałym elementem pierwszej dwudziestki, nawet bez uwzględnienia parytetu siły nabywczej. W miarę, jak będzie się stabilizowała sytuacja na międzynarodowych rynkach, będziemy notowali wzrost PKB w zestawieniach dużo wyższy, niż wynikałoby to z realnego wzrostu. Wówczas nasza pozycja na świecie stanie się dużo bardziej oczywista.
Czy potrzebujemy G20?
Czy w związku z tym powinniśmy starać się o wejście do organizacji dwudziestu największych gospodarek świata? Już w tym momencie wyprzedzamy pod względem wskaźników makroekonomicznych Argentynę i RPA.
- Członkostwo w G20 jest oczywiście prestiżem. Pamiętajmy jednak o tym, że jest to grono konsultacyjne, nie decyzyjne - mówi Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC.
Nadal będziemy mało znaczącym graczem na arenie międzynarodowej. Decyzje w G20 zapadają w kuluarach, w gronie największych z największych, do którego zapewne nigdy nie będziemy zależeć.
- Musimy się zastanowić, co tak naprawdę chcemy uzyskać, stając się członkiem G20. Zważywszy, że i tak reprezentuje nas tutaj Unia Europejska, pozostaje nam w zasadzie jedynie sam prestiż - mówi Ignacy Morawski z Polskiego Banku Przedsiębiorczości.
Inni eksperci wyraźnie sugerują, że chcemy stać się członkiem klubu najbardziej rozwiniętych gospodarek trochę na wyrost. - Popatrzmy na inne nasze wskaźniki. Z czym tak naprawdę wchodzimy? Jaki jest nasz wskaźnik Doing Business? Jaka efektywność pracy i konkurencyjność przedsiębiorstw? - pyta Bohdan Wyżnikiewicz z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.
Na razie więc powinna nam wystarczyć sama świadomość, że należymy do światowej elity. Tymczasem większą wagę powinniśmy przyłożyć do wzrostu atrakcyjności naszej gospodarki, rozwoju rodzimych spółek i wzrostu zamożności obywateli. Wówczas znaczenie Polski na światowej arenie i tak będzie wzrastać niezależnie od kursów walutowych czy nastrojów na rynkach.