Izba Reprezentantów zatwierdziła plan podniesienia pułapu długu publicznego
W Europie była noc gdy amerykańska Izba Reprezentantów decydowała, co dalej z długiem Stanów Zjednoczonych. Głosowanie, choć ważne, nie kończy walki o uratowanie finansów największej gospodarki świata.
Zawetowanie republikańskiego planu podniesienia ustawowego limitu zadłużenia, zapowiedział już Barack Obama. Jednocześnie wzywa on polityków obu partii do kompromisu.
- Dziś wzywam republikanów i demokratów, by zawarli kompromis w sprawie planu - nawoływał Barack Obama. - To gra w rosyjską ruletkę - podkreślali obecną sytuację budżetową amerykańscy kongresmeni. W czwartek w nocy nie udało się przeprowadzić głosowania nad planem redukcji deficytu budżetowego, przygotowanym przez przewodniczącego Izby, Johna Boehnera. Wnioskodawca nie znalazł wsparcia w swojej partii. Konserwatywna frakcja Tea Party uważała proponowane cięcia za zbyt małe. To z ich powodu wczorajsze głosowanie zostało przełożone. Całe popołudnie przed głosowaniem upłynęło na walce o zawarcie porozumienia.
W sobotę po północy polskiego czasu Izba Reprezentantów stosunkiem głosów 218 do 210, przy sprzeciwie 20 kongresmenów z partii Republikańskiej, zdecydowała o przyjęciu opracowanego przez Partię Republikańską planu podniesienia ustawowego limitu zadłużenia USA. Wymagana większość wynosiła 216 głosów. Prawdopodobnie nie przybliży to jednak rozwiązania konfliktu w tej sprawie.
Podobnie jak wcześniejszy plan, przyjęty w zeszłym tygodniu, tak i ten nie ma szans na zatwierdzenie podczas głosowań w senacie, gdzie większość mają Demokraci, którzy oświadczyli już, że go odrzucą. Nawet jeśli udałoby się ustawę przepchnąć przez tę izbę, na końcu ścieżki zostaje Barack Obama, który również jasno wypowiedział się na temat propozycji Republikanów. Prezydent stanowczo sprzeciwia się rozbijaniu planu naprawczego na dwie części. - To prawo nie ma szans wejść w życie - powiedział.
Demokraci liczą na prace w senacie, gdzie będą szukać poparcia dla swoich propozycji.
Plan ratunkowy przedstawiony przez przewodniczącego izby Johna Boehnera, to raczej proteza a nie skuteczne lekarstwo, które mogłoby uchronić USA przed bankructwem. Przewiduje on podniesienie limitu zadłużenia tylko o tyle, żeby pozwolić na dalsze zaciąganie pożyczek przez rząd przez najbliższe pół roku. O około bilion dolarów więcej - obecnie limit, od przekroczenia którego wszystko się zaczęło, wynosił 14,3 biliona dolarów.
Plan zakłada także oszczędności. Cięcia budżetowe, przez następne 10 lat, miałby wynieść około bilion dolarów...
Tak więc, nawet gdyby Demokraci zgodzili się na wprowadzenie planu Republikanów, widmo bankructwa będzie odroczone o zaledwie o kilka miesięcy. Dalsze cięcia wydatków i kolejne podniesienie pułapu długu, musiałoby nastąpić już w styczniu przyszłego roku.
Demokraci byli jednak przeciwko (188 kongresmenów nie chciało przyjęcia planu). Przedstawili swój własny projekt rozwiązania problemu długu. Zakłada on podniesienie limitu długu o 2,7 biliona dolarów oraz zmniejszenie wydatków o przynajmniej 2,2 biliona dolarów. Przeciwnicy polityczni zarzucają, że to tylko przedwyborcza gra, a plan takich oszczędności jest nierealny, argumentując, że nie da się np. oszacować oszczędności na wojnie w Afganistanie. Plan Demokratów zakłada, że będzie to około biliona dolarów.
Tak więc pas trwa. A do 2 sierpnia coraz bliżej. Oba plany, na dzień dzisiejszy, nie mają szans na przegłosowanie w senacie. Już za cztery dni skończą się amerykańskiemu rządowi rezerwy budżetowe. Zabraknie pieniędzy na m.in. wypłaty emerytur, rent, świadczeń socjalnych oraz na wykup obligacji skarbowych USA. A to może doprowadzić do obniżenia ratingu i wywołać panikę na rynkach finansowych.
W czwartek wielkie banki amerykańskie, m.in. Goldmann Sachs Group Inc. i JPMorgan Chase&Co., wezwały obie strony konfliktu do kompromisu w imię zażegnania kryzysu. "Konsekwencje braku działania - dla naszej gospodarki, dla rynku pracy, dla sytuacji finansowej amerykańskich przedsiębiorstw i rodzin oraz amerykańskiego przywództwa ekonomicznego na świecie - będą bardzo poważne" - cytuje prezesów banków PAP.
Kompromisu nie ma a zegar amerykańskiego długu tyka...