Ta oszustka ukradła 7 mln zł i... jest wolna!

Tak się w Polsce kradnie miliony. Magdalena B. (26 l.) z Przemyśla na Podkarpaciu stworzyła piramidę finansową i zgarnęła 7,2 mln zł. Teraz przebiegła oszustka stanęła przed sądem, ale zupełnie nie wygląda na zmartwioną. Przeciwnie – bezczelnie śmieje się swoim ofiarom w twarz. A że sąd dopuścił zamianę jej aresztu na kaucję, cieszy się wolnością i fortuną, którą ukryła tak sprytnie, że śledczym nie udało się odzyskać nawet złotówki!

Ta oszustka ukradła 7 mln zł i... jest wolna!
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

16.08.2013 | aktual.: 16.08.2013 07:37

Magdalena B. była uznawana za jedną z najlepszych agentek ubezpieczeniowych w Polsce. Pracowała pod szyldem jednej ze znanych firm. Legalnie z prowizji potrafiła zarobić miesięcznie nawet 40 tys. zł. Ale to jej nie wystarczyło.

Postanowiła swój talent wykorzystać do zdobycia fortuny. Ludzi, którzy przychodzili kupić np. ubezpieczenie, namawiała do założenia super lokaty. Obiecywała ogromne i szybkie zyski. Po miesiącu na 80 tys. zł można było u niej rzekomo zarobić 5 tys. zł. Procenty, który nie oferował żaden bank, kusiły klientów. Rekordzistka wpłaciła prawie 750 tys. zł, 20 innych osób od 100 tys. do pół miliona. Niektórzy brali kredyt pod zastaw domu.

– Byłem przyjmowany w biurze, dostawałem potwierdzenia na firmowych drukach, a agentka była niezwykle przekonująca. To wszystko uśpiło moją czujność – mówi jeden z oszukanych. Wieści o niezwykłej ofercie zaczęły rozchodzić się pocztą pantoflową. Chętni sami zaczęli zgłaszać się do pani Magdy. Ona początkowo wypłacała niewielkie zyski, ale jednocześnie nakłaniała na ponowne zakładanie lokat, oferując jeszcze większe procenty. Po kilku miesiącach nagle jednak zaczęła unikać klientów. Zbywała ich, wymyślając przeróżne powody. – Kiedy naciskałam na spotkanie, wysłała mi esemesa, że popełni samobójstwo, bo już tego nie wytrzyma – opowiadała w sądzie pielęgniarka, która straciła ponad 450 tys. zł. Magdalena B. w swoim przekręcie miała pomocnika – szefa oddziału, a zarazem swojego kochanka – Marka P. (53 l.). On również jest oskarżony, tak samo jak jej współpracownik Mateusz Ż. (24 l.).

Co dziwne, wciąż nie wiadomo, co stało się z fortuną. Kobieta nie ma żadnego majątku, pochodzi z niezamożnej rodziny, jej matka pracuje w markecie.

A oszustka podczas procesu nawet na chwilę nie traci pewności siebie. Śmieje się, kiedy jej ofiary opowiadają o swoim dramacie, albo znudzona... maluje usta.

Najgorsze jednak jest to, że oszustka cieszy się wolnością. Sąd pozwolił, by zamienić jej areszt na kaucję. Wpłaciła więc 100 tys. zł i wyszła! Skąd miała te pieniądze, skoro tłumaczy, że z 7 mln złotych nic jej nie zostało? Oficjalnie kwotę wpłaciła dalsza rodzina... Oszustce grozi 10 lat więzienia. – Ona to wszystko dobrze przekalkulowała. Liczyła się z odsiadką wiedząc, że potem będzie do końca życia prawdziwą bogaczką – mówi nam jeden ze śledczych. Pytanie tylko, czy z ukrytym gdzieś majątkiem cwaniara zechce w ogóle czekać na wyrok. Czy może pewnego dnia zniknie z Polski, a oszukani przez nią ludzie zostaną z niczym...

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1051)
Zobacz także