Fundują sobie egzotyczne wycieczki za pieniądze podatnika
Prezydenci miast pod pretekstem promocji i poszukiwań inwestorów jeżdżą na egzotyczne wycieczki i zwiedzają ciekawe kraje - pisze "Rzeczpospolita".
23.11.2009 | aktual.: 23.11.2009 10:16
Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski właśnie wyjechał do Peru, by zacieśniać zawarte w 1989 r. partnerstwo miasta z Cuzco. Odwiedzi też Quito w Ekwadorze - od roku także partnera Krakowa. Radni długo nie wierzyli, że wyjazd do Cuzco to nie żart. Oburza ich fakt, że prezydent zdecydował się na egzotyczną wyprawę w czasie, gdy miasto czeka trudna debata budżetowa.
- To największy podróżnik na ścianie wschodniej - mówi z kolei o prezydencie Białegostoku Tadeuszu Truskolaskim opozycyjny radny Rafał Rudnicki (PiS). - Tyle że przez trzy lata wyjazdów prezydenta jakoś nie udało się przyciągnąć do miasta żadnego inwestora.
Najwięcej kontrowersji wzbudziła niedawna promocja Białegostoku na Tajwanie i w Hongkongu. - Nawiązaliśmy dziesiątki kontaktów z czołowymi firmami. Zainteresowaliśmy przedsiębiorców - zapewnia Truskolaski. W jego kalendarzu na ten rok jest jeszcze wizyta w Norwegii. W sumie w 2009 r. zagraniczne podróże będą kosztować podatników ok. 100 tys. zł.
Znacznie droższe są podróże prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego. I tu ich efektów wielu mieszkańców miasta nie dostrzega. W tym roku wydatki na podróże Kropiwnickiego i łódzkich urzędników pochłonęły 860 tys. zł. W 2010 r. mogą wynieść milion zł - o tyle na wyjazdy zwrócili się do rady miasta.
Jak wyliczono w październiku, Kropiwnicki w czasie sprawowania urzędu od 2002 r. wyjeżdżał służbowo za granicę 168 razy. Podróże to jedna z przyczyn, dla których SLD chce go odwołać w referendum. PKW wyznaczyła jego termin na 17 stycznia - podaje "Rzeczpospolita".