Brytyjski kocioł bankowy
Ostatnio tak dużo w bankowości brytyjskiej działo się w 2008 roku, kiedy rozpoczynał się kryzys w branży.
06.11.2013 11:56
Ostatnie tygodnie na Wyspach stoją pod znakiem dużego ruchu w bankowości. Barclays wyprzedaje akcje, otwarcie mówiąc o chęci zebrania z rynku 5,8 mld funtów. Głośna akcja prywatyzacyjna Lloyds i podziały w Royal Bank of Scotland mają na celu przygotowanie gruntu pod kolejną prywatyzację. Brytyjski sekretarz skarbu George Osborne tłumaczy, że wszystkie operacje przyniosą korzyści podatnikom. Jednak zbieg w czasie z wydarzeniami polityczno-gospodarczymi po drugiej stronie kanału La Manche oraz w USA, może wskazywać na zupełnie inne powody zamieszania.
Z korzyścią dla podatnika
W ostatnich tygodniach okazało się, że gospodarka Wielkiej Brytanii spektakularnie wyszła z kryzysu. Jak gdyby z dnia na dzień spadło bezrobocie, inflacja, firmy przestały bankrutować, a indeksy na giełdzie pną się do góry.
Media już od jakiegoś czasu prezentowały umiarkowanie pozytywne prognozy wzrostu, aż nadeszła chwila, gdy gazety i portale zaczęły przekrzykiwać się codziennie w prognozach rosnącego dobrobytu.
Czas licytacji, kto lepiej przewidzi recovery, płynnie przeszedł w czas dyskusji na temat bezpieczeństwa energetycznego Wielkiej Brytanii. George Osborne prawie codziennie zwracał uwagę swoim rodakom, jak ważna jest dla niego sprawa gazu łupkowego, a w swoich wypowiedział mocno akcentował potrzebę obniżenia o połowę podatku dochodowego od inwestycji w wydobycie owego gazu. Nic dziwnego, jeśli Wielka Brytania zacznie eksploatować złoża tego surowca, osiągnie prawie zupełną niezależność energetyczną, co spektakularnie obniży koszty energii, a co za tym idzie - zwiększy konkurencyjność brytyjskiej gospodarki.
Temat łupkowy zupełnie na jakiś czas wygasł, a na jego miejsce wśliznęły się kwestie energetyczne związane z ostatnio krytykowanym nawet przez Parlament Europejski trendem "zielonej energii" i ograniczania emisji CO2. Najpierw Greg Barker, brytyjski minister ds. energii i zmian klimatu, obciął subsydia dla nabrzeżnych farm wiatrowych, znajdując zupełnie niedorzeczne wyjaśnienie, jakoby inwestycje w wiatraki zaczęły być nagle opłacalne. Następnie George Osborne rozpoczął kilkudniowy "cykl wykładów" na temat zagrożeń płynących z kontynuowania polityki "zielonej energii" oraz jak fatalne w skutkach będą przyszłoroczne zmniejszone przydziały certyfikatów na emisje CO2. Niemal równolegle politycy i media ciągnęli temat prywatyzacji Lloyds Banking Group i przygotowań pod wyprzedaż akcji Royal Bank of Scotland.
Obydwa banki zostały unarodowione w 2008 roku brytyjskim pakietem ratunkowym, w ramach którego rząd wykupił większość ich akcji i w ten sposób uratował je przed upadkiem. Teraz George Osborne przedstawia się jako "dobry ojciec narodu", twierdząc, że skoro jest po kryzysie, podatnicy muszą mieć korzyść z banków, które zostały za ich pieniądze przejęte w 2008 roku. Powstała więc idea, aby obywatele Wielkiej Brytanii mogli nabyć udziały Lloydsa ze zniżką. Nie trzeba być wybitnie spostrzegawczym, aby dojść do wniosku, że rząd brytyjski potrzebuje szybko kapitału.
Argumentacja, iż Osborne działa w interesie podatnika, jest tanim chwytem propagandowym. Z drugiej strony gros obywateli połknęło haczyk, a brytyjski sekretarz skarbu nie tylko bez trudu zgromadzi kapitał, ale odbierany jest jako "dobry ojciec narodu", który dba o kieszeń podatnika. Pozostaje jednak pytanie, na co rząd Wielkiej Brytanii potrzebuje kapitału.
