Samochód z Czarnkiem piratował 180 km/h. W mgnieniu oka dotarł do ministerstwa
Ile jedzie się z Lublina do Warszawy? Według nawigacji około dwie godziny, ale nie jeśli w samochodzie siedzi minister Przemysław Czarnek. Ministrowi edukacji i nauki oraz jego szoferowi wystarczyło niecałe półtorej godziny - donosi "Fakt". Jak to możliwe? Niestety, tylko za sprawą łamania prawa. Auto, które wiozło ministra, pędziło po drodze 180 kilometrów na godzinę.
26.01.2022 13:53
W Polsce takie prędkości nie są dozwolone na żadnej kategorii dróg publicznych, jednak szef resortu edukacji i nauki najwyraźniej się tym nie przejmuje. Jego szofer rozpędził służbowego mercedesa do 180 km/h, mimo że jechał po drodze z limitem prędkości wynoszącym 120 km/h - donosi "Fakt". Inni kierowcy, którzy widzieli pirata pędzącego po lewym pasie drogi, szybko zjeżdżali na prawy pas - relacjonuje dziennik.
Rajd Lublin-Warszawa
Gazeta nakryła ministra, który wracał w poniedziałek do Warszawy z Lublina, gdzie prowadził wykłady, odwiedził Wojskową Komendę Uzupełnień i swoje biuro poselskie. To właśnie spod WKU rozpoczął się półtoragodzinny rajd, który miał swoją metę pod gmachem resortu edukacji w Warszawie.
Jak ustalił dziennik, czarna furgonetka marki mercedes, którą podróżował Przemysław Czarnek, jeszcze w 2017 roku należała do Służby Ochrony Państwa. Dlatego skierował do SOP pytanie o zasady korzystania z tego pojazdu przez ministra, a szefa resortu poprosił o skomentowanie tej szaleńczej jazdy. Jak jednak czytamy, minister nie odpowiedział, a SOP uchyliła się od odpowiedzi.
Zgodnie z nowym taryfikatorem za przekroczenie prędkości o ponad 60 km/h można dostać mandat w wysokości aż 2 tys. zł.
Władza i prędkość idą w parze
Piratów drogowych wśród polityków i ich szoferów jest więcej. Ostatnio popis dali m.in. Donald Tusk, marszałek Elżbieta Witek i ministrowie Mariusz Kamiński i Henryk Kowalczyk - przypomina dziennik.
Warto też dodać, że również głośny wypadek kolumny przewożącej Beatę Szydło z 2017 roku związany był z przestrzeganiem przepisów. W tej konkretnej sprawie chodziło o zasady przejazdu pojazdów uprzywilejowanych i obowiązek używania świetlnych i dźwiękowych sygnałów przez samochody, które jadą w takiej kolumnie. Według najnowszych doniesień auta nie miały włączonych sygnałów dźwiękowych i dlatego w świetle prawa nie były pojazdami uprzywilejowanymi.