Finał głośnej sprawy, poszło o smród na wsi. Rolnik przegrał w sądzie
Sąd Najwyższy oddalił skargę kasacyjną Szymona Kluki, którego sąsiedzi pozwali za uciążliwe zapachy z chlewni. Rozżalony rolnik zwraca uwagę, że "nie ma miary smrodu", a i tak przegrał. To może być początek fali podobnych pozwów w całym kraju - donosi "Tygodnik Rolniczy".
Sprawa dotycząca nieprzyjemnych zapachów wydostających się z gospodarstwa Szymona Kluki ciągnęła się od kilku lat. W 2024 r. rolnik z okolic Łodzi zapłacił sąsiadom 100 tys. zł, ale na tym się nie skończyło.
Rolnik przegrał w Sądzie Najwyższym. Poszło o smród
"Tygodnik Rolniczy" donosi, że Kluka przegrał w Sądzie Najwyższym sprawę dotyczącą uciążliwych zapachów z jego gospodarstwa. Instytucja oddaliła jego skargę kasacyjną. Wyrok ten potwierdza wcześniejsze decyzje sądów, które uznały działalność Kluki za uciążliwą dla sąsiadów. Posiada on 360 sztuk trzody chlewnej na około 65 hektarach ziemi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Stracił wszystkie ziemniaki. Oto skutki gradobicia
- Ta sytuacja nic nie zmieniła, bo ja zadośćuczynienie już zapłaciłem wcześniej - łącznie zapłaciłem 114 344 zł i 44 gr (z odsetkami i kosztami sądowymi). A od tego nie można się już odwołać, ani złożyć zażalenia, ani nic. Teraz jeszcze muszę zapłacić 2,7 tys. złotych kosztów z tej skargi - wyjaśnił rolnik w rozmowie z portalem.
Teraz jedynym ratunkiem byłaby skarga nadzwyczajna, którą wnieść może jedynie uprawniony organ (m.in. Prokurator Generalny lub Rzecznik Praw Obywatelskich).
Kluka nie kryje rozczarowania decyzją sądu i wskazał na trzy kwestie, które budzą jego wątpliwości. Po pierwsze, zwrócił uwagę, że "nie ma miary smrodu, więc jak możemy mówić, że coś jest ponad przeciętną miarę?".
Po drugie, zwraca uwagę, że zgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego można hodować do 50 DJP (duża jednostka przeliczeniowa inwentarza), a on hoduje poniżej 40 DJP. - Moja działalność nawet nie jest potencjalnie oddziaływająca na środowisko, nie był mi potrzebny operat środowiskowy. Potwierdziły to sądy administracyjne z NSA na czele - podkreślił.
Dodatkowo zauważył, że biegły sądowy ocenił jego budynek gospodarczy na 19 w skali od 0 do 50 uciążliwości. - Można więc powiedzieć, że mój jest mało uciążliwy - przyznał.
Z obietnicy zmiany prawa "nic nie wyszło"
Kluka, który prowadzi gospodarstwo od pokoleń, czuje się osamotniony w walce o swoje prawa. Mimo obietnic wsparcia ze strony ministerstwa i organizacji, rolnik nie otrzymał realnej pomocy. Uczestniczył w posiedzeniu dotyczącym zmiany ustawy, ale mimo obietnic, nic się nie zmieniło. - Mówili, że będzie szybka ścieżka prawna, ale nic z tego nie wyszło - zaznaczył z żalem.
"Tygodnik Rolniczy" wskazuje, że decyzja Sądu Najwyższego może mieć szerokie konsekwencje dla rolników w całej Polsce. Wystarczy, że gospodarstwo będzie przeszkadzać sąsiadom, a rolnik może trafić przed sąd.
Właśnie tego scenariusza chciał uniknąć ówczesny minister rolnictwa i rozwoju wsi Czesław Siekierski. - Nie może wytworzyć się precedens. Chciałbym, żeby problem został rozwiązany na korzyść rolnika, bo tu nie chodzi tylko o jego korzyść, ale o miejsce rolnictwa i produkcji na wsi - podkreślał jesienią ubiegłego roku.