Imperium atakuje
Wykupienie akcji Lloyds i RBS w opinii publicznej miało na celu ratowanie krytycznej sytuacji tych banków. Obecnie obie instytucje są w dość dobrej sytuacji finansowej. Przykładowo akcje Lloyds Banking Group przez rok podskoczyły z poziomu około 40 funtów do 73 funtów za walor.
Z kolei Royal Bank of Scotland przygotowywany jest do reprywatyzacji. Z uwagi na jego wielkość oraz strukturę zdecydowano o wydzieleniu z niego nowego-starego brandu Williams & Glyn’s (W&G), który będzie można - jak prognozuje rząd - stosunkowo łatwo i szybko zbyć. W ten sposób zostanie zrealizowany cel, o którym mówił Osborne, czyli przynieść szybki zysk podatnikom i skarbcowi korony.
Zamieszania wokół dwóch brytyjskich banków nie sposób nie analizować w kontekście ostatnich wydarzeń na terytoriach zamorskich Wielkiej Brytanii. Eksperci podkreślają, że widoczne są w brytyjskich kręgach politycznych silne dążenia do powrotu do czasów, kiedy to Wielka Brytania rozdawała karty. Niedawny incydent w Gibraltarze, który można by potraktować jako niewinny wybryk ze strony hiszpańskiej Partido Popular pokazał, że na obronę zamorskich terenów Brytyjczykom czasu i pieniędzy nie szkoda. Pomimo teoretycznej błahości sytuacji na miejsce natychmiast zostały wysłane okręty wojskowe.
Kolejną rzeczą, która wskazuje na odbudowę potęgi Wielkiej Brytanii, są plany George'a Osborne’a, żeby w najbliższych latach tak skomponować budżet, aby wygenerować nadwyżkę. Na Starym Kontynencie do tej pory tylko niemiecki budżet na 2013 rok zaplanowany został jako bez deficytu, a wszystkie inne państwa nawet nie starały się łatać dziury w skarbcu, stąd brytyjska nadwyżka byłaby czymś spektakularnym w kontekście ekonomiczno-finansowym, jak i politycznym. W rezultacie, w związku z ostatnimi tarciami na linii UE - Wielka Brytania, Zjednoczone Królestwo najpewniej zyskałoby pozycje wymagającego ojca, a nie rozkapryszonego dziecka, które należy utemperować.
W Wielkiej Brytanii targanej problemami migracyjnymi, rozbuchanym socjalem, mocno nieefektywnym sektorem państwowym oraz zupełnie nieustabilizowanym rynkiem nieruchomości konieczne są reformy, na które też potrzebny jest kapitał. Dlatego kluczowym elementem poprawy sytuacji gospodarczej Brytanii jest jej uniezależnienie energetyczne. Wielka Brytania stanęła do wyścigu z USA o palmę potentata gazu łupkowego.
Amerykanie kwestie gazu łupkowego od zawsze traktują priorytetowo, inwestują w technologie i aranżują background potrzebny do rozpoczęcia wydobycia na wielką skalę. Amerykańskie badania nad technologią wydobycia gazu łupkowego rozpoczęły się już w 1947 roku, na długo przed praktycznym przebadaniem terytorium Stanów Zjednoczonych pod kątem tych złóż. Wyspy Brytyjskie miały o wiele mniej czasu na badania i analizę - gaz wykryto w 2011 roku, podczas jednej z największych zapaści ekonomicznych, jakie miały miejsce na Wyspach od czasu rewolucji przemysłowej. Szacuje się, że wydobycie gazu łupkowego zaspokoi 90 proc. potrzeb Królestwa. David Cameron i George Osborne chcą nadążyć za Stanami, bo doskonale zdają sobie sprawę, że ten, kto będzie liderem w rewolucji łupkowej, ten zgarnie największe profity, ekonomiczne i polityczne. W osiągnięciu tego celu ma im pomóc szybka i tania odsprzedaż rządowych akcji w dużych bankach. Ogłoszony koniec kryzysu jest idealnym do tego pretekstem.
Komfortowa sytuacja
Operacje wyprzedażowe Barclays zawsze przyprawiają o szybsze tętno. W pamiętnym 2008 roku Barclays dotknięty kryzysem odmówił wzięcia udziału w rządowym bailoucie, uznając za lepsze wyjście z sytuacji wyprzedaż akcji. W tamtym czasie bank potrzebował zgromadzić 4,5 mld funtów i chciał je zebrać poprzez nietradycyjną wyprzedaż akcji. W ten sposób udało się zebrać tylko 19 proc. potrzebnego kapitału, reszta została pokryta ze sprzedaży udziałów inwestorom m.in. z Qatar Investment Authority and Challanger. Miesiąc później Barclays przejął Lehman Brothers. Przejęcie to było o tyle interesujące, że Barclays od dawna interesował się kupieniem giganta, jednak dopiero po ogłoszeniu jego bankructwa przejął majątek upadłego za 700 mln funtów.
