W fosie, jak w życiu - zawsze są jakieś animozje, czyli kim jest fotograf koncertowy

W fosie, jak w życiu - zawsze są jakieś animozje, czyli kim jest fotograf koncertowy
Źródło zdjęć: © Paweł Jóźwiak

12.03.2013 14:41, aktual.: 17.06.2014 09:09

O trudnym rynku fotografii koncertowej w Polsce, o zawodowej pasji, miłości do muzyki i tego, co w życiu ważne

O trudnym rynku fotografii koncertowej w Polsce, o zawodowej pasji, miłości do muzyki i tego, co w życiu ważne. O tym, i nie tylko, rozmawiamy z Joanną „frotą” Kurkowską, fotografką i dziennikarką, współpracującą m.in. z Wirtualną Polską.

Kiedy zaczęłaś fotografować? Z wykształcenia jesteś anglistką, co więc sprawiło, że zamiast pracować w szkole i robić tłumaczenia, szalejesz z aparatem?

Na anglistykę poszłam, bo był to taki moment w moim życiu, w którym nie wiedziałam, co chcę robić, a najlepsze co mi wychodziło i co dawało jakąś perspektywę pracy, była właśnie anglistyka. W czasie studiów okazało się jednak to, co podświadomie siedziało mi w głowie – ani nauczanie ani przekłuwanie z „angielskiego na nasze” nie było tym, z czym chciałam wiązać swoją karierę. Zdjęcia jakoś pojawiały się zawsze (fotografią zaraził mnie Tata, który uwielbiał dokumentować wszystko i wszystkich), ale fascynacja przyszła wraz z… aparatem dołączanym do którejś z komórek Sony. Jak się miało dwa, można było zrobić 36 zdjęć w parszywej jakości – ot analogowa cyfra. Potem był analogowy Zenit i początek mojej wielkiej miłości, czyli Nikon D50. Do dziś jestem wierna tej marce i wiem, że to jedna z lepszych życiowych decyzji. Na początku były oczywiście poszukiwania, co mi pasuje najlepiej. Te poszukiwania trwają do dziś, choć są troszkę bardziej skrystalizowane, niż np. 4 lata temu...

Co jest ważniejsze w Twoim życiu: miłość do muzyki, czy miłość do fotografii?

Jedno łączy się z drugim, bo tak sobie postanowiłam! Jeżeli lubisz muzykę, to ogromną przyjemność sprawia Tobie uwiecznianie sposobu w jaki jest wykonywana i samych wykonawców. Ale z drugiej strony, podkład muzyczny musi być do wszystkiego co robię. To zahacza niemal o uzależnienie od dźwięku. Bardzo rzadko zdarza mi się przesyt – wychodzi zbyt wiele dobrej muzyki, a internet tylko ułatwia do niej dostęp. Namiętnie też zbieram płyty kompaktowe czy gadżety związane z muzyką i sprawia mi to coraz to większą frajdę.

Możesz przybliżyć naszym czytelnikom, jak wygląda rynek fotografii koncertowej w Polsce?

