Awantura o dorsza. Internet huczy, Biedronka wyjaśnia
Biedronka znalazła się w ogniu krytyki, gdy okazało się, że ryba sprzedawana jako "dorsz czarny" to w rzeczywistości czarniak. Choć nazwa jest zgodna z prawem, to wymaga odpowiedniego oznaczenia. Podobny chwyt marketingowy jest stosowany również w smażalniach nad polskim Bałtykiem.
Sprawę nagłośnił profil "Pomysłodawcy" na Facebooku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Biedronka rozpycha się na Słowacji. Czy jest taniej niż w Polsce? Sprawdzamy
"Dorsz" w Biedronce na celowniku. Tak tłumaczy się sieciówka
Ze zdjęć, które opublikował prowadzący konto, wynika, że sprzedawany w Biedronce "dorsz czarny" to w rzeczywistości czarniak, czyli Pollachius virens. Choć na opakowaniu widnieje łacińska nazwa, nie jest ona umieszczona na przedniej etykiecie. To wywołało dyskusję w sieci.
"Idealny przykład na to, dlaczego nie kupuje ryb w dyskontach tylko w rybnym" - przyznaje internautka. Inni uczestnicy dyskusji zwracają uwagę, że dorsz czarny pod tą nazwą jest dostępny w handlu od wielu lat. "Słowo dorsz może zmylić, pewnie o to chodzi" - kontruje kolejny użytkownik.
W odpowiedzi na pytania serwisu portalspozywczy.pl Biedronka potwierdza, że sprzedaje dorsza czarnego, potocznie nazywanego czarniakiem. Jest dokładnie odwrotnie - to czarniaka nazywamy zwyczajowo dorszem czarnym.
Zgodnie z polskimi przepisami czarniak może być oznaczany jako "dorsz czarny", ale tylko przy jednoczesnym podaniu jego prawidłowej nazwy. Biedronka tłumaczy, że stosuje się do tych zasad.
"Już wiele lat temu dopuszczono do użytku handlowego nazwę "dorsz czarny", która widnieje na opakowaniach produktu dostępnego w sklepach sieci" - przekonuje Ewelina Grabowska, menedżerka ds. jakości produktów świeżych w sieci Biedronka, cytowana przez serwis.
Czarniak należy do rodziny dorszowatych, co uzasadnia takie oznaczenie. Mięso tej ryby jest ciemniejsze i bardziej zwarte - nadaje się bardziej do zup, a nie do smażenia. Czarniak uchodzi też za rybę tańszą niż dorsz.
Afera o czarniaka w Mielnie
Jednak Tomasz Strzelczyk, uczestnik IV edycji programu "Masterchef", ujawnił niedawno na swoim kanale na YouTubie, że smażalnie nad Bałtykiem sprzedają czarniaka, choć w menu widnieje nazwa dorsz. Na takie oszustwo natknął się w jednej z knajp w Mielnie.
- Nie było żadnych przeprosin, wyjaśnień, rekompensaty - przyznał kucharz w rozmowie z portalem o2.pl.
Dodatkowo zwrócił uwagę, że 80 proc. restauracji w pasie nadmorskim niewłaściwie informuje turystę, jaką rybę oferuje. - W większych miejscowościach restauracje sobie na to nie pozwalają. Ale w tych mniejszych knajpy otwierają się na dwa miesiące i to wynika z oszczędności. Nie jest powiedziane, że czarniaka nie można sprzedawać, ale to musi być napisane w karcie - podkreślił.