Gaz z węgla to górnicza rewolucja
Ten eksperyment może zrewolucjonizować nie tylko górnictwo, ale w ogóle nasze codzienne życie. Od trzech dni naukowcy z Głównego Instytutu Górnictwa w kopalni doświadczalnej Barbara przeprowadzają pod ziemią próby zgazowania węgla kamiennego. Jeżeli uda im się stworzyć bezpieczną technologię przetwarzania węgla na metan i inne gazy palne, zyskamy nowe, ogromne źródło taniej energii.
11.04.2010 | aktual.: 12.04.2010 10:27
Wydobywanie gazu z kopalń nie miałoby zastąpić tradycyjnego kopania węgla. Nowa metoda byłaby stosowana tylko w zamkniętych już kopalniach i na tych pokładach, których eksploatacja jest nieopłacalna lub zbyt niebezpieczna. Przerabianie węgla na gaz pozwoliłoby więc nie narażać życia górników, z których wielu do dziś jest posyłanych w miejsca, w których mogą zginąć. Na dodatek pozwoliłaby odzyskać ogromne ilości energii z surowca, który został już spisany na straty.
- Szacuje się, że w zlikwidowanych kopalniach zostało 30 procent węgla. Do tych złóż już nikt nigdy obecnymi metodami wydobycia nie ma szansy sięgnąć - mówi Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki i dyrektor kopalni Budryk.
Poza względami bezpieczeństwa i względami ekonomicznymi, są jeszcze dwie potężne korzyści, które płynęłyby z przemysłowego zastosowania nowej metody eksploatacji złóż węgla. Na Śląsku przestałoby w końcu przybywać hałd skały płonnej. Uruchomienie tak wielkich rezerw gazu podniosłoby też znacznie bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju, uzależnionego dziś od gazu z Rosji.
Jakie są szanse na to, że z kopalń, oprócz węgla, popłynie na powierzchnię gaz? Póki co naukowcy są ostrożni.
- Jesteśmy w fazie pierwszego eksperymentu, a konieczne będą kolejne - mówi doc. inż. Krzysztof Stańczyk z GIG. Dodaje, że testy w kop. Barbara nie mają rozstrzygać, czy nowa technologia jest opłacalna - choć w opinii ekspertów tak właśnie jest. Jeśli ta technologia powstanie, decyzję, czy ją stosować, podejmą spółki górnicze. Teraz ich szefowie czekają na gwarancje, że gazowanie węgla będzie opłacalne i bezpieczne. Wytwarzany w podziemnych wyrobiskach gaz nie może też rozchodzić się do innych pokładów albo na powierzchnię.
Eksperyment ma potrwać dwa tygodnie. Jak dotąd wszystko idzie po myśli naukowców.
W przyszłości ze śląskich kopalń może popłynąć morze gazu
Na ten eksperyment specjaliści z branży górniczej czekali od lat. W środę rozpoczęła się pierwsza od czterech dekad próba podziemnego zgazowania węgla kamiennego. Przez najbliższe dwa tygodnie w mikołowskiej kopalni doświadczalnej Barbara palić się będzie wydzielona specjalnie dla potrzeb tego doświadczenia 20-tonowa bryła węgla. Pod wpływem tlenu i pary wodnej wydzielać się z niej będzie metan, wodór, tlenek i dwutlenek węgla. Cały proces bacznie będą obserwować naukowcy z Głównego Instytutu Górnictwa. To właśnie ta jednostka pilotuje, finansowany m.in. z Europejskiego Funduszu Badawczego Węgla i Stali, projekt opracowania technologii podziemnego zgazowania węgla. Przymiarki do przeprowadzanej właśnie próby trwały od trzech lat. Już dziś wiadomo, że badania będą kontynuowane dzięki dofinansowaniu z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
Śląscy naukowcy biorą udział w wielkim światowym wyścigu po technologię, która może odmienić światową energetykę. Prace nad podziemnym zgazowaniem węgla prowadzą też naukowcy z Australii, RPA i Chin.
