Antysmogowa taryfa, czyli drożyzna. Ekspert: obniżka rachunków to manipulacja rządu
Wprowadzenie taryfy "antysmogowej" było zapowiadane przez Mateusza Morawieckiego jako przełom w walce o czyste powietrze. Premier obiecywał, że osoby ogrzewające domy prądem zapłacą o jedną czwartą niższe rachunki, ale wyliczenia te okazały się całkowicie abstrakcyjne. Przejście na "taryfę antysmogową" może oznaczać w praktyce znacznie wyższe koszty.
- To nie jest żadna antysmogowa taryfa. To antysmogowa manipulacja rządu - nie ma wątpliwości Andrzej Guła z Krakowskiego Alarmu Smogowego, ekspert ds. efektywności energetycznej i ochrony powietrza.
W rozmowie z WP Finanse przekonuje, że jeśli osoby obecnie ogrzewające dom prądem zastosują nową taryfę antysmogową, nie tylko nie zapłacą mniej, lecz wydadzą na rachunki za prąd znacznie więcej niż obecnie.
- Pan premier obiecał obniżkę rachunków o 20-25 proc. wobec standardowej taryfy, której jednak nikt nie używa do ogrzewania domu! - mówi ekspert.
Jak wyjaśnia Andrzej Guła, problem smogu w największym stopniu występuje w Małopolsce i na Śląsku, gdzie od lat dostępne są dwustrefowe taryfy G12 i G12w, które pozwalają znacznie obniżyć koszty ogrzewania prądem.
Szkopuł w tym, że zapowiedziana hucznie przez rząd "antysmogowa" taryfa jest droższa niż taryfy, a których od wielu lat korzystają mieszkańcy południowej i południowo-zachodniej Polski.
Andrzej Guła dokładnie policzył, ile trzeba by zapłacić za ogrzewanie energią elektryczną 50-metrowego mieszkania w Krakowie po przejściu na "antysmogową" taryfę i porównał to z obecnymi kosztami ogrzewania.
Różnica jest zdumiewająco duża. Niestety na niekorzyść "antysmogowej" taryfy.
Typowy użytkownik ogrzewanego prądem 50-metrowego mieszkania w Krakowie płaci 1380 zł rocznie. Po przejściu na promowaną przez rząd taryfę musiałby zapłacić 1700 zł, czyli aż o 320 zł więcej.
- Konsultowałem się z wieloma ekspertami, którzy zajmują się taryfami, przeanalizowałem też ocenę skutków regulacji - wyjaśnia przedstawiciel Krakowskiego Alarmu Smogowego.
- Konkluzja jest bardzo czytelna: te taryfy nie mają nic wspólnego ze smogiem - mówi dobitnie.
Jak wyjaśnia w najbardziej dotkniętych problemem smogu regionach Polski od lat funkcjonują taryfy G12 i G12w, w których cena energii jest mocno obniżona nie tylko przez 8 godzin w nocy, ale także przez 2 godziny w ciągu dnia.
- Rządowa taryfa jest nie tylko droższa, ale ogranicza się też do 8 godzin w nocy - zwraca uwagę.
Cała innowacyjność propozycji rządu polega na wprowadzeniu 50 proc. obniżki do standardowej taryfy G11. Niższa stawka obowiązuje w godzinach 23-7.
Problem polega na tym, że taka obniżka to czysta abstrakcja. Jeśli ktoś decyduje się na ogrzewanie prądem, nie wybiera taryfy G11, w której przez całą dobę płaci się tyle samo.
Andrzej Guła przyznaje, że o przełomie w walce ze smogiem można by mówić, gdyby obniżka 20-25 proc. nastąpiła w odniesieniu do rachunków, które realnie są dzisiaj płacone.
W styczniu 2017 r., po gwałtownym ataku smogu i nagłośnieniu problemu w prestiżonych mediach zagranicznych, rząd ogłosił rozpoczęcie prac nad składającym się z 14 punktów programem Czyste Powietrze, którego celem jest rozwiązanie problemu smogu.
Działacze Polskiego Alarmu Smogowego na bieżącą sprawdzają, jak przebiega realizacja obietnic. Niestety sytuacja nie wygląda dobrze. Żaden z punktów nie został jeszcze w pełni zrealizowany, a tylko w przypadku jednego punktu prace uznano za zaawansowane. Chodzi o wprowadzenie standardów emisyjnych dla kotłów.