Europa: kryzys finansowy zapoczątkował falę populizmu

To było do przewidzenia - piszą politolodzy - kryzys, bezrobocie,
gniew zawsze dostarczały wyborców partiom populistycznym i skrajnym

Europa: kryzys finansowy zapoczątkował falę populizmu
Źródło zdjęć: © ˆ Minerva Studio - Fotolia.com

31.03.2014 | aktual.: 31.03.2014 15:40

. W Europie te ugrupowania wydają się szczególnie groźne i mają szanse odnieść sukces w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Namnożyło się w Europie dziwnych, eurosceptycznych partii, które "tylko z lenistwa, wrzucamy wszystkie do kategorii formacji populistycznych" - napisał na łamach "Guardiana" Timothy Garton Ash. Prócz nacjonalizmu i niechęci do Unii ugrupowania te nie mają wiele wspólnego, czasem ich programy są zgoła sprzeczne; znaczna ich część bywa nazywana skrajną prawicą, inne skrajną lewicą, ale podziały te są bardzo umowne. Program niektórych ultraprawicowych formacji przypomina manifest komunistyczny, nakazujący bronić robotników przed skrajnie neoliberalną Unią; inne uważają UE za socjalistycznego molocha. Czasem, jak w przypadku francuskiego Frontu Narodowego (FN), udaje im się jakoś pogodzić oba te sądy.

Partie te byłyby wręcz śmieszne, gdyby ich programy i idee nie okazywały się czasem groźne - pisze na swym blogu znany historyk Niall Ferguson. Czy 13 proc. Włochów naprawdę chce, by premierem był "niechlujny komik Beppe Grillo, lider antyeuropejskiego Ruchu Pięciu Gwiazd? (...) Czy zwolennicy Ligi Północnej naprawdę chcą rozmontować Włochy i założyć państwo-kadłubek zwane Padanią?" - zastanawia się Ferguson.

Rzecz w tym, że pomysły te zasługują na całkiem poważną krytykę, gdy okazuje się, że niektóre z tych formacji, jak grecka Złota Jutrzenka okazują się być agresywnymi neonazistami, a wiele innych buduje swój kapitał na rasowej nienawiści i absurdalnych projektach gospodarczych - uznaje brytyjski historyk.

W maju europejscy wyborcy wybiorą swoich 751 deputowanych do PE. Sondaże póki, co wskazują na całkiem spory sukces wyborczy takich populistycznych tworów jak brytyjski UKIP (Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa), czy francuski FN. Według "Economist" na silne poparcie wyborców liczy holenderska Partia Wolności (PVV). Antyunijne ugrupowania z prawa i z lewa mogą zdobyć od 16 do 25 proc. miejsc w PE (obecnie mają 12 proc.) - prognozuje brytyjski tygodnik. Timothy Garton Ash uważa, że zapowiadają się najciekawsze i najbardziej niepokojące wybory w unijnej historii.

Populistyczne formacje pojawiły się w wielu europejskich krajach; "niektóre z nich są naprawdę toksyczne" - komentuje "Economist" i dodaje: "najmroczniejszą z nich jest Złota Jutrzenka, która ma 18 miejsc w greckim parlamencie", ewidentnie wzorowana na paramilitarnych ugrupowaniach nazistowskich i faszystowskich.

Na Węgrzech trzecią największą partią w parlamencie jest Jobbik, określający się jako ugrupowanie "radykalno-narodowe", łączące nacjonalizm, z antysemityzmem i niechęcią do zagranicznych inwestorów. Jego deputowany Marton Gyongyosi zaproponował, by przygotować listę Żydów w węgierskim rządzie i parlamencie, ponieważ stanowią oni "pewne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego" - przypomina brytyjski tygodnik.

Holenderskie PVV żeni radykalne hasła antyimigranckie z retoryką lewicy, obietnicami ratowania państwa opiekuńczego i zerwania z polityką oszczędności. Z francuskim FN łączy tę partię nienawiść do islamu i antyeuropejskie nastawienie, ale cała reszta ich dzieli.

Włosi mają swoją prawicową Ligę Północną i lewicowy ruch Beppe Grillo. Belgowie nacjonalistyczny, antyeuropejski i skrajnie prawicowy Vlaams Belang, który inne partie starają się otoczyć "kordonem sanitarnym", czyli nie dopuścić do polityki głównego nurtu. W liberalnej Norwegii skrajnie prawicowa, nacjonalistyczna Partia Postępu weszła do rządzącej koalicji uzyskawszy w wyborach 16 proc. poparcia - wylicza "Economist".

