I po wyborach…
Wtorkowa sesja na wszystkich rynkach miała być zdominowana przez oczekiwanie na wynik wyborczy w Stanach. Zamiast tego inwestorzy od początku ruszyli na zakupy. Poczynając od Azji przez Europę, a na USA kończąc rynki notowały znaczne zwyżki.
05.11.2008 09:03
Sprzedający, podobnie jak zwolennicy McCaina, byli wszędzie w mniejszości i praktycznie niezauważeni. Komentarze analityków wskazywały, że powrót optymizmu wynika zarówno z rosnących cen surowców oraz emocjonalnej chęci uczestniczenia w korekcie, która trwa już od tygodnia. W końcu coraz więcej graczy widzi, że ceny rosną, a więc też chcą oni uczestniczyć w tych wzrostach i na nich zarabiać.
Dziś inwestorzy będą już działać w „nowej” rzeczywistości. Niepewność co do wyboru Amerykanów została ostatecznie rozwiana i zdecydowanym zwycięzcą okazał się Barack Obama. Nie musi to wcale oznaczać kolejnego tygodnia wzrostów, ponieważ stanowisko obejmie on dopiero w styczniu 2009 roku, a na realizację jego pomysłów przyjdzie czekać jeszcze dłużej.
Trudno liczyć aby powyborczy optymizm był równie duży jak ten przedwyborczy, a ponieważ nastroje lubią się szybko zmieniać gracze szybko mogą przypomnieć sobie, że gospodarka wcale nie ma się tak dobrze. W związku z tym teraz dominującą rolę powinny przejąć dane z amerykańskiej gospodarki, których w najbliższych dniach nie zabraknie. Szczególnie istotne będą informacje z rynku pracy. Jest on obecnie najpilniej obserwowany, ponieważ problemy na nim szybko znajdą odzwierciedlenie w wielkości wydatków, a to ostatnia rzecz jakiej obecnie potrzebuje Ameryka.
Krzysztof Barembruch
A-Z Finanse