Trzymajcie się, będzie trzęsło
Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) tnie prognozy dla światowej
gospodarki. Spowolnienie dociera także do Polski. Kto ucierpi? Niestety, najbiedniejsi!
18.07.2012 | aktual.: 19.07.2012 14:10
Światowy wzrost gospodarczy w tym roku będzie niższy wobec ostatniej prognozy o 0,1 proc. i wyniesie 3,5 proc. W roku 2013 rozwój będzie niższy o 0,2 proc. i osiągnie poziom 3,9 proc. Znacznie gorzej wygląda jednak sytuacja państw rozwiniętych. Choć MFW utrzymał szacunki dla ich gospodarek, to i tak będą się rozwijały ponad dwa razy wolniej niż reszta globu. W roku 2012 ich PKB wzrośnie średnio o 1,4 proc. A w 2013 roku o 1,9 proc. To o 0,2 proc. gorzej od poprzedniej prognozy.
MFW wskazuje, że kryzys będzie nie tylko głębszy, lecz także będzie trwał dłużej. Światowa gospodarka traci bowiem swoje podstawy. Dotychczas w czasie kryzysu można było liczyć na zdrowszą sytuację w innej części globu. Podczas załamania gospodarki w latach 2008-2009 światową gospodarkę wspierały Chiny. Wówczas wzrost ich PKB sięgał 9 proc. W 2010 osiągnął 10 proc.
Z ustaleń MFW wynika, że w 2012 i 2013 roku wzrost PKB w Chinach spadnie w okolice 8 proc. Same władze Państwa Środka przewidują, że wskaźnik ten w 2012 roku będzie jeszcze niższy i wyniesie 7,5 proc. Jeśli prognozy się sprawdzą będzie to najgorszy wynik od ponad dwudziestu lat.
Gdy Europę ogarnął kryzys zadłużenia wsparciem były Stany Zjednoczone, których gospodarka po wyjściu z kryzysu finansowego w ostatnich dwóch latach zachowywała się całkiem przyzwoicie. Teraz i ich gospodarka jest zagrożona. Najnowsze analizy Goldman Sachs oraz Deutsche Bank pokazują ostry spadek aktywności gospodarczej. W tej sytuacji gospodarka za oceanem może nie urosnąć w tym roku o spodziewane 2 proc.
Ostatni bastion rozwoju ekonomicznego na Starym Kontynencie - Niemcy, w tym roku zanotują trzykrotnie niższy wzrost niż w 2011 roku. Wyniesie on jedynie 1 proc. Cała strefa euro tylko w pierwszym kwartale 2012 roku skurczyła się o 0,1 proc.
Polska - mimo złych warunków za granicą - ma być liderem. Średni wzrost PKB za 2012 i 2013 rok ma być najwyższy w Europie i należeć do jednych z wyższych na świecie. Będziemy się rozwijać, według NBP, w tempie około 3,5 proc.
Niestety to, co widać w danych ekonomicznych jest mniej dostrzegane przez zwykłych obywateli. Mimo stosunkowo wysokiego wzrostu, nie osiągnie on poziomu, który generowałby nowe miejsca pracy. W 2011 roku polska gospodarka rozwijała się w tempie ponad 4 proc., ale bezrobocie wzrosło i od pół roku utrzymuje się według Eurostatu na poziomie ok. 10 proc. Statystyki GUS mówią o 12,6 proc.
Największym naszym problemem w okresie nadchodzącego spowolnienia będzie nie wzrost PKB, lecz idące wraz z mniejszą dynamiką gospodarczą, ograniczanie miejsc pracy oraz mniejszy wzrost płac.
- Jeśli mamy do czynienia z wysokim bezrobociem, ludzie boją się o swoje miejsca pracy i rezygnują z nacisków na swojego pracodawcę, by dał im podwyżkę. Ewentualnie obniżają jej skalę - mówi Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.
Wzrost cen w naszym kraju należy do najwyższych na Starym Kontynencie. Gorzej mają jedynie Malta, Estonia i borykające się z ogromnymi problemami Węgry. W pierwszych miesiącach tego roku wzrost płac był wyższy niż wzrost cen, lecz w nadchodzących miesiącach będzie o to znacznie trudniej. Przeciętne wynagrodzenie Polaka w czerwcu wzrosło o 4,3 proc. w stosunku do analogicznego okresu przed rokiem. W czerwcu rok do roku inflacja wyniosła także 4,3 proc. Przy niższym o jedną trzecią wzroście gospodarczym płacom będzie znacznie trudniej dorównać dynamice cen. Tymczasem prognozy NBP na ten rok mówią o inflacji na poziomie 4 proc., czyli zbliżonym do obecnego jej poziomu.
Dodatkowo w największym stopniu podwyżki dotykają mniej zamożną grupę Polaków. Największy wzrost cen dotyczy transportu, energii oraz żywności.
- Te wydatki są dla normalnego człowieka niemożliwe do pominięcia czy zastąpienia, zatem każdy je ponosi. Najubożsi przeznaczają na ten cel o wiele większą część swoich dochodów - tłumaczy Maciej Rapkiewicz z Instytutu Sobieskiego.
Pierwszym znaczącym sygnałem, że kryzys z Zachodu dotarł do naszego kraju był spadek tempa PKB z 4,2 do 3,8 proc. w pierwszym kwartale bieżącego roku. Dobitnie jednak o tym przekonały dane z połowy lipca mówiące o pierwszym od 2009 roku spadku zarówno eksportu, jak i importu.
- To pierwsze tak wyraźne ostrzeżenie przed recesją. Jego znaczenie widoczne jest wówczas, gdy uświadomimy sobie, że aż 77 proc. naszego eksportu trafia do krajów Unii Europejskiej, a z tego ponad połowa do państw strefy euro - wyjaśnia Roman Przasnyski z Open Finance.
Potwierdzeniem tej sytuacji są informacje o czerwcowym spadku tempa produkcji przemysłowej. Choć spodziewano się 4 proc. wzrostu rok do roku, to wyniósł on zaledwie 1,2 proc.
Przed recesją w strefie euro tym razem może nie uchronić nas duży rynek wewnętrzny. Siła nabywcza Polaków bowiem także ucierpi na spowolnieniu. Już widać to po spadku importu i kiepskiej sytuacji na rynku pracy. Gdy pojawią się dane o lipcowej sprzedaży detalicznej, oczyszczone z wpływów Euro 2012, może się okazać, że kupujemy znacznie mniej niż zakładano.
Zarazem eksperci zaznaczają, że problemy nie skończą się wraz z końcem tego roku.
- Ostatnie dane wskazują jednoznacznie na spowolnienie gospodarcze w najbliższych miesiącach. Jednocześnie ewentualne odbicie tego niekorzystnego trendu może nastąpić dopiero w połowie 2013 roku - mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Kredyt Banku.
MFW podkreśla, że i tak kiepskie perspektywy dla światowej gospodarki zrealizują się, jeśli podjęte zostaną odpowiednie kroki. Fundusz podkreśla, że niezbędne jest bardziej efektywne działania w stymulacji wzrostu i przeciwdziałaniu zadłużaniu się w Europie. W Stanach Zjednoczonych z kolei konieczna jest obniżka podatków. Bardziej aktywna powinna być także polityka banków centralnych we wspomaganiu rozwoju, także w państwach rozwijających się.