Rynki wschodzące nabierają rozpędu

Ostatnie miesiące pokazują, że można się spodziewać sporych zysków z inwestycji na rynkach wschodzących, choć jeszcze do niedawna nie było o nie łatwo i wielu graczy mogło się zniechęcić do egzotycznych przygód.

Rynki wschodzące nabierają rozpędu
Źródło zdjęć: © AFP | Yoshikazu Tsuno

21.01.2013 12:49

Choć w czołówce giełd, które w 2012 r. osiągnęły najwyższe stopy zwrotu znajdują się jak zwykle reprezentanci krajów wschodzących, poszukiwacze zysków na odległych rynkach nie mieli w poprzednich kilkunastu miesiącach zbyt wielu powodów do radości. Liderami były niezawodne od kilku lat Turcja i Pakistan, gdzie indeksy zyskały po ponad 50 proc. Jednak już tylko nieco ponad 30 proc. zwyżki w Tajlandii i na Filipinach wielkiego wrażenia nie robią. Podobnej skali zysk można było osiągnąć przy znacznie mniejszym ryzyku, choćby na giełdzie we Frankfurcie czy Wiedniu, nie wspominając o warszawskim wskaźniku szerokiego rynku.

Spośród najbardziej rozreklamowanej i popularnej inwestycyjnej konstelacji zwanej BRIC (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny), jedynie indeks w Bombaju ze zwyżką sięgającą 25 proc. mieścił się w drugiej dziesiątce światowych liderów pod względem zysków. Źródłem największego rozczarowania były Chiny. Indeks Shanghai B-Share od kwietnia 2011 do końca lipca 2012 r. stracił 38 proc. Shanghai Composite poszedł w dół o 44 proc., a w jego przypadku spadkowa tendencja trwała od sierpnia 2009 do grudnia 2012 r. Oba wskaźniki zaczęły gwałtownie nabierać wysokości na przełomie listopada i grudnia 2012 r. Do końca drugiej dekady stycznia 2013 r. ten pierwszy zyskał prawie 25 proc., drugi zaś wzrósł o ponad 16 proc.

Choć podobnej skali zrywy zdarzały się na giełdzie w Szanghaju w ciągu ostatnich dwóch lat kilkukrotnie, nie doprowadzając do trwałej zmiany spadkowej tendencji, to jednak obecnej fali nie sposób lekceważyć. Być może zbyt wcześnie jest jeszcze, by już ogłaszać hossę, ale warto bacznie obserwować sytuację, a bardziej odważni inwestorzy mogą zacząć budować pozycję na tym rynku. Ostrożność wciąż jednak jest wskazana, bowiem podstawy obserwowanej od niedawna silnej zwyżki wydają się być nie do końca rozpoznane.

Z jednej strony chińska gospodarka po długim okresie spowolnienia oraz intensywnej stymulacji zarówno ze strony polityki pieniężnej, jak i rządowych inwestycji, wykazuje oznaki poprawy. Z drugiej jednak nie można jeszcze ocenić, czy to tendencja trwała, ani tym bardziej, czy zagrożenia, o których jeszcze niedawno wiele się mówiło, zostały już zażegnane (możliwość twardego lądowania, bańka na rynku nieruchomości i kredytów, niezrównoważone źródła wzrostu i początki zmian modelu rozwoju gospodarczego). Opublikowane ostatnio dane dotyczące nadwyżki handlowej, dynamiki eksportu i importu czy produkcji przemysłowej przypominają niedawne dobre czasy. Przy tym jednak PKB w 2012 r. wzrósł jedynie o 7,8 proc., a więc najsłabiej od 13 lat. Powracają ponadto obawy, bowiem w grudniu 2012 r. inflacja zwiększyła się z 2 do 2,5 proc., sygnalizując, że wciąż może być groźna i prowadzić do przyhamowania stymulacyjnego zapału tamtejszych władz. Inflacja jest niemniej groźna także w Indiach, bowiem wynosi tam 10,5 proc. i
rośnie przy jednoczesnym wyraźnym spowolnieniu tamtejszej gospodarki. Jak wskazują eksperci, słabszy wzrost w Chinach i Indiach będzie negatywnie oddziaływał na pozostałe kraje regionu, w tym na przykład na Pakistan, którego giełda przoduje w zestawieniach.

Na razie jednak duży optymizm widoczny jest na sporej części parkietów azjatyckich. Giełda w Bombaju niewiele sobie robi z widocznych już zagrożeń i od roku rośnie o ponad 25 proc. O przekraczających 30 proc. zwyżkach w Tajlandii i na Filipinach już wspominaliśmy. Znacznie słabiej radziły sobie w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy pozostałe giełdy regionu, czyli Singapur, Malezja, Indonezja czy Korea. Niewykluczone, że wzorem Chin te parkiety zaczną w tym roku bardziej dynamicznie nadrabiać dystans do liderów i zwyżkować mocniej niż do tej pory. Dla większości rodzimych graczy wybór konkretnych celów inwestycyjnych nie ma aż taki wielkiego znaczenia, gdyż z reguły inwestycji dokonują za pośrednictwem funduszy. W takim przypadku część kłopotu z wyborem odpada, pamiętać jednak należy o ryzyku związanym ze zmianami kursu walut.

Patrząc na inne strony świata, widać również spore zróżnicowanie sytuacji w poprzednim roku i szans na udane inwestycje. Z jednej strony mamy rozczarowującą Brazylię, której giełda zaczęła przyspieszać dopiero w połowie listopada 2012 r. i zyskała około 12 proc., czy podobnie zachowujący się parkiet w Chile, z drugiej zaś zyskujący w ostatnich tygodniach ponad jedną trzecią indeks w Argentynie i rosnący nieprzerwanie od półtora roku wskaźnik w Meksyku. Mimo wszystko w tym porównaniu Azja wydaje się bardziej atrakcyjna.

Rzut oka na wschodzącą Europę nie budzi entuzjazmu. Jedyną perełką mogłaby być Turcja, gdyby zaliczyć ją do naszego kontynentu. Jej nieustająca renoma wśród zarządzających funduszami daje szansę na zarobek także w tym roku, choć raczej nie tak duży, jak w 2012 r. Bułgaria, Rosja i Węgry szły od połowy ubiegłego roku niemal łeb w łeb z Warszawą. Nieco w tyle pozostawała Rumunia, która jednak od kilku tygodni zadziwia dynamiką wzrostu (od początku grudnia 2012 r. o niemal 20 proc.). Fenomen Grecji, gdzie indeks zyskał w ubiegłym roku jedną trzecią, wciąż trwa. Licząc od 17 stycznia 2012 r. zwyżka przekracza już 45 proc. Coraz częściej pojawiają się opinie, że tym tropem mogą pójść giełdy w Hiszpanii, Włoszech czy Irlandii. Ryzyko inwestycyjne jest chyba zbyt duże, by polecać taki kierunek. Podobnie jak w przypadku pozostałych giełd naszego regionu. Z tego obszaru Warszawa powinna nam wystarczyć.

Roman Przasnyski, Open Finance

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)