Ginekolog zarabia najlepiej
Ginekolog – położnik w Opolu zarabia miesięcznie 12 tys. zł brutto (wraz z dyżurami), podał „Fakt”. Z kolei lekarz tej specjalności w Szczecinku może liczyć na 4,6 tys. zł. Sumy rosną, gdy ginekolog jest autorytetem w środowisku, prowadzi badania naukowe i ma tytuł profesorski
26.07.2013 | aktual.: 24.05.2018 14:38
Specjalizujący się w tej dziedzinie lekarze należą do najlepiej zarabiających w Polsce. Na duże pobory mogą też liczyć m.in. stomatolodzy, chirurdzy, anestezjolodzy. Dobre gaże otrzymują ci, którzy prowadzą własny gabinet w dużym mieście. Pamiętajmy jednak, że najpierw trzeba zainwestować, by po kilku latach móc zarabiać.
- Może i miesięczne zarobki są imponujące, ale najczęściej trzeba spłacać sporty kredyt. Gabinet trzeba wynająć i to najlepiej w dobrym punkcie w mieście. No i trzeba go wyposażyć, kupić ultrasonograf, komputery. Najtańszy aparat do USG to wydatek rzędu 50 tys. zł. Ale wiadomo, że dziś podstawowa aparatura nie wystarcza. Panie proszą o kolorowe filmiki przedstawiające płód w 3 i 4 D. Gabinety konkurują ze sobą pod względem sprzętu i niektórzy kupują ultrasonografy za 100 – 200 tys. zł. Tak więc łatwo się domyślić jak te nasze miesięczne zyski wyglądają – wyjaśnia dr Tomasz Redło, lekarz ginekolog z Gdyni.
Polecamy: Co czwarty pracownik zarabia grosze
300 zł tyle trzeba zapłacić za „podstawową” wizytę u znanego ginekologa w Sopocie. Stawka oscyluje wokół 500 – 700 zł, gdy lekarz wykonuje dodatkowe badania. Łatwo policzyć, że jeśli dziennie będzie przyjmował 10 pacjentek, to w ciągu tygodnia jego zarobek wyniesie 15 tys. zł. Do jego poborów należy często też doliczyć wynagrodzenie za pracę na uczelni, w szpitalu, ale też konsultacje i publikacje naukowe.
- Za 7-minutową wizytę zapłaciłam 300 zł. Ale płaciłam tak naprawdę za nazwisko, ten lekarz pracuje na uczelni, jest znany. Pacjentki zapisują się do niego z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Za taką samą wizytę w mniej prestiżowym gabinecie płaciłam 80 zł. Staramy się z mężem o dziecko i zależy mi na tym, żebym była pod najlepszą opieką. Być może jest w tym nutka snobizmu. Ale chodzi też o poczucie psychicznego bezpieczeństwa – mówi Kamila Jarecka z Gdańska.
Spore kwoty pozostawiają pacjentki w gabinetach specjalizujących się w leczeniu niepłodności. Oczywiście nie da się jednoznacznie wskazać kosztu zabiegu in vitro – to zależy od kłopotów, z którymi do lekarza zgłasza się para. Na przykład za wizytę ogólną w jednym z tego typu gabinetów w Gdyni trzeba zapłacić 120 zł, za cały cykl zapłodnienia pozaustrojowego płaci się już 5 780 zł, przechowywanie komórek jajowych kosztuje 400 zł. Należy pamiętać, że procedury trzeba powtarzać niekiedy kilkakrotnie. Do tego dochodzą jeszcze leki, mogą one kosztować od 2,5 do 4 tys. zł. Prywatne kliniki zarabiają też na porodach – to koszt rzędu ok. 6 tys. zł. W niektórych placówkach trzeba zapłacić o kilkaset złotych więcej za cesarskie cięcie.
Ale zdarzają się też lekarze – delikatnie mówiąc – nieuczciwi. Przeciągają leczenie, wyznaczają kolejne wizyty, z których właściwie niewiele wynika lub bezzwłocznie kierują na zabieg in vitro.
- Lekarz leczył mnie na chorobę, z której na dobrą sprawę nie mogłam wyjść. Dowiedziałam się o tym później od innego ginekologa – żali się Ewa Widawska – Górna z Gdańska. – Naciągacz kazał przychodzić co tydzień na wizyty. Każda z nich, nawet ta trwająca trzy minuty, kosztowała mnie 100 zł. Do tego drogie badania, leki. Oczywiście nie wyleczył mnie, ale sam na tym nie stracił.
- Trafiłam do bardzo znanej w Polsce kliniki zajmującej się niepłodnością – pisze na forum dla leczących się z niepłodności Magdalena. – Lekarz zamiast mnie leczyć, od razu zadecydował, że powinnam zrobić in vitro. Poczułam się jak w fabryce nastawionej na duży zysk. Oczywiście lekarz nie dał mi gwarancji, że wszystko się powiedzie. Tym sposobem straciłam już ponad 20 tys. zł. Inna pacjentka tej samej kliniki opowiada, jak w ciągu roku została naciągnięta na blisko 10 tys. zł.
Jednak jest i druga strona medalu - młodzi lekarze pracujący w publicznej służbie zdrowia na przysłowiowe kokosy liczyć nie mogą. Wielu wskazuje przede wszystkim na fakt, że ich zarobki są nieproporcjonalne do tego jak dużo pracują. Wysokość wynagrodzenia miesięcznego ginekologa onkologicznego wynosi w pierwszych dwóch latach rezydentury (etatu szkoleniowego) - 3602 zł brutto, po dwóch latach rezydentury - 3890 zł brutto.
- Najpierw dyżur na oddziale w szpitalu, potem w przychodni. To harówka czasem kilka dni pod rząd po 20 godzin na dobę, czasem nie opłaca mi się wracać do domu, śpię w szpitalu. Mam 2 –letnie dziecko i zdarza się, że widzę je dopiero po tygodniu. Najmłodsi lekarze są od najcięższej roboty. Szefowie oddziałów właściwie nic nie robią, zarabiają czasem w kilku prywatnych gabinetach. Dlatego nie dziwcie się położnikowi, który jest niemiły dla rodzącej – opowiada Katarzyna, prosi żeby nie podawać jej nazwiska.
ag,JK,WP.PL