Jan Kulczyk nie żyje. "Największy polski biznesmen" miał 65 lat

Przedsiębiorca z majątkiem szacowanym na 15 miliardów złotych od lat niepodzielnie dzierżył tytuł najbogatszego Polaka.

Jan Kulczyk nie żyje. "Największy polski biznesmen" miał 65 lat
materiały prasowe Kulczyk Investments

29.07.2015 | aktual.: 29.07.2015 10:30

- Pan Jan Kulczyk zmarł nad ranem w wyniku komplikacji pooperacyjnych - powiedziała Wirtualnej Polsce Marta Wysocka-Antonsen, rzeczniczka prasowa Kulczyk Holding. Przedsiębiorca z majątkiem szacowanym na 15 miliardów złotych od lat niepodzielnie dzierżył tytuł najbogatszego Polaka. W swojej bogatej karierze sprzedawał volkswageny dla policji, szukał ropy i brał udział w prywatyzacjach wielkich spółek Skarbu Państwa.

[Aktualizacja godzina 10:20]

- To był biznesmen, który wyprzedził swoją epokę. Nikt w kraju tak jak on nie czuł zmieniającego się rynku - mówi o Janie Kulczyku prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych, Sławomir Majman. Zaś Andrzej Sadowski z Centrum Adama Smitha podkreśla, że śmierć miliardera nie oznacza końca jego przedsięwzięć gospodarczych.

- Wielki człowiek, który zrobił dużo dla przedsiębiorczości w Polsce. To duża strata. Szczególnie, że z jego inwestycjami wiązaliśmy spore nadzieje. Mam nadzieję, że to dzieło będzie kontynuowane - dodaje prezes Banku Gospodarstwa Krajowego Dariusz Kacprzyk.

Kulczyk był właścicielem przedsiębiorstwa Kulczyk Holding. Był współzałożycielem Polskiej Rady Biznesu, przewodniczył Polsko-Niemieckiej Izbie Przemysłowo-Handlowej. Był też prezesem Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej. Od 2006 r. zasiadał w Radzie Dyrektorów Green Cross International, a od 2007 r. pełnił funkcję przewodniczącego Rady.

W 2010 r. powołał do życia CEED Institute, think tank promujący osiągnięcia nowych państw członkowskich Unii Europejskiej. W 2014 r. zainicjował Radę Polskich Inwestorów w Afryce. Był członkiem elitarnej międzynarodowej rady doradców think tanku Atlantic Council.

Jak wyliczył "Forbes", tylko w ciągu ostatniego roku pomnożył on swoją fortunę o ponad 30 procent. Tak imponująca suma dawało też Janowi Kulczykowi 418. miejsce na liście najbogatszych ludzi na świecie.
Jan Kulczyk urodził się w 1950 r., pochodził z Bydgoszczy. Ukończył prawo na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza i handel zagraniczny na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Miał stopień naukowy doktora prawa międzynarodowego.

W świat biznesu wszedł w 1981 r., zakładając firmę handlu zagranicznego Interkulpol. W 1988 roku wszedł do branży motoryzacyjnej, tworząc pierwszą w Polsce sieć dystrybucji samochodów marki Volkswagen.

W 1991 r. powstał Kulczyk Holding, który od 2007 r. wchodzi w skład grupy Kulczyk Investment House.

Jan Kulczyk był najbardziej aktywnym na arenie międzynarodowej polskim biznesmenem. Działał w Europie, Afryce, Ameryce Południowej. W Afryce jego wizytówką był notowany na giełdzie w Londynie Ophir Energy, który specjalizuje się w poszukiwaniach węglowodorów na dnie morza.

Piwny interes

Największą część składową jego biznesu stanowiły udziały w międzynarodowym koncernie SABMiller, produkującym między innymi takie marki piwa, jak Pilsner Urquell, Grolsch i Miller. Jak szacował "Forbes", 3 proc. akcji, które należały do Kulczyka, były warte około siedem miliardów złotych.

Droga Kulczyka do akcjonariatu w SABMillerze była długa. Najpierw bowiem miliarder stworzył na polskim rynku piwną potęgę pod szyldem Kompanii Piwowarskiej, produkującej m.in. Lecha, Tyskie i Żubra. W sumie biznes Kulczyka skupiał około 30-40 proc. udziałów w rynku. W końcu akcjami Kompanii zainteresował się SABMiller, który ostatecznie w 2009 roku zaoferował Polakowi trzy procent swoich akcji w zamian za wszystkie udziały w polskiej spółce.

