Ubezpieczyciele grają jedną kartą

Wysokie prowizje, horrendalne opłaty za likwidację ubezpieczenia lub oferowanie go tym, którzy w ogóle go nie potrzebują - to najpoważniejsze zarzuty wobec ubezpieczeniowych funduszy kapitałowych. W odpowiedzi na krytykę firmy przygotowały "Kartę produktu". Tyle że zdaniem Biura Rzecznika Ubezpieczeniowych to pułapka zastawiona na klientów.

Ubezpieczyciele grają jedną kartą
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

14.05.2013 | aktual.: 15.05.2013 08:00

Jej projekt powstał w czasie prac Polskiej Izby Ubezpieczeń (PIU) nad rekomendacją dobrych praktyk informacyjnych. W założeniu karta ma ułatwić dotarcie z przekazem informacyjnym do konsumenta, tak aby od razu wiedział co i za ile kupuje.

- Podstawowym zadaniem karty jest umożliwienie rozumienia kluczowych cech danego produktu inwestycyjnego, w tym wysokości i rozłożenia w czasie opłat oraz podjęcia świadomej decyzji inwestycyjnej - tłumaczy Marcin Tarczyński z PIU.

Dokument został przesłany do wielu instytucji do konsultacji. Pozytywnie na jego temat wypowiedziała się Komisja Nadzoru Finansowego, ale Biuro Rzecznika Ubezpieczonych (BRU), instytucja, której głównym zadaniem jest obrona interesów konsumentów, wytoczyła działa ciężkiego kalibru. Zdaniem jej ekspertów karta będzie wytrychem, który pozwoli ubezpieczycielom przemycać w umowach klauzule niedozwolone, zapisy niezgodne z prawem lub naruszające interesy klientów.

Co może być zagrożeniem?

Zdaniem Cezarego Orłowskiego, głównego specjalisty z Biura Rzecznika Ubezpieczonych, jednym z ważniejszych braków karty jest pominięcie w projekcie kwestii wysokości opłat likwidacyjnych, czy też minimalnej wartości wykupu.

- Poza missellingiem, czyli niewłaściwą sprzedażą, najczęstszą płaszczyzną sporów prowadzonych pomiędzy konsumentem a ubezpieczycielem jest wysokość i konstrukcja opłaty likwidacyjnej oraz wykupu ubezpieczenia - zauważa Cezary Orłowski.

Warto przypomnieć, że dziś w wielu UFK opłata likwidacyjna wynosi 90 proc. Takie zapisy zostały wcześniej wpisane do rejestru klauzul niedozwolonych. To dlatego jego zdaniem należy tę sprawę ostatecznie wyjaśnić, by ukrócić nadużycia.

Polska Izba Ubezpieczeń ma na to odpowiedź. Zdaniem Marcina Tarczyńskiego jakakolwiek próba podjęcia przez PIU działań związanych z regulacją wysokości którejkolwiek z opłat w produktach z UFK byłaby działaniem nielegalnym, a konkretnie ograniczaniem konkurencji i oznaczałaby interwencję UOKiK.

- Podstawowym celem samoregulacji rynku jest zwiększanie przejrzystości oferty produktowej i informacji marketingowej przy jednoczesnym zachowaniu reguł rynkowej konkurencji pomiędzy ubezpieczycielami - dodaje Tarczyński.

Specjalista z Biura Rzecznika Ubezpieczonych zwraca uwagę na to, że w obecnym momencie projekt "Karty produktu" zawiera pięć stron. Jego zdaniem to za dużo. Obawia się, że może się ona stać kolejnym dokumentem wraz z o.w.u. oraz pozostałymi załącznikami, które będą zniechęcały do zapoznania się z ich treścią. Już teraz konsumenci mają z tym problemy, bo dostają za dużo informacji zapisanych trudnym językiem.

