Afera! Sprzedawali nam zepsute jedzenie?

Groza! Stosy przeterminowanych towarów znaleźli kontrolerzy z Sanepidu i policjanci w jednej z hurtowni niedaleko Lublina. Kawa, ciastka, cukierki, masła i sosy straciły ważność nawet rok temu! Podobnie było z keczupem, który leżał bez ładu i składu w popękanych pojemnikach wymieszany ze… środkami czystości. Jakby tego było mało, cześć żywności była przechowywana „pod chmurką” bez żadnego zabezpieczenia. Narażona na słońce, deszcz, owady i gryzonie. Na niektórych produktach została zmieniona data przydatności do spożycia.

Afera! Sprzedawali nam zepsute jedzenie?
Źródło zdjęć: © Jarosław Górny / newspix.pl

17.05.2012 | aktual.: 17.05.2012 10:04

Działalność hurtowni została wstrzymana. Sprawę wyjaśnia lubelska policja i prokuratura w Puławach.

Hurtownia mieści się w Garbowie, tuż przy trasie Lublin-Warszawa. U wjazdu kuszą wielkie bilbordy zachwalające super ceny i promocje. Wydawałoby się, że nic tylko iść i kupować pyszne jedzenie. Nic bardziej mylnego. To co znaleźli pracownicy stacji epidemiologiczno-sanitarnej zjeżyło wszystkim włosy na głowie. Zabezpieczono ogromną ilość przeterminowanego jedzenia. Pracownikom Sanepidu zajęło aż 17 stron maszynopisu żeby je spisać. Cześć z nich straciła ważność już przeszło rok temu.

– Widok był przerażający. Znaleźliśmy ślady przepakowywania i przerabiania informacji o przydatności na opakowaniach – mówi nam jedna z osób uczestniczących w kontroli. Z tego co dotychczas ustalono cały proceder wyglądał tak: przeterminowane towary były „uzdatniane”. Polegało to na zmianie daty ważności. Do tego celu pracownicy hurtowni wykorzystywali bardzo proste środki. Albo wycinali stare informacje i zastępowali je nowymi „aktualnymi". Ewentualnie wywabiali je środkami chemicznymi. Innym sposobem było przepakowywanie. Produkty były wyjmowane z oryginalnych pudełek i sprzedawane luzem, na wagę. Tak było z cukierkami, ciastkami czy orzeszkami. Te ostatnie znajdowały się np. w czekoladowych, przeterminowanych królikach. Wysypywano je ze środka i wystawiano ponownie do sprzedaży. Przeterminowany keczup, czy przyprawa do zup były przelewane do dużych pojemników, metkowane i szły na sklepowe półki.

Najbardziej jednak niepokojące było to, że na niektórych paletach zawierających podejrzaną żywność znalazły się naklejki mówiące, że pochodzą z utylizacji. Czyżby więc zamiast zostać zniszczone trafiały do sklepów a my je kupowaliśmy i jedliśmy? Skąd wobec tego brał je właściciel hurtowni? Czy w cały proceder zaangażowane są jeszcze inne firmy? Odpowiedzi na te pytania szukają śledczy.

– Teraz musimy określić skalę i czas trwania całego procederu. Sprawdzamy także, czy podejrzane towary były wprowadzane do obrotu - mówi Dariusz Lenart, prokurator Rejonowy w Puławach.

Wiadomo już, że właściciele hurtowni sprzedawali część podejrzanego towaru w swoim sklepie. Czy brali go też inni właściciele sklepów? Na to pytanie muszą odpowiedzieć śledczy.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)