Inwestycja w piłkarza się opłaca
Inwestorzy na całym świecie szukają okazji do inwestowania z wysoką stopą zwrotu. Taką możliwość dają fundusze, które mają udziały w... piłkarzach. Średnio można na nich zarobić 50 proc. w dwa lata - pisze "Puls Biznesu".
12.03.2013 | aktual.: 12.03.2013 08:33
Kariera każdego piłkarza pełna jest wzlotów i upadków, ale również częstych zmian barw klubowych. Jeżeli zawodnicy nie przechodzą z drużyny do drużyny po wygaśnięciu kontraktu, ich transfer wiąże się z wypłaceniem klauzuli odstępnego. Często są to miliony dolarów. Kwota odstępnego zwykle trafia do poprzedniego pracodawcy, a w mniejszej części do klubu, który go wyszkolił. Dochodzi jednak coraz częściej do sytuacji, w której pieniądze płyną do... inwestorów, którzy mają udziały w danym piłkarzu.
Mechanizm działania jest bardzo prosty - menedżerowie oferują klubom pieniądze w zamian za część praw do młodych zawodników. Często są to zawodnicy z drużyn, które borykają się z problemami finansowymi, w związku z tym podpisują stosowne umowy. Po kilku latach okazać się może, że dany piłkarz wart jest miliony dolarów, co powoduje wzrost wartości funduszu.
Zdaniem Raya Ransona, byłego piłkarza, który obraca prawami do młodych piłkarzy, inwestycje w zawodników przynoszą średnio 50 proc. zwrotu w dwa lata.
W 2009 roku brazylijski miliarder Delcir Sonda zainwestował w 40-proc. pakiet udziałów w siedemnastoletnim wówczas zawodniku, jakim był Neymar. Ten pakiet miał kosztować 2,8 mln dolarów. Obecnie Neymar wyceniany jest na 50 mln euro, a więc inwestycja w piłkarza przyniosła już 8300 proc. (wirtualnego) zwrotu.
W 2002 roku fundusz First Portuguese Group kupił za 3,1 mln euro część praw do Cristiano Ronaldo i pięciu jego kolegów z młodzieżowej drużyny Sportingu Lizbona. Dzisiaj słynny CR7 należy do najdroższych piłkarzy globu, a kwota odstępnego w jego kontrakcie wynosi 1 mld euro!
Inwestowanie w piłkarzy uznawane jest za kontrowersyjne. Wiele federacji zabrania kupowania udziałów w zawodników, ale nie czyni tego FIFA, przestrzegając jedynie przed udziałem inwestorów w negocjacjach transferowych. To jednak fikcja, gdyż nawet 15 proc. piłkarskich agentów ma udziały w piłkarzach, których reprezentuje podczas rozmów.