Prezes zarabia krocie, a my jeździmy jak bydło
Nie dość, że bilety są coraz droższe, to jeszcze prawie codziennie dochodzi do awarii na torach. Przez to składy są poopóźniane, a pasażerowie jada poupychani jak śledzie w beczkach. Tymczasem szef kolejarskiej spółki odpowiedzialny za infrastrukturę zarabia ok. 50 tys. zł miesięcznie.
Codziennie na stołecznych torach dochodzi do jakiejś awarii. A to psuja się rozjazdy, kiedy indziej system sterowania ruchem, albo pękają szyny. Pociągi mają po kilkadziesiąt minut opóźnienia, albo są odwołane. Pasażerowie nie wiedza czy zdążą do pracy, albo czy szybko wrócą do domu. Kolejarze twierdzą, że te utrudnienia to splot wielu czynników. M.in. remontów, które oprócz awarii wpływają na kursowanie pociągów. – Oni chyba mają nas za durniów – mówi Radek Wasilewski (38 l.).
Nic dziwnego, ze ludzie się denerwują. Okazuje się bowiem, że Remigiusz Paszkiewicz, prezes PKP PLK odpowiedzialnej za infrastrukturę zarabia prawie 50 tys. zł. – Za co on bierze takie pieniądze. Przez te awarie, podróżujemy jak bydło na rzeź – denerwuje się pasażer.