Sędzia prowadzący postępowanie likwidacyjne po siedmiu godzinach posiedzenia stwierdził, iż musi przyjąć ofertę Barclays, ponieważ nie ma żadnej innej, niemniej podkreślił, że Lehman Brothers staje się w tym momencie ofiarą, a to postępowanie nie może stanowić precedensu, gdyż trudno sobie wyobrazić drugą tak awaryjną sytuację.
Natomiast łatwo sobie wyobrazić, jak ogromne profity odnotował Barclays. Od tamtego dnia każda akcja zbierania kapitału przez ten siódmy największy bank świata zwraca uwagę tym bardziej, że jego głównymi akcjonariuszami są inwestorzy z Abu Dhabi i Kataru, których kieszeń pełna jest pieniędzy i którzy mają ogromny apetyty. Atmosferę podgrzewa wysokość potrzebnego im kapitału - 5,8 mld funtów, czyli o 1,3 mld funtów więcej niż pierwsze kryzysowe inkaso w 2008 roku. Sytuacja Barclaysa jest w tym momencie bardzo komfortowa, bo na przestrzeni ostatniego roku jego akcje z poziomu 220 funtów skoczyły do ok. 305 funtów, co świadczy o dobrej kondycji finansowej banku.
Inside the market
Na rynku bankowości rzuca się w oczy problem JP Morgan z reperkusjami pokryzysowymi. Rządy uznały, że koniecznym jest znalezienie "winnych kryzysu" i podobnie jak w PRL-u znaleziono złodzieja mięsa, przez którego w sklepach rzeźniczych na półkach wiał tylko wiatr i świeciły pustki, tak i teraz znaleziono tego, co kryzys wywołał. Pech chciał, że "winnym kryzysu" okazał być Bruno „London Whale” Iksil, pracujący niegdyś w JP Morgan - i właśnie ten bank ma teraz zapłacić karę w wysokości 920 mln funtów rządom Stanów Zjednoczonych i Zjednoczonego Królestwa. W wyniku szkodliwej działalności Bruno "London Whale", bank w 2012 roku doliczył się 7 mld funtów strat. Akcje JP Morgan cały czas idą w górę, jednak nie ma co ukrywać, że bank nie znajduje się w szczytowej kondycji finansowej - i pytanie, jak sobie poradzi z dołkiem.
Nie przeszkadza to brytyjskiemu rządowi, który wybrał JP Morgan jako doradcę w kwestii wyprzedaży akcji Lloyds Banking Group oraz RBS. Tajemniczym rozgrywającym pozostaje Barclays, którego gromadzenie kapitału zbiega się w czasie z przeciekami z Downing Street. Nauczeni historią z 2008 roku, kiedy sytuacja prezentowała się podobnie, możemy wnioskować, że Barclays ostrzy sobie zęby na któryś z banków. W ich sytuacji z pewnością lepszym kąskiem jest Royal Bank of Scotlad, gdyż jest większą i o wiele więcej znaczącą w świecie bankowości inwestycyjnej instytucją. W przypadku Lehman Brothers przejęcie odbyło się praktycznie za darmo, zakup RBS nie będzie aż tak korzystny, jednak i tak z pewnością okaże się lukratywną transakcją ze względu na wyczuwalną determinację rządu brytyjskiego.
Jest wielce prawdopodobne, że obywatele Zjednoczonego Królestwa nie będą w stanie wykupić nawet 20 proc. wyprzedawanych akcji, stąd George Osborn musi liczyć się z koniecznością wejścia dużego inwestora, któremu będzie trzeba zaproponować jeszcze lepszą ofertę niż rodakom. Sytuacja wprost wymarzona dla lubującego się w korzystnych przejęciach banków.
Mawiają, że historia lubi się powtarzać i jeśli pragniemy poznać przyszłość, powinniśmy spojrzeć w przeszłość. Powszechnie znane fakty z brytyjskiego rynku bankowego są wyjątkowo podobne do tych w 2008 roku. Czy tym razem Barclays zaskoczy?
Maria Szurowska
Gazeta Bankowa