Czy szefowie czytają CV?
Szukający pracy często zakłada, że wysłanych przez niego papierów nikt nie przeczyta
29.07.2010 | aktual.: 30.07.2010 15:54
Szukający pracy często zakłada, że wysłanych przez niego dokumentów - CV, listów motywacyjnych - nikt nie przeczyta. A jeśli nawet – nie przyniesie to żadnych widocznych skutków. Mimo to wysyłamy je na potęgę, aż do zatkania mailowych skrzynek pracodawców.
CV – dla spokoju ducha
Łatwo mówić o wadze i znaczeniu dobrze opracowanego życiorysu komuś, kto na przykład doradza w pisaniu podań i w ten sposób zarabia na życie. Jak jednak przekonać o tym osobę, która wysłała 80 maili i nie dostała żadnej odpowiedzi? To już zadanie dla dobrego psychologa. Nic więc dziwnego, że aplikujący stają czasami okoniem. Nie zawsze chcą ulegać presji, z jaką wiąże się dzisiaj pisanie CV.
Z listem motywacyjnym jest jeszcze gorzej. Blog infopraca podaje, że 40% kandydatów w ogóle go nie wysyła. List jest dla nich przejawem hipokryzji, zwykłego ściemniania. Czy np. ktoś śpiewający wcześniej w operze będzie wiarygodny, przekonując o chęci rozwoju osobistego przy sprzedaży marchewki? „Ludzie idą do pracy, żeby zarabiać. Pracodawcy o tym wiedzą. Po co więc wypisywać te wszystkie banały?” – piszą internauci. Rekruterzy, coachowie i head hunterzy narzekają na całą masę błędów, które można spotkać w przysyłanych aplikacjach. Wytykają kandydatom zdjęcia w strojach nieformalnych, opisy nieistotnych wydarzeń osobistych, błędy logiczne czy językowe.
Kandydaci odpowiadają na to: problem leży gdzie indziej. Z ich punktu widzenia zbyt rzadko zdarza się, by dobrze napisany życiorys poskutkował znalezieniem pracy. Stąd ich zniechęcenie i niewiara. A w związku z tym, sens solidnego opracowania dokumentów pozostaje dla nich wątpliwy.
Rekruter sobie, kandydat sobie
W czasach, gdy o presji rynku nikt jeszcze nie słyszał, życiorys był formalnością. Pracę nazywano prawem i obowiązkiem każdego obywatela. Inne były potrzeby i oczekiwania pracodawców. Inaczej podchodzili też do problemu sami kandydaci. Dzisiaj żelazne reguły ekonomii wymuszają określone zachowania. Firmom potrzebni są tacy ludzie, którzy „z marszu” będą w stanie zapewnić realizację postawionych przed nimi zadań. Im lepsza (czytaj: rozwojowa) firma, tym potrzebuje ich bardziej. Wyłowienie takich ludzi nie jest rzeczą prostą. CV pozostaje jedną z niewielu metod, która to umożliwia. Dlatego pracodawcom tak bardzo zależy, by przysyłane dokumenty były zwięzłe, napisane z poszanowaniem reguł i maksymalnie przejrzyste.
Co prawda, oni sami nader często nie dbają o to, by ich intencje były jasne. Narażają tym samym kandydatów na niepotrzebny stres i stratę czasu. Nie należą do rzadkości sytuacje, w których okazuje się, że wakat jest na zupełnie inne stanowisko niż to wymienione w anonsie. Żąda się też od kandydata zaskakujących, czasem absurdalnych umiejętności i doświadczeń. Na przykład od redaktora – prawa jazdy na traktor, od informatyka – umiejętności obsługi wózków widłowych, od „młodego” sprzedawcy – 10 lat stażu, itp.
Jedno zdanie – i jest podanie
Konieczność napisania czy choćby uzupełnienia życiorysu to dla każdego niemal kandydata prawdziwe utrapienie. Jeśli w dodatku ktoś za każdym razem chce tworzyć CV „pod pracodawcę”, nieźle się namęczy. A bywało prościej. Przychodził osiłek, pokazywał mięśnie – od razu było widać, że się przyda. Postęp technologiczny wszystko skomplikował. Jeszcze nie tak dawno obowiązywały zupełnie inne kryteria. Podania sprzed pół wieku, czytane dzisiaj, mogą śmieszyć i szokować. Zdarzało się, że pod nagłówkiem widniało na nich jedno zdanie, zawierające prośbę o przyjęcie do pracy. Niżej podpis kandydata, i to było wszystko. Dziś, szukając posady, musimy czasem pogodzić się z koniecznością uczestniczenia w prawdziwym torze przeszkód. Na rozmowie zachowywać się i wyglądać w ściśle określony sposób, a wcześniej, żeby w ogóle do niej doszło – zadbać o CV i list motywacyjny.
Inna sprawa, że proces pisania tych dokumentów ma w sobie coś z kwadratury koła. Jeśli chcemy, by życiorys spełniał wszystkie wymogi zalecane przez doradców, to jak jednocześnie zachować w nim rys indywidualności? Każdy z nich radzi przecież mniej więcej to samo!
Jak sprawić, by nasza aplikacja zwracała uwagę? By zapadła w pamięć rekruterowi podczas tych kilkunastu sekund? Tyle przecież, podobno, może on poświęcić każdemu CV w „pierwszym czytaniu”! Wyjściem może być czasami wysłanie życiorysu nietypowego, stawiającego na oryginalność. Ale też nie ma pewności, że przyniesie on skutek.
Cóż więc pozostaje? Wielu poszukujących pracy wychodzi z założenia, że znajdą ją prędzej czy później, przypadkiem albo po znajomości. Kto ich zatrudni? Być może będzie to właśnie taki pracodawca, który… nie czyta przysyłanych CV?
Jarosław Kurek