Doprowadził do łez tysiące Polaków i nadal rządzi
Czy można doprowadzić do łez i białej gorączki tysiące Polaków i nie przejmować się konsekwencjami? Można, jeśli jest się ministrem infrastruktury Cezarym Grabarczykiem. Jemu nie zaszkodzi chyba nic - pisze Donat Szyller w "Przekroju".
Apokalipsa, jaką tej zimy zafundowały pasażerom Polskie Koleje Państwowe, ominęła gabinet Cezarego Grabarczyka. Rozkład jazdy poszedł w diabły, w warsach nie podawano nawet kawy, bo pociągi jechały zbyt wolno, by napędzić prądnicę zasilającą ekspresy. Wściekli pasażerowie, a za nimi opozycja PiS i SLD, domagali się, by ktoś za to wszystko zapłacił głową.
Przez chwilę wydawało się, że będzie to głowa Grabarczyka, ale nic z tego. Pod topór poszli tylko wiceminister infrastruktury Janusz Engelhardt i prezes PKP Andrzej Wach. Cezary Grabarczyk wezwany do premiera wziął ze sobą dymisję, ale mógł być pewien, że Donald Tusk jej nie przyjmie. W minioną środę przetrwał także w sejmie, gdzie na wniosek SLD głosowano nad wotum nieufności wobec ministra. Do jego odwołania zabrakło 39 głosów.
Minister okazał się niezatapialny. Dlatego kolejna wpadka z 6 stycznia przeszła prawie niezauważona. Okazało się wtedy, że szef resortu infrastruktury nie wpisał Święta Trzech Króli do rozporządzenia o zakazie ruchu samochodów ciężarowych w dni ustawowo wolne od pracy. Tiry hulały więc po Polsce w najlepsze.
Na czym polega magia Grabarczyka? Co w nim jest takiego, że potrafi obronną ręką wyjść z wszelkich opresji? W kuluarach sejmu mówi się, że ministra obroniły przed dymisją zbliżające się wybory parlamentarne. Mianowanie nowego szefa resortu infrastruktury 10 miesięcy przed nimi, wprowadziłoby chaos w inwestycjach drogowych. Ale to nie jedyny powód, dla którego minister ocalał.
W sejmie mówią o nim "Czaruś" - jest regulaminowy, sumienny, solidny, otwarty na nowe pomysły, pomocny i zawsze punktualny. Do tego spokojny, miły, uprzejmy, zawsze uśmiechnięty i umie zjednywać sobie ludzi. Ten nierzucający się w oczy, trzymający się na drugim planie urzędnik od dróg i kolei ma w partii pozycję, o której inni mogą tylko pomarzyć.
Legendy krążą o spółdzielni założonej przez Grabarczyka w klubie PO. To środowisko stronników ministra, dzięki którym zajmuje on teraz w partii pozycję numer trzy po Tusku i Schetynie. Skład "spółdzielni" nie jest formalnym ciałem i zmienia się zależnie od układu sił. Obecnie wśród "spółdzielców" wymienia się m.in. Ewę Kopacz, Bogdana Zdrojewskiego czy posła Andrzeja Biernata.
Według rozmówcy "Przekroju" - jednego z polityków PO - Grabarczyk i jego świta są Tuskowi potrzebni, bo równoważą potężne wpływy Grzegorza Schetyny. Dzięki temu, że każdy z trzech graczy ma swoich stronników, w partii panuje spokój.