Zamawiano drogie wędliny, a dzieci jadły tani ser. Są zarzuty w "aferze kiełbasianej"

Byłej wiceburmistrz Dęblina oraz jej podwładnej grozi do 10 lat więzienia. Prokuratura ustaliła, że przez dwa lata urzędniczki na faktury wystawiane na urząd miasta kupowały dla siebie drogie wędliny, artykuły przemysłowe i kosmetyki. Wydatki uwiarygodniały... pomocą dla biednych dzieci.

Zamawiano drogie wędliny, a dzieci jadły tani ser. Są zarzuty w "aferze kiełbasianej"
Źródło zdjęć: © flickr.com | Christian Kadluba/flickr (CC BY-SA 2.0)
Patryk Skrzat

21.06.2017 | aktual.: 21.06.2017 14:57

Produkty spożywcze kupowane za pieniądze miasta miały trafiać do ubogich dzieci ze świetlic PCK. Jednak najmłodsi z Dęblina zamiast nich jedli tani ser, a o kosmetykach mogły tylko pomarzyć.

Prokuratura Rejonowa w Rykach ustaliła, że urzędniczki z Dęblina prowadziły swoją "działalność" przez dwa lata. Teraz byłej zastępcy burmistrza, Grażynie M. oraz jej podwładnej Magdalenie T., grozi do 10 lat więzienia.

Afera, którą lokalne media określiły mianem "kiełbasianej", wyszła na jaw w lipcu ubiegłego roku. Na jej trop wpadła obecna burmistrz Beata Siedlecka.

- Docierały do mnie głosy, że w świetlicach nie dzieje się najlepiej. Bliżej przyjrzałam się sprawie, gdy okazało się, że wydałam w rok na funkcjonowania świetlic 2 tys. zł., a w poprzednich latach wydatki wynosiły ponad 10 tys. zł. Pomyślałam, że może ja nie dopełniłam obowiązków, że może czegoś tam brakuje. Ale prawda okazała się inna - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Siedlecka.

Obecna burmistrz wyjaśnia, że pieniądze z miasta idą jedynie na środki czystości oraz napoje. Żywność zapewnia PCK. Tak było również, gdy zamawiały ją Grażyna M. oraz Magdalena T. - Nie byłoby problemu, gdyby pieniądze faktycznie zostały wydane na dzieci. W budżecie gminy były te środki. Jednak to co się stało jest niedopuszczalne - mówi burmistrz Dęblina.

Tymczasem, jak podaje dziennikwschodni.pl, nawet dwa razy w miesiącu ze sklepów przywożono wędliny, a ich waga przekraczała niekiedy 20 kilogramów. W tym samym czasie w świetlicach dzieci jadły kanapki z tanim, żółtym serem, a ogniska z kiełbaskami organizowano im raz na kilka lat. Prokuratura ustaliła, że lodówki i zamrażarki w świetlicach nie byłyby w stanie pomieścić tyle żywności.

Beata Siedlecka podkreśla, że nie czuje satysfakcji z wykrycia i doprowadzenia sprawy do tego etapu. - To dzieci i ich rodziny powinny czuć satysfakcję. Gdy sprawa wyszła na jaw, przychodziły do mnie zażenowane. Myślę, że ta sytuacja będzie też ostrzeżeniem dla wszystkich urzędników, że nie mogą czuć się bezkarnie wydatkując pieniądze miasta.

Była wiceburmistrz Dęblina odmówiła składania wyjaśnień i nie przyznała się do winy. Druga z pań, Magdalena T., złożyła wyjaśnienia w prokuraturze, ale do winy również się nie przyznała. Podkreślała, że jako osoba koordynująca organizację świetlic, nie wie, co stało się z żywnością dla dzieci. Mówiła, że wykonywała jedynie polecenia służbowe.

O sprawie jako pierwszy poinformował - portal dziennikwschodni.pl.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (80)