Miliony w infrastrukturę

W produkcję piwa Jan Kulczyk zaangażował się przypadkiem. Od początku przełomu gospodarczego w Polsce interesował się przede wszystkim infrastrukturą: drogową, finansową i energetyczną. I powoli, krok po kroku angażował się w każdą z tych branż.
Jeśli chodzi o idrogi, to już na początku lat 90. Kulczyk miał plan budowy autostrady z Warszawy na zachód Polski, ale zanim zrealizował go w 2012 roku pod szyldem Autostrady Wielkopolskiej, zainwestował w biznes motoryzacyjny.
W 1988 roku został autoryzowanym dilerem Volkswagena w Polsce. Trzy lata później zarobił 150 milionów ówczesnych złotych na kontrakcie z policją i Urzędem Ochrony Państwa, dostarczając tym instytucjom trzy tysiące radiowozów. Przez dwie dekady Kulczyk sprzedawał w Polsce auta należące do grupy Volkswagen: VW, Audi, Porsche, Skody i Bentleye, aż w końcu w 2011 roku odsprzedał biznes Volkswagenowi.

Udział w prywatyzacjach

W latach 90. Kulczyk nie przepuścił okazji na zarobek, jaką dawały prywatyzacje państwowych spółek. Bezpośrednio udział wziął jednak tylko w dwóch transakcjach. Kupił upadający poznański browar, a w 2000 r. - akcje Telekomunikacji Polskiej w konsorcjum z France Telekom.
Później pojawiły się informacje, że wszystkie pieniądze na przeprowadzoną w latach 2000-2001 roku inwestycję wyłożyli Francuzi. Firma Kulczyka miała za zadanie przygotować transakcję, do której France Telekom bezskutecznie namawiał polski rząd. Ostatecznie sprawa z prywatyzacją TP SA zakończyła się skandalem. Byłych ludzi ze świecznika spółki Kulczyk Holding oraz szefa rady nadzorczej PKN Orlen zatrzymano pod zarzutem przyjęcia wielomilionowych łapówek.

Sam Jan Kulczyk zapewniał ostatnio w rozmowie z „Forbesem”, że razem z France Telekom kupił akcje Telekomunikacji Polskiej po bardzo korzystnej dla państwa cenie i uratował tym samym polski budżet przed zapaścią.
Od czasu transakcji z TP SA Jan Kulczyk parokrotnie ostrzył sobie zęby na państwowe spółki, które miały trafić w prywatne ręce, jednak przez lata nic z tego nie wychodziło. Dopiero w połowie 2014 roku polski miliarder znów dał o sobie usłyszeć. Wszystko za sprawą prywatyzacji Ciecha - jednej z największych i najważniejszych polskich spółek z branży chemicznej. Zaraz po zakupie biznesmen zabrał się za zaprowadzenie porządku w nowej firmie, wymieniając skład rady nadzorczej.

Jednak i tym razem, tak samo jak w przypadku Telekomunikacji Polskiej, nie obeszło się bez skandalu. Najpierw media zaczęły pisać, że na krótko przed prywatyzacją Kulczyk spotykał się z prominentnymi politykami Platformy Obywatelskiej, co miało mu umożliwić korzystne dla niego rozstrzygnięcie prywatyzacji.

Z kolei na początku tego roku wyszła na jaw treść doniesień CBA, zgodnie z którymi przy prywatyzacji Ciecha miało dojść do korupcji i prania brudnych pieniędzy. Śledztwo dotyczące możliwych nieprawidłowości warszawska prokuratura dopiero rozpoczęła, ale wiceminister skarbu Wojciech Kowalczyk zapewnia, że prywatyzacja przebiegła w sposób absolutnie transparentny.

Niepewny biznes w nieruchomościach

Jedno naszemu miliarderowi trzeba przyznać - nie bał się odważnych inwestycji. To on w 2012 roku zamienił podupadły i zaniedbany zabytkowy budynek dawnego Prezydium Rządu PRL w luksusowy biurowiec, znany dziś jako Ufficio Primo. Biznesmen nie żałował pieniędzy i wyłożył na renowację 16 milionów euro - znacznie więcej niż kosztowałoby postawienie nowego gmachu. Dodatkowo Jan Kulczyk był właścicielem jeszcze dwóch innych warszawskich budynków i działki przy ulicy Chmielnej 89.

Na tej ostatniej miał powstać najambitniejszy projekt Jana Kulczyka - kosztujący miliard złotych 260-metrowy wieżowiec. Jednak zanim pierwsi robotnicy pojawili się placu budowy, wybuchł kryzys i pokrzyżował ambitny pomysł biznesmena. Współczesny urealniony plan dla działki przy Chmielnej 89 jest już znacznie skromniejszy i zakłada budowę niespełna 80-metrowego budynku o nietypowym kształcie trapezu.

