Skąd się biorą rybne "paragony grozy"? Rybak wyjaśnia
Wiele osób nie wyobraża sobie urlopu nad polskim morzem bez wizyty w smażalni. Jednak smażony dorsz nad Bałtykiem coraz częściej staje się towarem luksusowym dla turystów. Oto, skąd wynikają wysokie ceny.
Ceny ryb to temat-rzeka nad polskim morzem. Z naszej analizy wynika, że np. w jednym z barów w Grzybowie za porcję ryby z frytkami i surówką trzeba zapłacić około 45 zł.
Jak donosi portal slawno.naszemiasto.pl, w Ustce, Darłowie, czy Jarosławcu za 100 gramów dorsza płaci się od 15 do nawet 17 zł, a to oznacza 150 zł i 170 zł za kilogram.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dzieci oszalały na punkcie tego napoju. O co chodzi z Wojankiem?
Skąd się biorą rybne "paragony grozy"?
Grzegorz Hałubek, prezes Związku Rybaków Polskich, tłumaczył portalowi, że jednym z głównych powodów wysokich cen jest unijny zakaz połowu dorsza w Bałtyku, obowiązujący od 2020 roku. Mimo ograniczeń, populacja dorsza nie odbudowuje się tak jak w innych regionach Europy.
Jego zdaniem to efekt wieloletniej polityki Unii Europejskiej, która pozwalała na działalność tzw. paszowców, czyli wielkich zagranicznych kutrów prowadzących intensywne połowy na potrzeby przemysłu.
Za tę politykę płacą teraz turyści, jedząc bardzo drogiego dorsza w nadmorskich miejscowościach. I mogą mówić o wielkim szczęściu, jeśli ten dorsz jest bałtycki, bo w większości jest on atlantycki, złowiony przez kutry duńskie, szwedzkie, islandzkie – podkreślał.
Import z Atlantyku
Większość ryb, które trafiają na talerze turystów, pochodzi z Atlantyku. Jak szacował w rozmowie z portalem emerytowany rybak z Darłowa, Krzysztof Olbryś, nawet 90 proc. dorsza serwowanego w sezonie letnim nad polskim morzem to ryba importowana z wód islandzkich, norweskich czy duńskich.
To oznacza, że cena surowca jest uzależniona od europejskich stawek hurtowych. W Ustce czy Darłowie trudno znaleźć świeżego dorsza. Rybacy mówią wprost, że dorsz w Bałtyku występuje sporadycznie. Jeśli już się pojawia, jest chudy i niewielki.
Dozwolone jest natomiast pozyskiwanie dorsza w ramach "przyłowu", czyli podczas połowu innych gatunków, jednak są to zazwyczaj śladowe ilości.
Grzegorz Hałubek, prezes Związku Rybaków Polskich tłumaczył, że łańcuch ekosystemu Bałtyku został przerwany. Dorsz potrzebuje śledzi i szprotów, a ich stada zdziesiątkowano przez przemysłowe połowy.
Polacy szukają oszczędności w smażalniach
Ceny hurtowe dorsza wzrosły o ok. 30 proc. rok do roku, podawał "Fakt". W niektórych smażalniach 100 gramów tej ryby kosztuje już 20 zł. Na wahania cen reagują klienci, którzy szukają oszczędności.
"Kiedyś zamawiano całe porcje dorsza, teraz coraz częściej słyszymy pytania o możliwość podzielenia ryby na pół. Dziewczyny na bufecie zaczynają rozmowę od pytania, czy porcja nie jest za duża. Tego wcześniej nie było" - przyznał w rozmowie z "Faktem" Marcin, który prowadzi smażalnię ryb w Kołobrzegu (woj. zachodniopomorskie).