Sport to nie zabawa, to ciężka praca

Pracę zaczynają będąc jeszcze dziećmi, choć wydaje się, że jest to dla nich zabawa. Jednak trwające po kilka, a potem kilkanaście godzin treningi, trudno nazwać dziecięca zabawą

Sport to nie zabawa, to ciężka praca
Źródło zdjęć: © PAP

09.08.2012 | aktual.: 17.06.2014 09:41

Michael Phelps, najbardziej utytułowany sportowiec na świecie, przygodę ze sportem rozpoczął w wieku siedmiu lat. Teraz, w Londynie, po zdobyciu w sumie 22 medali olimpijskich, w tym 18 złotych (najwięcej w historii sportu), zapowiedział koniec kariery.

- Bez obrazy dla ludzi po trzydziestce, ale powiedziałem sobie, że nie będę pływał po ukończeniu 30 lat. Mam 27, więc chcąc być wierny postanowieniu i tak nie mógłbym rywalizować w Rio de Janeiro. Zrobiłem rzeczy, których nikt przede mną nie dokonał. Czas na coś innego - powiedział podczas konferencji w Londynie.

Łatwo można policzyć, że Phelps przepracował jako sportowiec dwadzieścia lat. Zamiast do fabryki, chodził na basen. Zamiast pracować na taśmie – pływał. Każdego dnia od ośmiu do dziesięciu godzin. Na wielką skalę wysiłek zaowocował, gdy pływak miał 15 lat. W 2001 roku w Fukuoka na Mistrzostwach Świata zdobył pierwszy złoty medal karierze, na dystansie 200 m stylem motylkowym, pobijając przy tym rekord świata wynikiem 1.54.58. Wówczas stał się najmłodszym w historii pływakiem, który pobił rekord świata. Polscy sportowcy pracują równie ciężko i zaczynają równie wcześnie.

Celny strzał

Pierwsza radość na Igrzyskach Olimpijskich przyniosła nam Sylwia Bogacka. Polska zdobyła srebrny medal olimpijski w strzelectwie, w konkurencji karabinu pneumatycznego na dystansie 10 m. Urodzona w 1981 roku, strzelectwo trenuje od 18 lat, ale dotąd nie dane jej było stanąć na olimpijskim podium.

Na co dzień Sylwia Bogacka jest żołnierzem Wojska Polskiego w stopniu starszego szeregowego. Znajduje jednak czas, by swojej pasji poświęcać długie godziny. - Przez ostatni rok trenowałam tak dużo, że trener obawiał się, czy wszystko ze mną w porządku – powiedziała po zdobyciu medalu. Broni nikomu nie oddaje i czasem nią rozmawia. Na kulę mówi „maleństwo”.

Trochę przez przypadek

Magdalena Fularczyk w dwójce podwójnej wspólnie z Julią Michalską zajęły trzecie miejsce w olimpijskim finale. Z Igrzysk w Londynie przywiozły brązowy medal.

Fularczyk zapytana o swoje wrażenia tuż po minięciu linii mety, powiedziała krótko: - Kojarzę tylko tablicę, na której wyskoczyło „3 POL” i powiedziałam sobie wtedy: „No to teraz mogę się położyć”.

Po dopłynięciu do mety wioślarka zasłabła. Przyznała potem, że przez ostatnie 300 metrów modliłam się o siłę, bo jej plecy przestały funkcjonować, a całe ciało odmawiało posłuszeństwa. Dzięki zabiegom lekarzy była w stanie stanąć na podium i odebrać medal. Urodzona w 1986 roku Magdalena, przygodę z wioślarstwem rozpoczęła przez przypadek W szkole podstawowej szukała sportu, który mogłaby uprawiać. Pchała kulą, biegała na 800 metrów, także i przełaje, miała epizod z siatkówką. Gdy była uczennicą gimnazjum, nauczycielka wychowania fizycznego, która trenowała wioślarstwo, oceniła, że jej uczennica ma predyspozycje właśnie do tej dyscypliny. Tak się zaczęło. Potem przyszły treningi trwające po kilka godzin dziennie. Julia też wiosłuje przez przypadek. Trzynaście lat temu, w szkole podstawowej w Poznaniu, pojawił się trener tej dyscypliny. Spróbowała i tak już zostało.

Przerzucanie ton żelastwa

Adrian Zieliński zdobył złoty medal w podnoszeniu ciężarów w kategorii wagowej 85kg. Ciężko trenował, żeby odnosić sukcesy i, jak mówi, cały czas jest głodny zwycięstw. Przed igrzyskami trenował dwa razy dziennie (co najmniej sześć godzin na siłowni) i przerzucał 80 ton każdej doby.

Również Bartłomiej Bonk, brązowy medalista w kategorii do 105 kg., spędza na treningach długie godziny. W gwizdek24.se.pl podsumował swoją pracę: - My, ciężarowcy nie jesteśmy normalnymi ludźmi, bo przecież normalny człowiek nie chodzi codziennie na trening, przerzucać tony żelastwa.

W pogoni za wiatrem

Zofia Klepacka, reprezentantka Polski w windsurfingu, mistrzyni i dwukrotna wicemistrzyni świata w olimpijskiej klasie RS:X i brązowa medalistka XXX letnich Igrzysk Olimpijskich w Londynie, jest absolwentką Liceum im. Xawerego Dunikowskiego w Warszawie (Szkoła Mistrzostwa Sportowego). Zanim jednak do niej poszła, już trenowała. Jako dziesięciolatka, przez przypadek, wzięła udział w mistrzostwach Warszawy klasy Cadet na Zalewie Zegrzyńskim. Bez przygotowania i doświadczenia stała się partnerem o cztery lata starszego brata. Od tego czasu Zosia pozostała wierna żeglarstwu. Sport pochłonął ją bez reszty. Postępy robiła bardzo szybko. Jako 14-latka pojechała na mistrzostwa świata do hiszpańskiej Murcii. Wróciła ze złotym medalem.

Jej praca, czyli treningi, nie jest łatwa. Trudno znaleźć cichy kącik, w którym mogłaby się zaszyć. W wielu krajach zna tylko wybrzeża i często nie wie, jak wyglądają miasta. Dziennie spędza około 5-6 godzin na wodzie, a do tego dochodzi jeszcze trening ogólnorozwojowy. Cały czas musi podążać za wiatrem. Poszukuje go na całym świecie, choć najczęściej spotkać ją można pływającą u brzegu Cypru.

- Uprawiam sport, który wymaga dość specyficznych warunków pogodowych, w związku z czym bywam w bardzo wielu miejscach na świecie. Cypr jest nie tylko miejscem moich przygotowań do zawodów, ale także moją enklawą, miejscem, gdzie będę odpoczywać z przyjaciółmi - mówi Zosia.

ml/JK

sportowcyolimpijczycysport
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (76)