Konfitury są pod ziemią

Od kilku lat to nie prywatyzacje zaprzątały w głównej mierze głowę Jana Kulczyka. Biznesmen wiedział, że prawdziwe konfitury leżą pod ziemią, trzeba się tylko do nich dostać. Dlatego był udziałowcem w ponad 30 firmach na czterech kontynentach, szukających różnego rodzaju surowców naturalnych.
Kulczyk był większościowym udziałowcem notowanej na polskiej i kanadyjskiej giełdzie spółki Serinus Energy, która wydobywa gaz ziemny na Ukrainie i ropę w Tunezji. Firma szuka też tych surowców w Brunei i Rumunii. Ostatnie dane Serinusa pokazywały, że wydobycie ropy idzie coraz lepiej, a Kulczyk miał szansę na zdobycie nieoficjalnego tytułu „polskiego szejka”. Na razie jednak mimo coraz większej sprzedaży nie idą za tym większe pieniądze, bo ceny ropy utrzymują się na niskim poziomie.

Oprócz Serinusa w portfelu Kulczyka znajdowały się też spółki szukające ropy i gazu na terenie Peru i Kolumbii, a także w Afryce. Mówiło się, że złoża w tej ostatniej są niezwykle obfite i jeśli tylko udałoby się do nich dostać, można było liczyć na naprawdę dobry zarobek.

Nie tak dawno temu Kulczyk działał też w Kazachstanie, który podobnie jak Afryka uważany był za bardzo zasobny w ropę. Surowiec rzeczywiście tu jest, mówili eksperci, jednak trzeba wiercić naprawdę głęboko, żeby się do niego dostać. Kulczyk stwierdził więc, że lepiej nie ryzykować i nie wyrzucać milionów złotych w niepewny interes.

Kariera dzięki ojcu

Jan Kulczyk nigdy nie ukrywał, że w dojściu do ogromnej fortuny bardzo pomogli mu rodzice. Zwłaszcza ojciec Henryk, który dał synowi pierwszy milion złotych na rozkręcenie interesu i przez wiele lat uczył go działania na trudnym biznesowym polu.
Henryk Kulczyk pierwszą firmę założył zaraz po drugiej wojnie światowej. Handlował wełną, ale jako wyśmienity biznesmen nie mógł w pełni rozwinąć skrzydeł w socjalistycznym kraju. Udało mu się wyjechać do Hamburga, by stamtąd sprowadzać do Niemiec Zachodnich polskie grzyby.

Jak to możliwe, że Polak dostał zgodę na wyjazd do RFN, z którymi PRL nie utrzymywała kontaktów dyplomatycznych, i jeszcze robił tam biznes? Nie jest tajemnicą, że Henryk Kulczyk musiał zgodzić się na współpracę z polskimi służbami specjalnymi.

Kiedy w 1982 roku w Polsce powstało prawo umożliwiające zakładanie firm z zagranicznym kapitałem, do rezydującego w Niemczech Kulczyka seniora dołączył Jan. Mówił wtedy, że uwiera go sposób, w jaki jego biznesowi koledzy zarabiają pieniądze: szybko, na skróty, byle jak najwięcej i jak najszybciej. - Wolę jadać łyżką przez całe życie aniżeli chochlą przez cały tydzień - mówił w 1984 roku na łamach magazynu „Inter-Polkom”.

Kulczykowie zbili w latach 80. fortunę na produktach chemicznych, a zwłaszcza na popularnej paście BHP. Ten zamknięty w różowe plastikowe wiaderko specyfik o charakterystycznym zapachu był najlepszy, jeśli chodzi walkę z zabrudzeniami, z którymi nie radziło sobie mydło.

Z ojca na dzieci

Od kilku lat Jan Kulczyk powoli szykował się do przekazania sterów swojego biznesu potomkom. Od 2014 roku na stanowisku prezesa Kulczyk Investments zasiada jego syn Sebastian. Młody Kulczyk w firmie ojca pracował już od 2011 roku, pomagając przy największych inwestycjach. W nauce fachu pomagał mu sam ojciec.

Z kolei córka miliardera Dominika Kulczyk-Lubomirska zasiada w radzie nadzorczej Kulczyk Investments. To nie znaczy - jak podkreślały osoby ze spółki, że Jan wycofuje się z biznesu. Nadal nadawał on kierunek wszystkim przedsięwzięciom w holdingu, zasiadając w fotelu szefa rady nadzorczej.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (626)