Założył firmy, pozatrudniał ludzi, a teraz… Co wymyśli prezes Amber Gold?

To idealna historia na sezon ogórkowy. Największy kłopot w tym, że niestety prawdziwa

Założył firmy, pozatrudniał ludzi, a teraz… Co wymyśli prezes Amber Gold?
Źródło zdjęć: © PAP

03.08.2012 | aktual.: 07.08.2012 17:31

Zdefraudował? Ale wtedy to był Stefański!

Sprawca zamieszania, 28-letni Marcin Plichta, „złoty chłopiec z Wybrzeża”, to prawdziwy człowiek-zagadka. Pojawił się znikąd i z dużą ilością gotówki. Według jego wyjaśnień, fortunę przyniosły mu działania w parabankowej firmie Amber Gold.

Nie wiadomo, skąd przyszedł. Nie jest znane jego wykształcenie ani kariera zawodowa. Ktoś dociekliwy mógłby nawet powątpiewać w jego nazwisko. Jednym słowem, idealny bohater wakacyjnych doniesień medialnych.

Jak podaje „Forbes”, współwłaściciele podupadającej spółki lotniczej Jet Air kilka lat temu stwierdzili, że „Plichta pojawił się znikąd”. Chciał przejąć ich firmę i m.in. na jej bazie budować OLT Express.

Ale jego plany nie kończyły się bynajmniej na opanowaniu krajowej pasażerskiej komunikacji lotniczej. Media obiegła na przykład wiadomość o planach przejęcia klubu piłkarskiego Lechia Gdańsk. Czy ten ruch był obliczony na pozyskanie sympatii licznych gdańskich kibiców? Ich ukochany klub od niepamiętnych czasów pozostaje wszak niespełnioną nadzieją na stworzenie piłkarskiej potęgi na Wybrzeżu.

Plichta zadbał o dobry PR. Oprócz sportu, nie zapomniał też o tradycji, ekologii i kulturze. Zaangażował się finansowo w powstanie ostatniego filmu Andrzeja Wajdy „Wałęsa”. Wsparł gdańskie zoo kwotą 1,4 mln. A za 6,5 mln zł zakupił zaniedbany pałac pod Pruszczem Gdańskim.

Wiadomo o nim to i owo, ale… Nie są to informacje mogące uspokajać. Jako 24-latek o nazwisku Stefański rozwinął sieć punktów opłat o nazwie Multikasa. Zdefraudował 170 tys., dostał dwa lata w zawieszeniu i zniknął.

Wrócił jako prezes firmy Amber Gold. Według niektórych to finansowa piramida. Dla innych okazja do łatwego zysku. A dla jeszcze innych – coś w rodzaju koła ratunkowego. Amber Gold zajmował się bowiem zarówno pomnażaniem, jak i pożyczaniem pieniędzy. Oferował m.in. lokaty w złoto i platynę. A że jako parabank nie podlegał Komisji Nadzoru Finansowego, więc działał poza kodeksem reguł obowiązujących banki.

Prezes pod ostrzałem

Sam Plichta walczy ostatnio z „przeważającymi siłami wroga”. Prokuratura, nadzór finansowy, Urząd Lotnictwa Cywilnego, UOKiK – wszyscy wzięli na celownik jego działalność.

Jednocześnie unika mediów, wydając jedynie uspokajające oświadczenia. Na przykład przed tygodniem stwierdził, że Amber Gold nosi się z zamiarem wejścia na giełdę. Że rozwinął sieć 62 oddziałów na terenie Polski, a w skarbcach zdeponował 100 kg złota. Ostatnio zdynamizował działania, wysuwając poważne oskarżenia. Jego zdaniem, kłopoty zarządzanych przezeń firm to skutek działań ABW i KNF. Przedstawił mające to potwierdzać dokumenty.

Jak mówią przedstawiciele ABW – prezes Amber Gold mija się z prawdą. Jeśli tak, otwarte pozostaje pytanie, w jakim celu brnie w labirynt, z którego nie ma dlań dobrego wyjścia. I kim tak naprawdę jest: skrzywdzonym bohaterem, tajemniczym milionerem, oszustem?

Prezes dynamiczny

Pozostaje faktem, że dynamika jego działań zaimponowała wielu osobom. Czy w historii polskiego biznesu ostatnich 20 lat był człowiek, który w tak młodym wieku prowadziłby interesy na taką skalę?

Dlatego nie zawsze chciano słuchać tych wszystkich, którzy uprzedzali: działania Plichty to biznes na krótką metę. Na przykład eksperci z branży lotniczej kręcili z powątpiewaniem głowami. Ich zdaniem, dziś, gdy przewoźnicy światowi notują straty, bycie „dobrym wujkiem” setek tysięcy pasażerów i oferowanie im biletów po dumpingowych cenach nie może skończyć się dobrze.

To prawda, że OLT Express miał ogromne ambicje. Dyrektor projektu Jarosław Frankowski w końcu marca br., w wywiadzie dla portalu dlapilota.pl zapowiadał, że pod koniec roku grupa będzie dysponować flotą większą od LOT-owskiej. Wyjaśniał też, że linia jest partnerem kilku wielkich przewoźników, oferujących połączenia z Ameryką i Azją.

Lotnicza firma chciała nie tylko opanować, ale wręcz stworzyć rynek krajowych przelotów lotniczych. W sytuacji, gdy komunikacja kolejowa w Polsce raczej się cofa niż rozwija, a sieć dróg wciąż pozostawia wiele do życzenia, tanie (99 zł) loty między największymi miastami byłyby strzałem w dziesiątkę. Na przykład z i do Krakowa w ciągu 4 miesięcy działalności OLT przewiozło ok. 65 tys. osób. Samolotami tego przewoźnika tylko w lipcu przyleciało i wyleciało z Gdańska 64 tys. pasażerów. Wydawało się, że te kalkulacje mają sens – okazało się, że tylko pozorny.

Zespół OLT w pożegnalnym liście do pasażerów ujawnił, że w ciągu krótkotrwałej działalności przewoźnikowi udało się zdobyć 76 proc. udziałów w krajowym rynku przewozów lotniczych. „Razem z nami w możliwość zmian na polskim niebie uwierzyło 320 tys. Polaków” – w takim nieco patetycznym tonie żegnali się z pasażerami przedstawiciele firmy. A jak, i czy w ogóle, pożegna się z klientami Amber Gold?

TK/JK

finanseolt expressmarcin plichta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (354)