Wspólne rozliczanie podatku. Co oznaczałaby likwidacja ulgi?
Od kilku dni trwa spore zamieszanie informacyjne odnośnie planowanego jednolitego podatku, który ma zastąpić PIT i składki ZUS. Nie wiadomo czy pozostaną ulgi na dzieci i wspólne rozliczanie małżonków. Wielu na tym straci. Niektórzy całkiem spore pieniądze.
Od kilku dni trwa spore zamieszanie informacyjne dotyczące planowanego jednolitego podatku, który ma zastąpić PIT i składki ZUS. Nie wiadomo, czy pozostaną ulgi na dzieci i wspólne rozliczanie małżonków. Wielu by na tym straciło. Niektórzy całkiem spore pieniądze.
Najpierw wiceprzewodniczący komitetu ekonomicznego rządu Henryk Kowalczyk podał, że w nowym „jednolitym podatku” zachowane zostaną ulgi na dzieci i wspólne rozliczanie małżonków. Od czterech dni szef zespołu pracującego nad projektem Paweł Wojciechowski informuje, że poważnie rozważana jest likwidacja tych ulg. Wreszcie po takim „gromie z jasnego nieba” podsekretarz stanu w ministerstwie rodziny, pracy i polityki społecznej Bartosz Marczuk na Twitterze pisze, że nie ma rozmów na ten temat.
Jeśli jest to balon próbny, mający przetestować, jakie będą reakcje mediów - no to testujmy. Postanowiliśmy sprawdzić, kogo i ile kosztowałoby likwidacja wymienionych ulg.
Z ulgą na dzieci to w miarę oczywiste - przy jej likwidacji tracą ci, którzy mają dzieci, a płacą podatek dochodowy. Przy jednym potomku lub dwóch traciliby po 1112,04 zł na dziecko z zastrzeżeniem, że za tylko jedno dziecko nie zwraca się podatku, jeśli podatnik zarabia zbyt dużo. Za trzecie dziecko oddaje się 2000,04 zł, a za czwarte 2700 zł.
Trudniejsze jest stwierdzenie, kogo konkretnie dotknie likwidacja ulgi w postaci wspólnego rozliczania się małżonków. Poza koniecznością wypełnienia tylko jednego formularza PIT zamiast dwóch są tu inne profity niż tylko zaoszczędzony czas.
Wspólnie rozliczając PIT, sumuje się dochody małżonków, by następnie je podzielić przez dwa i od takiej kwoty liczyć podatek według skali podatkowej. Zobowiązanie podatkowe to nasz wynik pomnożony przez dwa. Najpierw dzielimy, potem mnożymy... formalnie sprawa wydaje się mieć zerowy wpływ.
Są jednak sytuacje, gdy się na tym zyskuje. Zawdzięczamy to tzw. progresji podatkowej. Różne stawki podatku po przekraczaniu określonych progów dochodowych i kwota wolna od podatku powodują, że wspólne rozliczanie daje oszczędności. Często spore.
Ulga dla „zamożnych”
Pierwszy przypadek, to gdy zyskują zamożniejsi od przeciętnej, czyli małżeństwa, gdzie jedna z osób przekracza najwyższy próg podatkowy, a druga nie. Ten próg to obecnie 85528 zł brutto rocznie. Powyżej takiej kwoty płacimy 32 proc. podatku.
Przykład 1: mąż zarabia 8 tys. zł miesięcznie na rękę, żona 2 tys. zł
Oszczędność na zejściu z progu 32 proc. - 3948 zł rocznie
Przykład 2: żona zarabia 7 tys. zł miesięcznie na rękę, mąż 2 tys. zł
Oszczędność na zejściu z progu 32 proc. - 1186 zł rocznie
Trudno właściwie nawet powiedzieć, żeby próg oznaczał jakieś bogactwo - wszak to 5032 zł miesięcznie, czyli dochody wyższe o tylko 77 proc. od przeciętnych z sierpnia tego roku. Poza tym, umożliwiając wspólne rozliczanie, ustawodawca traktuje po prostu małżeństwo jako jeden organizm przed systemem podatkowym, gdzie razem pracuje się dla wspólnego dobra.
