Ceny prądu będą musiały wzrosnąć
Konsumenci obawiają się podwyżek cen prądu po 1 stycznia. Wszystko wskazuje na to, że drastycznego skoku cen nie będzie, ale drastycznych podwyżek nie da się uniknąć w przyszłości.
14.12.2007 07:44
Urząd Regulacji Energetyki prowadzi od kilkunastu tygodni spór z największymi w kraju dostawcami energii elektrycznej. W październiku były prezes URE wydał decyzję o uwolnieniu cen na rynku energii. Po błyskawicznej zmianie na tym stanowisku - nowy prezes przywrócił system zatwierdzania taryf, powołując się m.in. na ochronę interesów konsumentów. Ta druga decyzja została zaskarżona przez 14 przedsiębiorstw energetycznych.
URE wystąpił w tym tygodniu z propozycją rozwiązania kompromisowego. Chce, aby dostawcy energii elektrycznej przedstawili do zatwierdzenia wyłącznie tzw. taryfę G, czyli przeznaczoną głównie dla gospodarstw domowych. Pozostałe taryfy byłyby ustalane już w inny sposób - w drodze gry rynkowej. Wiadomo jednak, że uwolnienie cen energii spowoduje wzrost cen prądu o co najmniej 10 proc. Dlatego właśnie prezes URE chce powrotu do systemu zatwierdzania taryfy. Także Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów przestrzega przed pełnym uwolnieniem cen odnośnie gospodarstw domowych. Dostrzega bowiem w tym naruszania ich praw.
_ Mamy świadomość, że podwyżki cen są dotkliwe dla klientów _ - przyznaje Jacek Pauli, wiceprezes spółki Energa Operator. _ Ale trzeba powiedzieć jasno - nie uciekniemy przed podwyżkami cen, jeśli chcemy mówić o bezpieczeństwie energetycznym naszych odbiorców. _
Analitycy branży nie mają bowiem złudzeń - polski sektor energetyczny jest niedoinwestowany. Z powodu niskich cen energii nie pojawiają się prywatne inwestycje, a publiczne spółki inwestują zbyt mało. Działalność w tej branży przynosi średnio 12-proc. rentowność, mniejszą niż w innych dziedzinach. W tej sytuacji nie ma też co liczyć na nowe inwestycje prywatne. Pozyskiwanie energii z innych - np. ekologicznych źródeł - następuje zbyt wolno, a jednocześnie nie poprawia sytuacji. Energia ekologiczna jest bowiem zbyt droga.
_ Jeśli nie będzie nowych inwestycji, sytuacja będzie się stopniowo pogarszać _ - twierdzi Pauli. _ Oczywiście wszystko jest pod kontrolą, ale analitycy rynku energetycznego wskazują na możliwość kryzysu w Polsce za 4-6 lat. _
Aby tego uniknąć, niezbędne są inwestycje, a te niestety kosztują. Oczywiście możliwy jest import energii, ale to też jest rozwiązanie bardzo drogie. Do tego analitycy krytykują realizowany od kilku lat program konsolidacji spółek energetycznych ze spółkami producenckimi. W ich ocenie zamiast wzrostu konkurencji na rynku może dojść do podziału tego rynku i faktycznego ograniczenia działań konkurencyjnych. Rozwiązanie zaproponowane przez URE wydaje się być kompromisem między ochroną konsumentów a potrzebami branży. Nie wiadomo jednak, jak długo ów kompromis uda się utrzymać - droga energia uderzy w portfele gospodarstw domowych i zwiększy koszty producentów.
Artur Kiełbasiński
NaszeMiasto.pl