Frank poniżej 3,60 zł. Bank Szwajcarii podaje, o ile jeszcze może spaść
Wielu Polaków, szczególnie spłacających kredyty we frankach, pamięta, jak na początku 2015 roku notowania szwajcarskiej waluty skoczyły powyżej 5 zł. Dopiero po prawie trzech latach sytuacja wraca do "normy". Notowania franka spadły poniżej 3,60 zł. To zasługa dobrych nastrojów na świecie i bardzo dobrych wyników polskiej gospodarki. Według wyliczeń banku centralnego Szwajcarii może być jeszcze taniej. Frankowicze w tym roku już mają swoje 500+.
Pierwszy raz od stycznia 2015 roku kurs wymiany szwajcarskiej waluty spadł poniżej 3,60 zł. Wracamy więc do stanu sprzed feralnego "czarnego czwartku", jak nazywa się dzień, w którym bank centralny Szwajcarii (odpowiednik naszego NBP) przestał sztucznie utrzymywać na stałym poziomie notowania franka względem euro. Wywołało to falę umocnienia franka, co miało fatalne skutki dla osób spłacających kredyty walutowe.
Przypomnijmy, że przed decyzją Szwajcarów franka można było kupić po 3,55 zł. Dzień później kosztował już 4,35 zł, a momentami - czego nie widać już na wykresach z perspektywy czasu - notowania dochodziły nawet do 5,20 zł.
Ile jeszcze stanieje? Czy już przewalutować?
Oczywiście część frankowiczów ma obecnie natrętne myśli o przewalutowaniu. Może dobrze byłoby zrezygnować z codziennego nerwowego zerkania na tabele kursowe? Frank wrócił do poziomu sprzed 15 stycznia 2015 r., gdy Szwajcarzy przestali drukować swoją walutę w celu jej osłabienia, czyli są argumenty za takim krokiem.
Ale jak już się weszło w grę, to niestety zawsze będą pojawiały się myśli, że "może być jeszcze taniej i może uda się nadrobić straty". Taki jest już los spekulantów, a nimi niechcący stali się frankowicze.
I faktycznie, obecne spadki to wcale nie musi być koniec umacniania się złotego do franka. Narodowy Bank Szwajcarii (SNB) wylicza na podstawie danych makroekonomicznych, czyli m.in. PKB, inflacji i handlu zagranicznego, jakie powinny być prawidłowe relacje walut, tj. takie, jakie prawdopodobnie ustaliłyby się, gdyby nie było spekulacji na rynku walutowym.
Z najnowszych danych SNB wynika, że właściwym - czy może nawiązując do propozycji nazwy prezydenta Dudy sprzed roku należałoby napisać "sprawiedliwym" - kursem franka do złotego powinien być 3,40 zł.
Frank szwajcarski - bezpieczna przystań
Oznaczałoby to, że frankowicze mogą jeszcze odzyskać 6 proc. wartości swoich kredytów. A nie jest też wcale powiedziane, że złoty po latach niedowartościowania względem franka nie odreaguje w druga stronę i nie zacznie być przewartościowany. Tak naprawdę wszystko zależy od wyników naszej gospodarki i stabilności budżetu państwa, a te chwilowo prezentują się bardzo dobrze.
Według banku centralnego Szwajcarii największe niedowartościowanie względem franka polski złoty miał feralnego stycznia 2015 r., gdy był wyceniany o 30 proc. za nisko. Z kolei największe przewartościowanie było 31 lipca 2008 r., czyli w apogeum szału na hipoteczne kredyty walutowe. Frank kosztował wtedy zaledwie 1,97 zł.
Frankowicze mają w tym roku swoje 500+
Poniedziałkowy spadek franka do złotego sprawia, że złotowa wartość kredytów frankowych poważnie się kurczy. Według najnowszych danych NBP na koniec września Polacy mieli do spłacenia 116 mld zł kredytów we frankach. Tylko z powodu spadku kursu wartość zobowiązań spadła w niecałe dwa miesiące o aż 5,2 mld zł. Od początku roku wartość kredytów obniżyła się już więc łącznie o około 24 mld zł. To prawie równowartość wypłat na 500+.
Ile zaoszczędził przeciętny frankowicz? Zestawiając dane NBP o łącznej wartości kredytów walutowych (nie tylko frankowych) na poziomie 141 mld zł na koniec września z tym, co podaje BIK, tj. że na koniec czerwca było 1,047 mln osób obsługujących kredyty mieszkaniowe w walutach obcych, otrzymujemy przeciętną wartość kredytu pozostającego do spłaty na poziomie 135 tys. zł.
Można więc wyliczyć, że przeciętny spłacający zaoszczędził na kapitale do spłaty 6 tys. zł. Drugie 6 tys. zł zaoszczędzi, jeśli kurs franka dojdzie do poziomu 3,40 zł, czyli kursu "sprawiedliwego" według szwajcarskiego banku centralnego.
Skąd się biorą spadki franka?
Jak podkreśla Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB, ostatnia przecena szwajcarskiej waluty i jednoczesne umocnienie złotego to efekt bardzo dobrych nastrojów na światowych rynkach, ale także świetnych danych makroekonomicznych w Polsce i Europie.
- W ubiegłym tygodniu otrzymaliśmy również szereg danych makro, w zasadzie w komplecie pozytywnych dla złotego - podkreśla Kwiecień. - Najpierw dane za październik z polskiej gospodarki wskazały na bardzo mocny początek czwartego kwartału. Rekordowo dobre były także dane o aktywności biznesowej w strefie euro, gdzie w sektorze przemysłowym możemy mówić o prawdziwym boomie i to pomimo znacznie mocniejszego w tym roku euro - dodaje.
Nasza waluta zyskuje nie tylko dobrymi wynikami gospodarki, ale i na umocnieniu euro - ze strefą euro mamy ścisłe związki ekonomiczne.
- Długi weekend w USA ze względu na Święto Dziękczynienia sprzyjał dobrym nastrojom, szczególnie że napływające dane sugerowały dobre wyniki sprzedaży w tzw. Czarny Piątek. Z kolei nastrojom rynkowym w Europie pomagały doniesienia z Niemiec, gdzie po fiasku rozmów koalicyjnych z FDP i Zielonymi okazuje się, że jednak jest szansa na kontynuację wspólnych rządów z SPD. Takie sygnały wysyłała kanclerz Merkel, która wydaje się zdeterminowana, aby uniknąć przedterminowych wyborów - zauważa ekonomista XTB.
Przypomnijmy, że SPD poniosło w wyborach klęskę tracąc 10 punktów procentowych poparcia i wydawało się, że jedyną drogą powrotu do władzy jest opozycja. Jednak osłabiona CDU/CSU może zaoferować SPD bardzo korzystny "kontrakt koalicyjny" i właśnie takie rozwiązanie staje się obecnie dla rynków punktem wyjścia. Efekt to wyraźne umocnienie euro wobec dolara i innych walut, w tym właśnie franka. A za euro idzie złoty.