Według najnowszych dostępnych statystyk Ministerstwa Finansów z 2014 roku w Polsce zarabiało tyle mniej niż milion osób, czyli niecałe 3 proc. podatników. W Wielkiej Brytanii nie pobiera się w ogóle podatku dochodowego do kwoty ponad 60 tys. zł rocznie, u nas to już blisko najwyższego progu podatku.
556 minus dla kobiet na wychowawczym
Wbrew pozorom w podatku PIT wcale nie mamy tylko dwóch przedziałów podatkowych: 18 proc. i 32 proc. Jest jeszcze jeden, dla tych, którzy zarabiają najniżej. Nazywa się go „kwotą wolną od podatku”.
Do momentu, gdy zarobi się 3091 zł rocznie, nie płaci się w Polsce podatku w ogóle. Taką kwotę uznał kiedyś ustawodawca za stosowną i trudno znaleźć dla niej jakiekolwiek wytłumaczenie, tj. dlaczego jest taka, a nie inna. Została zresztą już zakwestionowana w ubiegłym roku przez Trybunał Konstytucyjny z racji tego, że u nas opodatkowuje się już te dochody, od których zależy nasz byt.
Na kwocie wolnej od podatku zyskują właśnie współmałżonkowie, którzy rozliczają się wspólnie, a z których jedno - chwilowo lub stale - nie pracuje zawodowo. W takiej sytuacji mogą być rodzice dzieci, które ukończyły rok, czyli po urlopie macierzyńskim i rodzicielskim, gdy matka nie decyduje się iść do pracy i chce zostać z maleństwem w domu. To też sytuacja, gdy jedno z małżonków nie pracuje lub nie przepracuje całego roku.
Przykład 1: mąż zarabia 3 tys. zł na rękę miesięcznie, żona na urlopie wychowawczym
Oszczędność na kwocie wolnej od podatku - 556 zł rocznie
Przykład 2: mąż zarabia 7 tys. zł na rękę miesięcznie, żona na urlopie wychowawczym
Oszczędność na kwocie wolnej od podatku i zejściu z progu 32 proc. - 1742 zł rocznie
556 minus dla tradycyjnych małżeństw
Wspólne rozliczanie małżonków poprawia też sytuację materialną małżeństw tradycyjnych, gdzie kobieta rezygnuje z pracy zawodowej na rzecz opieki nad dziećmi i domem. Co prawda jest to tylko 556 zł rocznie dla rodziny, jeśli mąż nie zarabia ponad 5032 zł miesięcznie netto, ale i taka kwota „piechotą nie chodzi”, tym bardziej jeśli na utrzymaniu jest gromadka dzieci.
W wielodzietnych rodzinach sytuację materialną poprawiło oczywiście 500+, ale zabranie wspólnego rozliczania byłoby odjęciem miesięcznej wypłaty dla jednego dziecka rocznie.
W grupie poszkodowanych ewentualnym odwróceniem zasad rozliczania podatku będą jeszcze rodziny, gdzie jedna z osób jest bezrobotna lub pracuje dorywczo, nie przepracowując pełnego roku, czyli nie rozliczając w zaliczkach podatkowych pełnej kwoty wolnej od podatku.
Generalnie jednak powyższe przykłady pokazują wyraźnie, że największe pieniądze na wspólnym rozliczaniu oszczędzały osoby, które zarabiają dużo lub bardzo dużo. Tym samym ta nieformalna ulga przez prospołecznych polityków nie jest mile widziana i w sytuacji, gdy ma wzrosnąć kwota wolna od podatku ta ulga może być okazją do rekompensaty przychodów budżetowych.