W czym owa technologia góruje nad wydobywaniem węgla w tradycyjny sposób? Przede wszystkim jest tańsza. Czy dużo? To się okaże w chwili, gdy zostanie opracowana na skalę przemysłową. Wiadomo jednak, iż jest wolna od wszystkich kosztów związanych z wydobyciem węgla na powierzchnię, a jak szacują eksperci, wyposażenie jednej ściany to wydatek rzędu 100 -120 milionów złotych, co stanowi około 30 procent nakładów (reszta to koszty pracowników i media). Sporo dzięki tej technologii zyskuje też środowisko naturalne, bo na powierzchnię trafia czysty surowiec energetyczny, a nie zanieczyszczony skałą płonną węgiel (dziś na każdą tonę tego surowca przypada około pół tony skały, która ląduje później na hałdach). Zaletą gazowania węgla jest ponadto wydajność i uniwersalność tej metody - pozyskiwany tak wodór może być wykorzystywany i w energetyce, i w przemyśle chemicznym. Przede wszystkim jednak nowa metoda pozwoli sięgnąć do złóż, których dziś eksploatować nie sposób.
- W kopalni Sośnica jest pionowy pokład o grubości 20 metrów. Drugiego takiego nie ma w Polsce. To jakieś 9-10 milionów ton węgla. Tyle że tego złoża nie można ruszyć, z uwagi na olbrzymie ryzyko samozapłonu. Niezagospodarowane złoża są też w starej niecce zagłębiowskiej, gdzie istnieje duże zagrożenie tąpaniami - mówi Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki, odpowiedzialny za sprawy górnictwa.
Na liście utraconych złóż są też "resztki" po zlikwidowanych kopalniach. Owe "resztki" to jednak aż 30 procent tego, co można było z nich wydobyć!
- Do tych złóż już nikt nigdy nie wróci przy użyciu dotychczasowych metod wydobycia - nie pozostawia złudzeń Markowski.
Podobne przykłady można mnożyć. Jeszcze kilka lat temu mówiło się o gigantycznej inwestycji kopalni Halemba, która miała sięgnąć po znajdujące się 1300 metrów pod ziemią złoża na granicy Rudy Śląskiej i Mikołowa. To miał być sposób na uniknięcie kłopotów związanych z fedrowaniem w pobliżu autostrady A4. Tyle że faktycznie oznaczałoby to budowę nowej kopalni, olbrzymie koszty, a docelowo również prowadzenie wydobycia w skrajnie trudnych warunkach. Skoro jednak pomysł nie doczekał się realizacji w warunkach węglowej prosperity, to tym trudniej spodziewać się tego dziś, gdy KWK Halemba-Wirek generuje olbrzymie straty. Czy opracowanie metody podziemnego zgazowania węgla pozwoliłoby wrócić do tematu? Przedstawiciele Kompanii Węglowej są dość ostrożni w deklaracjach.
- Na te badania patrzymy z dużym zainteresowaniem, ale by w praktyce zastosować ich efekty, technologia musi być sprawdzona i bezpieczna - ostrożnie komentuje Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej.
Bezpieczeństwo oznacza w tym przypadku pełną kontrolę nad gazami wydzielającymi się podczas reakcji chemicznej zachodzącej w złożu. Trzeba je w całości przechwycić . Nie mogą przedostać się do innych partii złoża, gdzie mogłyby zagrozić pracującym tam górnikom.
- Zastosowanie tej metody w już pracującej kopalni będzie bardzo trudne, może nawet niemożliwe. To jest raczej pomysł na eksploatację zupełnie nowych złóż lub tych po zlikwidowanych kopalniach - ocenia Jerzy Markowski.
Na ile skutecznie i kiedy uda się zapanować nad procesem podziemnego gazowania węgla?
- Próba, którą teraz przeprowadzamy, nie da nam odpowiedzi na wszystkie pytania. Potrzebne będą kolejne - zapowiada doc. inż. Krzysztof Stańczyk z Zakładu Oszczędności Energii i Ochrony Powietrza GIG. Eksperci uspokajają, że czasu na eksperymenty jest sporo - przy obecnym poziomie wydobycia (ok. 70 mln ton rocznie) dostępne dla aktualnej technologii złoża wystarczą na 180 lat! - Mimo to nie możemy sobie odpuścić poszukiwania nowych metod sięgnięcia po surowce energetyczne - zastrzega Jerzy Markowski.
Polecamy internetowe wydanie "Dziennika Zachodniego"