Można by to zrobić jednym słowem, ale jest ono powszechnie uznawane za wulgarne, więc ograniczę się tylko do eufemizmu, iż jest bardzo słabo. Kryzys na rynku mediów, do tego dochodzi masa ludzi, którzy gotowi są zrobić bardzo wiele żeby tylko zobaczyć swoje imię i nazwisko na portalach lub w prasie drukowanej, nie zdając sobie sprawy z faktu, iż z tego co robią za darmo można żyć, ewentualnie dorobić sobie drugą pensję. Paradoksalnie żyjemy w kulturze wizualnej, otoczeni grafikami, okładkami, ekranami tabletów – wszystko to powinno przekładać się na jak najwyższą jakość. A za jakość i doświadczenie powinno się płacić. Nie posiadam takich zdolności jak Wróżbita Maciej i nie jestem w stanie przewidzieć, co będzie za rok, dwa, trzy. Jedno jest pewne – ludzie potrzebują zdjęć na różny użytek. I powinni za nie płacić. Ale ciężko wymagać też od raczkującego polskiego rynku muzycznego (tak, raczkującego) aby pewne sprawy funkcjonowały jak na zachodzie. Trzeba być jednak konsekwentnym w swoich działaniach i twardo
obstawiać przy swoim – kupując fotografię, kupujemy nie tylko ujęcie, ale też prawa do publikacji, pewną jakość i narzędzie do promocji. To nie powinno być dostępne za darmo. Im szybciej zrozumieją to obie strony, tym lepiej. Często (choć nie zawsze) fotografowie koncertowi to muzyczni entuzjaści, którzy i tak większość zarobionych pieniędzy wydają na muzykę, w jej materialnej lub przeżyciowej (koncerty itp.) formie, więc ta kasa trafia z powrotem do artystów budując i umacniając rynek.

Znasz się z innymi ludźmi z branży? Co charakteryzuje wasze środowisko, zdrowa rywalizacja i wzajemna pomoc na placu boju, czy raczej wrogość i patrzenie na siebie wilkiem, byle tylko złapać lepsze zlecenie i lepsze ujęcie?

W fosie, jak w życiu (fosa to przestrzeń oddzielająca artystów/scenę od publiczności. zazwyczaj w formie barierek – przyp. red.) – zawsze są jakieś animozje. Ale jest tez dużo miłych inicjatyw jak np. http://onelivephoto.art.pl/ mające na celu propagowanie polskiej fotografii koncertowej, czy też facebookowa strona https://www.facebook.com/GigShotForToday . Za czasów częstych aktualizacji mojej strony poświęconej fotografii koncertowej od kuchni (https://www.facebook.com/fosiarze) ludzie bardzo chętnie nadsyłali materiały. Dziwi mnie tylko, że tak rzadko na stronach kolegów i koleżanek znajduję linki do stron innych fotografów. W końcu wzajemna inspiracja i zawodowa solidarność to podstawy w tej branży.

Zdarzają się sytuacje tak ekstremalne, że masz ochotę rzucić aparatem?

Frustrujący klienci, artysta, który pisze, żeby wysłać zdjęcia za podpis, sesja na którą bardzo się liczyło a nie wyszła, trzydniowy festiwal, gdzie pada, pada, wieje i jeszcze raz pada bo wiadomo, polskie lato, internet o prędkości 20kb/s kiedy trzeba wysłać 20 mb zdjęć a serwer albo muli albo wywala ciągle jakieś błędy, butelka uderzające cię w głowę, kiedy stoisz i czekasz w fosie na koncert. Publiczność, która potrafi zwymiotować tobie na rękaw... Powodów jest tyle, ze sama się sobie dziwię że jeszcze nie rozbiłam aparatu o podłogę (smiech).

Koncertu Joy Division z oczywistych względów nie sfotografujesz, ale nie uwierzę, że nie masz swojego koncertowego marzenia (z punktu widzenia robienia zdjęć), jest ktoś o kim marzysz?

Z etapu zbierania koncertowych pokemonów na scenie już chyba wyrosłam. Bardziej zależy mi na danym materiale stworzonym w określonym czasie, miejscu – zespół lub/i muzyk jest też ważną składową, ale nie najważniejszą. Relacje z festiwali, materiały z prób, sesji nagrań czy jakichkolwiek przygotowań – to uważam obecnie za najciekawsze. Myślę, że taki materiał z pewnego etapu rozwoju danej kapeli – trasy, nagrywania płyty, spotkań z fanami – to jest moje marzenie. Takie wielkie fotograficzno-muzyczne marzenie.

Jakie zadanie dla fotografa koncertowego jest trudniejsze, duży europejski festiwal, czy mały koncert w klubie dla 100 osób?

