Zarwane łóżko i brud. Płacą krocie za hotele, rośnie liczba skarg
Standard 4-gwiazdkowego hotelu może różnić się w zależności od kraju, w którym został zbudowany. Polacy przekonują się o tym podczas wyjazdów za granicę. Większość historii zdegustowanych klientów pochodzi z Turcji, Egiptu, Albanii i Tunezji - pisze "Gazeta Wyborcza".
W rozmowie z dziennikiem pan Witold, który wraz z żoną wykupił w biurze podróży wycieczkę do Turcji, wylicza braki swojego pokoju: zarwane łóżko, stare meble, pęknięta szyba i urwana szuflada. - Łazienka była brudna, urządzenia sanitarne zniszczone, klimatyzacja niemal nie działała, sufit był na tyle niski, że na łóżku piętrowym, bardzo sfatygowanym, ciężko było spać — relacjonuje mężczyzna.
Jak podkreśla rozmówca GW, standard hotelu nie spełniał warunków czterech gwiazdek. Podobnego zdania była inna bohaterka tekstu pani Maria, która za wakacje zapłaciła 4699 zł od osoby. Mimo to, o oszustwie trudno mówić. Radca prawny dr Piotr Cybula wyjaśnił "Gazecie Wyborczej", że biura podróży określają standard obiektu zgodnie z prawem lokalnym. A te może się między sobą znacznie różnić. Niemniej ekspert zastrzega, że reklamacje klientów mogą być rozpatrywane pozytywnie i warto składać swoje zastrzeżenia organizatorowi od razu po przybyciu na miejsce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Biedronka rozpycha się na Słowacji. Czy jest taniej niż w Polsce? Sprawdzamy
"Z mojego doświadczenia wynika jednak, że ostatnio te problemy narosły. Wczasach pandemii Covid-19 wielu hotelarzy nie było w stanie przeprowadzić koniecznych remontów, w odpowiedni sposób zadbać o swój obiekt i skutki tego są odczuwane. Po drugie, jeśli z roku na rok rośnie popyt o 20 proc., to siłą rzeczy biura podróży decydują się też na takie obiekty, które rodzą większe ryzyko i po prostu okazują się niewypałem" - dodaje radca, cytowany przez GW.
Co reklamują Polacy
Bywa jednak i tak, że skargi klientów na organizatorów wycieczek nie mają do końca uzasadnionego podłoża. Osoba pracująca w jednym z ogólnopolskich biur podroży opowiedziała WP Finanse, że turyści potrafią skarżyć się nawet na to, że ogórki podawane są do posiłku wraz ze skórką.
"Dostałam raz reklamację z wycieczki na Gibraltar, że… nie pokazałam ludziom małp. Przecierałam oczy, bo Gibraltar z małp słynie, mówi się nawet, że dopóki one tam będą, dopóty to terytorium pozostanie w rękach Anglików. Podczas tej konkretnej wycieczki przechodziliśmy obok kilku makaków, kto chciał, mógł zrobić sobie zdjęcie. Ale od czasu tej reklamacji informuję już zawsze głośno i wyraźnie: proszę państwa, proszę patrzeć, to są małpy" - opowiadał przewodnik.
Inna historia zdarzyła się w Madrycie. - Z powodu bardzo wczesnego wyjazdu z hotelu na lotnisko, klienci zamiast śniadania dostali suchy prowiant. Jedna z klientek w reklamacji napisała, że nie zdążyła zjeść w autobusie, a na lotnisku celnicy kazali jej wszystko wyrzucić do kosza. "Byłam głodna, a w strefie wolnocłowej nie można było kupić ani zimnego, ani ciepłego napoju, nie mówiąc o czymkolwiek do zjedzenia. Byłoby i tak to na mój koszt własny" - relacjonował nam pilot z Hiszpanii.