- To kwestia jak najbardziej do dyskusji. Zawsze istnieć będzie rozbieżność między ilością potrzebnych klientowi informacji a objętością dokumentu. Przeanalizujemy "Kartę produktu" raz jeszcze i zastanowimy się, czy jest możliwe skrócenie objętości dokumentu bez szkody dla rzetelnej informacji klienta - odpowiada na taki argument Marcin Tarczyński.

Analityk PIU nie zgadza się z zarzutem Cezarego Orłowskiego, że na karcie nie ma informacji wskazującej wynagradzania przez ubezpieczyciela "sprzedawcy", który często sprzedając UFK przedstawia się, jako niezależny "doradca". Marcin Tarczyński zwraca uwagę, że w rekomendacji stwierdzono, że klient ma być poinformowany o wszelkich opłatach dystrybucyjnych niezależnie od tego, czy są one pobierane z góry w trakcie trwania, czy przy zakończeniu ubezpieczenia.

Tarczyński odpiera także zarzut, że rekomendacja nie zobowiązuje podmiotów zajmujących się dystrybucją UFK, banków i pośredników finansowych, do przyjęcia tego dokumentu. Analityk PIU twierdzi, że przyjęcie rekomendacji przez dowolny zakład oznacza, że odpowiada on również za to by "Karta produktu" była przekazywana klientowi niezależnie od sposobu dystrybucji - w każdym banku i u każdego pośrednika finansowego. Podkreśla, że w rekomendacji istnieje zapis, który zobowiązuje do podania na karcie wszystkich podmiotów, które uczestniczą w procesie transakcji. Także pośrednika, jeśli taki występuje.

Jak dochodzić swoich praw?

Kwestia rozwiązywania ewentualnych sporów między klientami a firmami ubezpieczeniowymi jest jedną z bardziej wrażliwych.

- Szczególnie cieszyłaby nas deklaracja banków i ubezpieczycieli, że będą oni rozstrzygać spory z ubezpieczonym powstałe w związku z umową ubezpieczenia UFK przed Sądem Polubownym. Niestety w rekomendacji jest brak takich zapisów - dodaje Orłowski.

Zdaniem Tarczyńskiego z PIU "Karta produktu" nie temu ma służyć. Nie jest ona wzorcem umownym, nie kształtuje praw ani obowiązków stron, więc nie zawiera żadnych deklaracji odnoszących się do sposobów rozstrzygania sporów. - Dokumentem właściwym do ustalenia sposobu rozwiązywania sporów, w tym sądu polubownego, są wzorce umowne np. o.w.u. lub umowa - podsumowuje analityk.

Biuro Rzecznika zwraca też uwagę na potencjalnie bardzo groźne rozwiązanie. Orłowski dostrzega, że w teorii, jeśli konsument podpisze "Kartę produktu", albo we wniosku bądź deklaracji ubezpieczeniowej, ubezpieczony oświadczy, że zapoznał się z nią i uzgodnił jej treść z ubezpieczycielem, to wówczas zastosowanie może mieć art. 385 kodeksu cywilnego. Jeśli postanowienia umowy będą uzgodnione indywidualnie z konsumentem, to według tego przepisu nawet jeśli będą niedozwolone, będą obowiązywać.

- Naszą intencją w żadnym zapisie ani rekomendacji, ani przykładowej "Karty produktu", nie było w najmniejszym stopniu narażenie klienta na ryzyko jakichkolwiek niekorzystnych skutków zawartych w nich zapisów. W związku z sygnałem możliwości tego typu interpretacji, tak przeredagujemy zapis w "Karcie produktu", aby uwypuklić fakt, że nie zastępuje ona ani umowy, ani ogólnych warunków ubezpieczenia - obiecuje Marcin Tarczyński.

Oby jak najszybciej. Jest to bardzo niepokojące w kontekście zapisów o opłacie likwidacyjnej wynoszącej 90 proc. Oznacza to, że jeśli ktoś podpisze taka umowę, to może stracić niemal wszystkie zainwestowane w część kapitałową pieniądze. Takie przypadki niestety często się pojawiają i zostały już wpisane na listę klauzul niedozwolonych.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)