Duńska afera z polską żywnością
"Netto będzie kupować polskie produkty. Hmm. To oznacza więcej pestycydów, gorsze traktowanie zwierząt i niższe płace. Wybór należy do was!" - tym wpisem na Twitterze Mette Gierskov wywołała międzynarodowy skandal. Kim jest ta pani? No właśnie, to... minister rolnictwa Danii.
25.01.2013 | aktual.: 25.01.2013 11:00
Jej opinia na temat polskiej żywności pojawiła się po tym, jak Netto, popularna sieć duńskich dyskontów, obecna również w Polsce, zapowiedziała, że po protestach wielu klientów co prawda nie rozszerzy sprzedaży polskich produktów, ale też nie wycofa ich całkiem ze sklepów.
O tym, że dyskonty mają taki zamiar, poinformowały dwa tygodnie temu. Reakcja była bardzo gwałtowna. "Dały znać o sobie utrwalone przez lata stereotypy i uprzedzenia. Duńczycy wciąż uważają, że polskie warzywa i owoce ociekają pestycydami i są trujące, podobnie jak mięso, którego produkcja rzekomo nie podlega żadnej kontroli" - napisał duński dziennik "Politiken".
Na rewelacje duńskiej minister rolnictwa szybko zareagowali producenci z Polski. Za pośrednictwem dyplomatycznych kanałów odpowiedziała Rada Gospodarki Żywnościowej. W kierowanym do minister Mette Gierskov liście wskazała, że produkcja żywności w Polsce oparta jest na obowiązujących w całej UE przepisach prawa i standardów. Nie dość na tym, wskazuje też, że wiele duńskich firm od dawna inwestuje w Polsce, właśnie dlatego, że produkty z naszego kraju są znakomitej jakości.
- Nie chodzi nam o wytaczanie ciężkich dział - mówi "Pulsowi Biznesu" Bronisław Wesołowski, przewodniczący RGŻ, ale uświadomienie również urzędnikom w Danii tego, jak silne jest zaangażowanie duńskiego kapitału w Polsce - tłumaczy.
Inwestycje Duńczyków w naszym kraju przekroczyły 3 mld euro. W Polsce działa wiele duńskich firm, również spożywczych, jak Arla Foods, Dan Cake, Danish Crown (Sokołów) czy Carlsberg.
Ciekawe, co powie pani minister, gdy polscy internauci zarządzą bojkot firm z Danii?