Pracownicy w cieniu?

Podczas delegacji pracownicy ciągle wychodzili do baru, ale gdy jedna z koleżanek spóźniła się kwadrans, szef zrobił jej awanturę

Pracownicy w cieniu?

26.11.2009 | aktual.: 10.11.2010 09:57

"Podczas delegacji pracownicy ciągle wychodzili do baru, ale gdy jedna z koleżanek spóźniła się kwadrans, szef zrobił jej awanturę." Czy kobiecie w pracy wolno dużo mniej niż mężczyźnie?

Czy nie zauważyłyście, drogie panie, że wobec naszych kolegów szefowie stosują taryfę ulgową, a „babskie” potknięcia punktują natychmiast? W mojej firmie wygląda to tak. Ostatnio byłam na delegacji służbowej z większą grupą osób. Panowie ciągle wyskakiwali na wódeczkę. Z tego powodu nie przychodzili na ważne prezentacje i spotkania z kontrahentami (może i lepiej, bo pijani narobiliby wiochy). Ale gdy jedna z moich koleżanek spóźniła się 15 minut, dyrektor zrobił z tego gigantyczną aferę. Wydzierał się na hotelowym korytarzu, że „czego innego spodziewał się po profesjonalistce” i że „takie niezdyscyplinowanie nie przystoi kobiecie”. Obawiam się, że nam, kobietom, bardzo mało rzeczy wypada, przystoi i wolno. A oto kilka przykładów stosowania podwójnych standardów.

Spychane na drugi plan

Jeżeli mężczyzna walczy o awans, wszyscy mówią, że jest ambitny. Jeśli o stanowisko zabiega kobieta, natychmiast wytyka się jej karierowiczostwo. Nasza płeć skazana jest na „pracę w cieniu”, by użyć określenia Ivana Illicha. A to znaczy, że pod żadnym pozorem nie wolno nam pchać się na afisz. Faceci do wyższych rzeczy zostali stworzenia, a nam pisane są jedynie funkcje usługowe, np. pielęgniarstwo, siedzenie na kasie w hipermarkecie czy podawanie drinków w barze. Co więcej, mamy święty obowiązek zacierania jakichkolwiek oznak wysiłku. Uśmiech na twarzy przez 24 godzinę na dobę. Pan Kowalski po powrocie z biura może rozsiąść się wygodnie w swym przepastnym fotelu, trzymając w jednej ręce piwo, a w drugiej telewizyjnego pilota. Natomiast pani Kowalska po ośmiu godzinach zawodowej udręki zaczyna drugi etat, w domu – opieka nad dziećmi, sprzątanie, pranie, gotowanie. A potem jeszcze nocna zmiana – obowiązkowy seks z mężem.

Słodkie, uśmiechnięte idiotki

Gdy facet przeklina, daje dowód swojej męskości i twardości. Kobieta używająca mocnych słów jest po prostu niewychowana. Kiedy wybuchamy złością, koledzy posyłają do siebie porozumiewawcze uśmiechy. Nasze zachowanie tłumaczą huśtawką hormonalną, która szczególnie mocno daje o sobie znać raz w miesiącu. W pracy oczekuje się od nas, że będziemy zawsze kulturalne, taktowne, opanowane, uśmiechnięte i miłe. Na podwójne standardy w traktowaniu uczuć zwróciła uwagę m.in. Frances Farenhold, rektor Wells College w Aurorze, w stanie Nowy Jork: „Nieustannie trzeba się pilnować, aby nie wpaść w gniew. Henry Kissinger może urządzać sceny – pamiętacie, jak zachowywał się w Salzburgu? Ale kobiety, wciąż znajdują się w sytuacji, w której nietrzymanie emocji na wodzy prowadzi do przypięcia nam etykietki osób emocjonalnych, niezrównoważonych”.

Emocje i hormony

W święcie urządzonym według męskich reguł emocjonalność stoi w opozycji do logiki i rozumu. A skoro jesteśmy z natury uczuciowe (czytaj: nieracjonalne. upośledzone umysłowo, głupie), nie można nam powierzać kierowniczych stanowisk i strategicznych decyzji. Jednak w pewnych sytuacjach mężczyźni traktują naszą emocjonalność, a ściślej empatię i wrażliwość, jako atut. Dzieje się tak wtedy, gdy chcą nas przekonać do wykonywania zawodów gorzej płatnych, za to wymagających dużych „zdolności przystosowawczych” i „skłonności do współpracy”. Według utrwalonego wzorca mężczyźni są zorientowani na cele, a kobiety na relacje. Czemu więc nie posłać nas do szpitali, domów starców, urzędów pracy, wszędzie tam, gdzie zdane jesteśmy na łaskę i humory innych ludzi? A faceci mogą być panami świata – menedżerami, inżynierami, architektami, lekarzami, artystami, księżmi…

Sukces z domieszką winy

Co prawda, i kobiety coraz częściej sprawują funkcje kierownicze. Ale jest to nierzadko okupione poczuciem winy i kłopotami z własną tożsamością. Jak zauważa Katarzyna Głowacka-Stewart, znana trenerka i coach, robiące karierę kobiety mają silną potrzebę akceptacji społecznej. Nieustannie pytają siebie, czy w roli menedżerskiej nie są za bardzo kobiece albo za bardzo męskie. Trudno się im dziwić, bo te same osoby raz zarzucają im nadmierną delikatność i miękkość, a innym razem zołzowatość.

Na własnej skórze doświadczyła tego moja koleżanka Hania, 32-letnia dyrektorka marketingu w dużym wydawnictwie. Gdy jeden z podwładnych dzień w dzień przychodził do pracy pijany, zagroziła, że go zwolni. Facet roześmiał się jej w twarz, mówiąc, że „już dawno żaden chłop jej nie dogodził, dlatego taka jest wściekła”. Mimo ostrzeżenia pracownik dalej ostro sobie z nią pogrywał. No i przesadzał z alkoholem. Po wielu strzałach ostrzegawczych Hanka wylała go z roboty roboty. Teraz w oczach męskiej części zespołu to on jest ofiarą, a jego była szefowa – wredną i mściwą starą panną.

Siostry, trzymajcie się razem!

Powiedziałam: w oczach męskiej części zespołu. Ale kobiety również śmiertelnie się obraziły na Hankę (w damskiej toalecie niewidzialna ręka napisała o niej: ruda suka!). I tu jest pies pogrzebany. My, kobiety, zamiast być solidarne, podtrzymujemy krzywdzące nas stereotypy i logikę podwójnych standardów. Z czego to wynika? Z wychowania, lęku, przyzwyczajenia? Z głupoty? Jeżeli nie zaczniemy mówić stanowczo, jednym głosem, powstanie jeszcze wiele podobnych tekstów, a i tak się nic nie zmieni w zakresie równego traktowania płci. Będziemy tylko popychadłami na rynku pracy. Słodkimi idiotkami, specjalistkami od garów, pokornymi służebnicami panów świata.
Alicja Andrzejewska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)