To są dwie, zupełnie odmienne rzeczy. Ba, do tego mogę dodać kolejne podpunkty – czy trudniejsze jest fotografowanie na stadionie, czy zespołu który gra w jadącym samochodzie. Dużo zależy od warunków, bo jeżeli pracujesz na festiwalu typu Opener, Nowa Muzyka czy Off Festival to sprawy pokroju depozytu, osoba kompetentna w sprawach udzielania informacji fotografom, czy dobrze działające WIFI to absolutne podstawy ułatwiające tytaniczną pracę. Koncert w klubie może wydawać się łatwiejszy do sfotografowania, ale w momencie kiedy nie ma fosy, ścisk jest taki, że wejść pod scenę się nie da, to frustracja wywołana tym faktem potrafi być większa niż podczas czterodniowego festiwalu. Mówiąc językiem poradników do gier – na poziom trudności ma wpływ wiele czynników. Często, niestety, doświadczenie nie ma na to wpływu... Możesz fotografować koncerty od 6 lat, ale i tak dla pana ochroniarza bez plakietki w kolorze japońskiego wczesnowiosennego bzu jesteś nikim. Ale aby ją odebrać potrzebujesz zielono-fioletowej opaski
z fragmentami anyżowych żelek, którą wydaje pani na drugim końcu festiwalu, której AKURAT NIE MA. I rozkładasz ręce. I to jest moment w którym nie jest ważne, czy jesteśmy w klubie, czy na festiwalu...

Ale nie fotografujesz tylko muzyków na scenie, co jeszcze Ciebie pasjonuje?

Tak jak mówiłam wcześniej, cały czas szukam. Zeszły rok okazał się dla mnie przełomowy – wydarzenia z mojego życia osobistego i zawodowego miały ogromny wpływ na moją pracę, dały motywację do dalszego działania i pomogły wykrystalizować się temu, co najbardziej mnie interesuje. Koncerty to tylko składowa całych reportaży, fragment układanki, przerywnik pomiędzy fotografią portretową a szlifowaniem swoich umiejętności w tak zwanym „lifestyle”. Duże znaczenie ma dla mnie mój fotograficzny pamiętnik http://frotograf.blogspot.com/ i to, jak dzięki niemu zmienia się moje postrzeganie fotografii. Ogólnie jestem fanką fotoblogów, a ulubione zamieszczam w linkowni na swoim portfolio – http://blackboxphoto.pl/. Mało jest fajniejszych rzeczy, niż szukanie inspiracji.

Nie samymi zdjęciami człowiek żyje. Czy pisanie o muzyce też sprawia Ci satysfakcję?

Tak, ale powoli, powoli odbiegam od tego. Nie ukrywam jednak, że polecanie płyt czy koncertów m.in. w serwisie Muzyka.wp.pl czy na swoim blogu sprawia mi ogromną frajdę. A jeszcze większą, jeżeli ktoś na dany tytuł załapie bakcyla.

I najtrudniejsze pytanie – da się z tego wyżyć?

Zależy, co rozumiesz pod słowem wyżyć. Wyżyć i egzystować – tak, ale żyć na tak zwanej „pełnej” po prostu się nie da. Rynek psuje masa osób robiących za połowę ceny, za darmo, bo lubią i z jeszcze jakiś nieogarniętych dla mnie powodów. Do tego dochodzą problemy z serwisowaniem sprzętu (a raczej koszty tego), prowadzeniem działalności i masą innych. Żalą się nawet koledzy i koleżanki od ślubów, że coraz mniej i coraz taniej, więc i nawet to niegdysiejsze fotograficzne El Dorado powoli nie jest synonimem dobrobytu. I problem wcale nie leży w ilości fotografów, tylko w tym, że nie potrafią się cenić.

Michał Ałaszewski,WP.PL

Zapraszamy do obejrzenia galerii autorstwa bohaterki tekstu: Off Festival 2011 - Meshuggah, Mogwai, Omar Suleyman i Tesco Value

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (8)
Zobacz także