Ciepło potanieje. Ale niepędko
– W Polsce mówi się o tym, że regulacja rynku pozwala na ochronę klienta przed nadmiernymi podwyżkami cen ciepła. Okazuje się jednak, że na rynkach, które są w pełni otwarte, np. w Szwecji czy Finlandii, ceny ciepła są niższe, ponieważ firmy są zmuszone do konkurowania z innymi źródłami, np. z pompami ciepła – przekonuje Izabela Van den Bossche, wiceprezes ds. komunikacji korporacyjnej Fortum, fińskiego koncernu energetycznego.
Jak podkreśla, żaden producent ciepła nie może myśleć o znaczącym podnoszeniu cen, bo to stawiałoby pod znakiem zapytania opłacalność jego inwestycji. A koszty nie są małe, dla przykładu wybudowana przez Fortum elektrociepłownia w Częstochowie kosztowała 130 mln euro.
– Inwestując takie pieniądze w źródło na 30-40 lat, chcemy, żeby zwrot był przez kolejne lata, dlatego musimy rozsądnie określać ceny. Oferując zbyt wysokie, pozbywamy się klientów, bo oni w przeciągu kilku lat mogą wybudować własne źródła, żeby mieć tańsze ciepło, i wtedy odłączyć się od nas – przekonuje Izabela Van den Bossche. – Jesteśmy więc za otwarciem rynków, za zliberalizowaniem rynku tak dalece, jak to się tylko da.
W Polsce taryfy dla ciepła są zatwierdzane przez Urząd Regulacji Energetyki. Jak wynika z raportu URE, w 2013 roku średnia cena wytwarzanego ciepła wyniosła 35,38 zł/GJ (o 6,8 proc. wyższa niż w 2012 r.), natomiast stawka za opłaty przesyłowe ukształtowała się na poziomie 15,67 zł/GJ (wzrost o 7,3 proc.). Opłaty różnią się w zależności od paliwa zużywanego w danym źródle.
– W Polsce pewnie do pełnej liberalizacji jest jeszcze nie dojdzie, ale ten system wyliczania ceny ciepła i regulacji się zmienia. Już teraz widzimy możliwości uzyskiwania lepszych efektów i zwrotu z kapitału, w który inwestujemy. To jest ta pozytywna zmiana – podkreśla wiceprezes Fortum. – Wierzymy jednak, że przy wolnym rynku, na którym jest konkurencja między różnymi dostawcami, różnymi źródłami ciepła, klient korzysta najwięcej, bo to on wybiera.