W Finlandii jest populistyczna partia Finowie (dawniej: Prawdziwi Finowie), Niemcy mają antyeuropejską Alternatywę dla Niemiec. W Austrii popularność odzyskała Partia Wolności; w Danii do głównego nurtu polityki weszła skrajnie prawicowa, a teraz broniąca państwa socjalnego Duńska Partia Ludowa.

Powtórzmy: klasyczna terminologia politologiczna może być w odniesieniu do tych partii dość mylna; to co je łączy, to niechęć do imigrantów i UE, a dalej następuje już ideologiczny rozgardiasz. Te, które mianują się formacjami konserwatywno-liberalnymi, jak UKIP, ogłaszają zarazem, że wolą mniej wolnego rynku i gospodarczej prosperity, jeśli to będzie oznaczać, że w kraju pozostanie mniej imigrantów.

Niegdyś niemal bliski ekonomii Ronalda Reagana FN dziś proponuje protekcjonistyczne zapory, które - jak prognozuje "Economist" - fatalnie wpłynęłyby na dłuższą metę na francuską gospodarkę. Część skandynawskiej prawicy broni osłon socjalnych.

Zarówno ultralewica, jak i ultraprawicą oskarżają UE o serwilizm wobec USA, a za bezrobocie czy kryzys winią "wielkich bossów" i tajemniczych "globalistów".

Populistyczne partie Europy są bowiem przede wszystkim partiami protestu, które definiują się poprzez negację systemu i wyszukiwanie wrogów - pisze "Economist". Mogą to być elity, dominujące partie polityczne, Arabowie, Żydzi, wielki kapitał, media. Brytyjczycy, czy Francuzi głosujący na partie populistyczne dają upust lękom przed zmianami cywilizacyjnymi, które odmieniają status quo oraz stanowią podwójne zagrożenie: dla wielkości ich kraju i prosperity jego mieszkańców - wyjaśnia "Le Figaro".

Partie te jednak, choć mogą zdobyć sporo miejsc w PE, będą miały ogromny problem, by utworzyć spójny blok, bo prócz retoryki protestu "nie mają prawie nic wspólnego" - pisze Timothy Garton Ash, prognozując, że wszelka utworzona przez nie parlamentarna fronda zdoła osiągnąć tylko tyle, że skonsoliduje frakcje socjalistów, liberałów i chadeków, zmuszając ich do wejścia w "wielką koalicję".

"Economist" podkreśla, że konfrontacja z rzeczywistością parlamentarną okaże się dla tych ugrupowań brutalna, bo jak dotąd nie miały one znaczących reprezentacji w krajowych parlamentach, a tam gdzie zdobywały jakąś władzę, okazywały się niekompetentne - jak FN w latach 90. w gminnych samorządach.

Jak pisze brytyjski tygodnik - uproszczeniem jest winić za ten stan rzeczy wyłącznie kryzys gospodarczy. Jak bowiem wytłumaczyć to, że w prosperujących państwach jak Wielka Brytania, Austria czy Finlandia powstają ugrupowania radykalne, a w szczególnie dotkniętych kryzysem krajach jak Hiszpania, Irlandia czy Portugalia nie odradzają się ruchy neofaszystowskie czy skrajnie ksenofobiczne - zastanawia się "Economist".

Szczególnie radykalni okazują się bardzo młodzi wyborcy - podkreśla na swym blogu Ferguson - pewnie dlatego, że "każdy Hiszpan, który ma więcej niż 50 lat pamięta, czym naprawdę był faszyzm" - dodaje.

Kryzys, z którego nie może się podnieść Europa pozwolił jednak partiom populistycznym pożenić starą, nacjonalistyczną retorykę z eurofobią - napisał "Economist" w raporcie na temat populizmu i wyborów europejskich.

Rzecz w tym, że nawet jeśli partie głównego nurtu otoczą populistów kordonem sanitarnym, nie będą z nimi wchodzić w koalicję, a blok antyunijny w PE okaże się nieefektywny, to wciąż pozostaje niebezpieczeństwo radykalizacji całej sceny politycznej. Zazdrośni o głosy wyborców i wyniki w sondażach politycy "mogą przyjąć twardszą retorykę, legitymizując po części idee i polityczny język, które niegdyś należały do ekstremy" - ostrzega "Economist".

Marta Fita-Czuchnowska

MA

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (57)