Afera w Zakopanem. Taksówkarze protestują przeciwko zmianom stawek
W Zakopanem zawrzało wokół planowanych zmian w funkcjonowaniu taksówek. Samorząd chciał uporządkować rynek przewozów, wprowadzając maksymalne stawki za kursy. Zamiast porozumienia pojawił się jednak ostry sprzeciw przewoźników.
Według projektu, początkowa opłata miała wynieść 11 zł, a koszt przejechanego kilometra – 8 zł w pierwszej taryfie i 9 zł w drugiej. Za godzinę postoju stawka miała opiewać na 50 zł. Jak jednak podaje "Gazeta Krakowska", podczas posiedzenia komisji ekonomiki radni ostatecznie wycofali się z tych zapisów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
O włos od tragedii w Olsztynie. Z sufitu spadło prawie pół tony gruzu
Kryzys transportowy w Zakopanem
W centrum sporu znalazły się nie tylko pieniądze, lecz także wizja tego, czym ma być transport w turystycznej stolicy Tatr. – Ten projekt nas uderza bezpośrednio po kieszeni. Ktoś w urzędzie wyliczył stawkę, ale chyba nie ruszył się zza biurka – mówił jeden z taksówkarzy podczas dyskusji, cytowany przez dziennik.
Przewoźnicy podkreślali, że Zakopane nie może być porównywane do dużych miast, które funkcjonują przez cały rok. W sezonie turystycznym, który trwa zaledwie kilka miesięcy, taksówkarze muszą zarobić na cały rok. Dodatkowo, projekt miałby obowiązywać tylko w granicach miasta, co budzi obawy o "paragony grozy" przy kursach poza Zakopane.
Urzędnicy zapewniali, że propozycja maksymalnych stawek była wynikiem wcześniejszych konsultacji. – Wiele osób mówiło wprost: zostawcie ceny maksymalne. Zresztą te stawki są jednymi z wyższych w kraju. Pozwoliłem je jeszcze podnieść – wyjaśniał Łukasz Filipowicz, burmistrz Zakopanego.
Taksówkarze twierdzili, że choć oficjalnie stawki powstały "po konsultacjach społecznych", to ich głosu nikt nie brał pod uwagę. – To fikcja, a nie konsultacje – mówił jeden z nich.
Zakopiańscy taksówkarze kontra Uber i Bolt
Przewoźnicy zwracali też uwagę na konkurencję ze strony aplikacji typu Bolt czy Uber, których kierowcy często omijają lokalne przepisy i oferują niższe ceny, nie płacąc lokalnych podatków.
Zamiast regulacji cenowych, radni zdecydowali się kontynuować prace nad innymi zmianami, takimi jak identyfikatory kierowców i obowiązkowe oznakowanie pojazdów. Jednak przewoźnicy wciąż domagają się działań przeciw nieuczciwej konkurencji z zewnątrz.