Spór o znikającą rzekę. Ekolodzy i wędkarze powstrzymali zrzut wody
Bicie na alarm przyniosło skutek – spółka PGE Energetyka Odnawialna dosłownie w ostatniej chwili odstąpiła od planowanego zrzutu wody, który zabiłby tony ryb, a niewykluczone, że i ptactwo wodne. Nie rozwiązuje to jednak innego problemu, bo starorzecze Sanu dosłownie znika w oczach.
PGE Energia Odnawialna to spółka, w której posiadaniu znajduje się m.in. elektrownia wodna na zaporze w bieszczadzkich Myczkowcach. Tama powstała w latach 50. ubiegłego wieku, zbudowano ją w bardzo specyficznym miejscu. Rzeka San otacza tu wzgórze Grodzisko, tworząc swoistą podkowę.
Zapora przegrodziła San, a woda została skierowana podziemnym tunelem z jednego końca podkowy na drugi. W ten sposób odgrodzono od napływu świeżej wody spory kawałek rzeki. To właśnie starorzecze, które powoli zarasta, ale jest rajem dla dzikiej przyrody, ryb, a także źródłem zarobku dla lokalnych wędkarzy.
Jak zapewnić mu dopływ wody? Stosowanym dotychczas rozwiązaniem jest zrzucanie dużych ilości wody dwa razy w roku.
Obejrzyj: W lasach pojawiły się grzyby. "To jeszcze nie jest wysyp"
- Wie pan, co się dzieje po takim zrzucie? Ryby pływają do góry brzuchami, rzeka staje się jałowa, nie ma w niej życia. A tu co drugie gospodarstwo żyje z wędkarzy, przecież nikt tu nie przyjeżdża, żeby opalać się w krzakach czy coś w tym stylu. A tu z wędką posiedzieć, to jak w raju, jedno z najpiękniejszych miejsc w kraju – mówi mi siedzący nad rzeką wędkarz.
I to właśnie wędkarze jako pierwsi podnieśli alarm o kolejnym planowanym zrzucie wody z zapory w Myczkowcach. Otwarcie wielkich zaworów zabiłoby ryby w starorzeczu Sanu.
Pierwszym niebezpieczeństwem byłoby dla nich samo "spłukanie". W ten sposób zginąłby w zasadzie cały narybek, wielka fala mogłaby też zagrozić gniazdującym przy lustrze wody ptakom. Tak stało się przecież w 2018 roku po zrzucie wody ze stopnia we Włocławku. Zginęły tysiące ryb i zostały zniszczone gniazda i jaja chronionych gatunków ptaków. Do dziś trwa batalia sądowa w tej sprawie – ekolodzy domagają się ukarania winnych.
Drugie niebezpieczeństwo dla przyrody niosłaby ze sobą różnica w temperaturze wody. Już cieplejsza o 2 stopnie Celsjusza woda po zrzucie (w zbiorniku zaporowym jest cieplejsza niż w rzece) powoduje obumarcie ikry i śmierć narybku, ale może być też groźna dla części dorosłych ryb. Z kolei wzrost temperatury o 4-5 stopni prowadzi do śmierci ryb z przegrzania. Nie liczymy w tym ryb, które zginęłyby po ekspresowej podróży z zalewu przez zawory zapory, a następie 15 metrów w dół, prosto w powstałą kipiel.
"Ubiegłoroczny zrzut wody, który nastąpił 12 czerwca, bardzo niekorzystnie wpłynął na populacje nie tylko młodocianych form wszystkich gatunków ryb, ale i także na osobniki starsze. Mimo zarybień populacja do końca 2019 roku nie została odbudowana" - pisze w piśmie do PGE EO regionalny oddział Polskiego Związku Wędkarskiego.
Wędkarze zauważają też, że populacja ryb nie miała szans się odrodzić, bo w listopadzie 2019 roku odbył się kolejny zrzut wody, tuż po tarle pstrągów potokowych. Połowa tarlisk i złożona w nich ikra została zniszczona.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Dlaczego elektrownia zrzuca wodę?
Bo ma taki obowiązek. Jak tłumaczy money.pl Michał Kucaj z PGE Energia Odnawialna, na Zespół Elektrowni Wodnych Solina-Myczkowce nałożony jest nakaz wykonywania takich zrzutów dwa razy w roku, w okresie jesiennym i wiosennym, w uzgodnieniu z Regionalnym Zarządem Gospodarki Wodnej w Rzeszowie, czyli de facto spółką Wody Polskie.
- Zrzuty takie realizowane były od roku 2014 i mają na celu przeciwdziałanie zakorzenieniu się zbędnej roślinności zarówno w korycie rzeki San, jak i na zalewanych terenach – mówi Michał Kucaj.
Sęk w tym, że Wody nie mogą zabronić zrzutu wody, mogą jedynie przekazać swoje stanowisko w tej sprawie. I ostatnio zrobiły to dwukrotnie, negatywnie opiniując plan zrzutu wody. Jak mówi nam rzecznik rzeszowskiego oddziału Wód Krzysztof Gwizdak, opinia ta dla PGE EO wcale nie jest wiążąca.
Pisma do energetycznej spółki słały organizacje ekologiczne, w tym WWF, Polski Związek Wędkarski i same Wody Polskie. Zdawałoby się, że bez efektu. Zrzut wody zaplanowany był na 5 czerwca na godzinę 10. Był – bo 4 czerwca po południu został odwołany.
- Termin najbliższego zrzutu, planowanego pierwotnie na 5 czerwca, zostaje przełożony na termin późniejszy, który uzgodniony zostanie z Regionalnym Zarządem Gospodarki Wodnej – informuje nas Michał Kucaj.
PGE dodaje, że opracuje inne metody oczyszczania koryta rzeki, które nie będą powodowały tak dużego zagrożenia dla środowiska naturalnego.
- Cieszymy się, że udało się tym razem zapobiec zniszczeniu przyrody. Mamy nadzieję, że elektrownia wraz z organizacjami ekologicznymi i środowiskiem wędkarskim wypracuje alternatywne rozwiązania, które nie będą pociągały za sobą dewastacji przyrody - mówi Alicja Pawelec, specjalistka ds. ochrony wód z WWF Polska.
Przyrodę w Bieszczadach od wieków próbowano okiełznać - toporami, dzidami, potem betonem i bronią palną. A i tak nie poddawała się łatwo – największa bieszczadzka inwestycja, czyli zapora nad Soliną również pochłonęła setki istnień, także ludzie ginęli podczas jej budowy. Nie bez znaczenia jest jej sama nazwa - zapora nie leży obok miejscowości Solina. To wieś, która jest głęboko pod wodą – została zatopiona, wraz z budynkami, cmentarzami i całą przyrodą.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl