Jaruzelska: Na znane nazwisko skarżą się tylko hipokryci

Rozmowa z Moniką Jaruzelską - córką gen. Wojciecha Jaruzelskiego, stylistką, dziennikarką, projektantką

Jaruzelska: Na znane nazwisko skarżą się tylko hipokryci
Źródło zdjęć: © PAP

09.08.2012 | aktual.: 09.08.2012 10:09

Rozmowa z Moniką Jaruzelską - córką gen. Wojciecha Jaruzelskiego, stylistką, dziennikarką, projektantką. Absolwentką polonistyki UW, która studiowała również psychologię. Założycielką Szkoły Stylu. Od jesieni 2011 roku autorką "inteligenckiej kolekcji MJ" i programu "Bez Maski".

Czy nazwisko bardziej pani pomagało czy przeszkadzało w karierze zawodowej, w życiu?

– Były różne momenty w moim życiu, w których to nazwisko stawało się bardziej czy mnie trudne. Zawsze jednak bawi mnie a nawet irytuje, gdy dzieci znanych polityków mówią jakim to obciążeniem jest dla nich ich nazwisko. Wydaje mi się, że to hipokryzja. W dzisiejszych czasach znane nazwisko ułatwia karierę. Już samo bycie rozpoznawalnym jest w jakiejś mierze traktowane jako sukces. Oczywiście, podnosi jednocześnie poprzeczkę wymagań. Kiedy nosimy znane nazwisko musimy więcej wymagać od siebie - noblese oblige. Kiedy zaczynałam swoją pracę to był koniec lat 80-tych. Moje nazwisko na pewno nie przynosiło mi wtedy mówiąc delikatnie splendoru. Gdy skończyłam polonistykę szukałam swojej drogi życiowej.Próbowałam różnych rzeczy np. statystowałam u Julka Machulskiego w filmie "Deja vu". To była krótka przygoda w Odessie. Byłam zaprzyjaźniona z Grześkiem Ciechowskim i Małgosią Potocką. Pracowałam jako asystentka szwajcarskiego reżysera przy produkowanym przez Małgosię filmie. Czasem była to niemalże katorżnicza
praca, po kilkanaście godzin, w ciemnej hali wrocławskiej wytwórni. Poznałam wiele interesujących osób ze świata filmu. To było kolejne wartościowe przeżycie. Sporo się nauczyłam, choć nie poszłam w tym kierunku. Ta "wielka filmowa kariera" nie miała również nic wspólnego z moim ojcem.

A jest pokusa, by to znane nazwisko wykorzystywać?

– Większość polityków, a przypadek mojego ojca jest tutaj skrajny, budzi kontrowersyjne odczucia więc powoływanie się na nazwisko może wiązać się ze skrajną reakcją. Ja się nie wstydzę nazwiska. Traktuję je poza tym jako swoje, a nie ojca. Pracuję na nie od wielu lat. Branżę mody wybrałam także dlatego, żeby nikt w niej nie mógł mi zarzucić, że cokolwiek mogę ojcu zawdzięczać, że cokolwiek w tej branży on może mi ułatwić. To środowisko było wówczas tak niszowe, że nazwisko Jaruzelska po pewnym czasie jednak bardziej kojarzyło się z modą niż generałem. Celem mojego życia było zautonomizowanie mojego nazwiska.

I Pani to się udało.

– Raczej tak. Na początku lat 90-tych pracowałam współtworząc miesięcznik Twój Styl. Przez ponad 8 lat byłam tam szefem działu mody i stylizacji. Realizowałam liczne kampanie reklamowe, pokazy mody i szkolenia. Przez kolejnych 10 lat pracowałam jako dyrektor kreatywny i członek zarząd dla grupy kapitałowej, w której skład wchodziły między innymi firmy W.Kruk i Deni Cler. Ani właściciele ani inni akcjonariusze nie byli raczej admiratorami mojego ojca.

Można spotkać w internecie próby porównywania pani i Kasi Tusk. Tylko, że ona stała się znana jako córka premiera, a nie Katarzyna Tusk, modowa blogerka. Do "Tańca z Gwiazdami" została zaproszona jako córka polityka, a nie swoje zasługi.

– Ja żyłam w zupełnie innych czasach jako córka dygnitarza. Ale też byłam tak wychowana, że nawet gdyby został mi zaproponowany udział w takim show, to tej propozycji nigdy bym nie przyjęła. W moim przypadku wydawałoby mi się to niestosowne czy wręcz groteskowe. Oczywiście nie potępiam Kasi Tusk czy Oli Kwaśniewskiej, która też tam się pojawiła – choć myślę, że akurat to jej paradoksalnie zaszkodziło, bo teraz wciąż szuka swojej drogi życiowej. Pojawienie się w takiej roli jak one, skazuje na celebrytyzm. To ma swoje minusy.To jest jednak pewien ewenement. Za granicą dzieci polityków pojawiają się oczywiście publicznie w kampanii, bo każdy kandydat ogrzewa się w blasku rodziny, ale potem znikają, szczególnie ci, którzy są już w dorosłym wieku. U nas ta tendencja jest odwrotna. Michał Tusk ma 30 lat, a cały czas pojawia się jako "syn premiera", a nie dziennikarz czy teraz ekspert od transportu.

Jarosław Wałęsa jest jeszcze starszy, a wciąż jest bardziej "synem byłego prezydenta" niż samodzielnym politykiem...

– To chyba też trochę kwestia mediów. To takie podbicie tematu, to medialnie atrakcyjne. To nie dotyczy tylko polityków. Maciej Stuhr – świetny aktor, ale zawsze gdzieś tam pojawia się, że to syn Jerzego Stuhra. Tworzy się w Polsce zjawisko celebrytyzacji całych rodzin. Ale w przypadku dzieci polityków jest hipokryzją narzekanie, że nie mają własnego życia, że paparazzi za nimi chodzą. Można żyć w taki sposób, że tych paparazzi nie ma. A tu często jest tak, że raz się chce – bo się ślicznie wygląda, bo się może przydać, a innym razem już się nagle nie chce i narzeka się na nachalność tabloidów. No cóż, coś za coś.

Kilka lat temu powiedziała pani takie zdanie, że "zbudowanie siebie, a nie bycie tylko córką czy wnukiem znanej osoby, wymaga dużej siły".–

Jest kilka sposobów na osiągnięcie tego celu, każdy wymaga swoistej siły. Jest moja droga. Jest też taka, która podążyła Ewa Kiszczak (córka gen. Czesława Kiszczaka – przyp. red.) – dość wcześnie wyszła za mąż, przyjęła jego nazwisko, nie pracowała zawodowo, zajęła się dziećmi i zniknęła z życia publicznego. A na pewno miała szansę, by być znaną osobą i zrobić karierę, bo jest ładna, dowcipna i wykształcona. Ta siła to także unikanie pokusy proszenia znanego ojca. Ja swojego nigdy nie prosiłam o nic w żadnej swojej sprawie zawodowej. A przecież w pewnych środowiskach nawet jako emeryt był osobą dość znaczącą. Ostatnio głośno jest o Michale Tusku. Dostał pracę w samorządowej spółce, gdzie rządzi Platforma. Czy nie lepiej byłoby dla samych dzieci polityków, by szukały zajęcia w innych miejscach?

– Każda skrajność jest niedobra. Nietrudno byłoby powiedzieć, że dziecko ministra zdrowia nie może pracować w szpitalu, choć jest po medycynie. A gdzie ma pracować?

Kasia Kopacz jest po medycynie, pracuje w szpitalu. Mimo że jej matka, Ewa Kopacz była ministrem zdrowia, nikt im nie zarzuca nepotyzmu. U Tusków jest inaczej.

– To oczywiste, że powinna być zależność między wykształceniem, kompetencjami, zainteresowaniami, a miejscem pracy. Akurat w przypadku syna premiera wskazane byłoby może więcej instynktu samozachowawczego. Ale bez popadania w przesadę. nie znam sprawy dobrze, ale od wielu osób słyszałam o Michale Tusku, że jest osobą skromną i pracowitą.

O Michale Tusku zrobiło się też głośno parę dni temu, gdy w dziwnym wywiadzie dla lokalnej "Gazety Wyborczej" ujawnił, że współpracował z OLT Express, które ogłosiło upadłość, a umowy z nim podpisywał właściciel Amber Gold, które toczy teraz wojnę ze swoimi klientami i służbami specjalnymi. Czy dzieci polityków, szczególnie czynnych, zajmujących wysokie stanowiska w państwie, nie powinny mieć szczególnego wyczulenia na sytuacje, w których mogą wpędzić ich w kłopoty?

– Tak jak rodzic-polityk może swoimi politycznymi decyzjami bardzo zaszkodzić swojemu dziecku, tak samo dziecko może zaszkodzić rodzicowi. Wskazana jest pewna ostrożność, natomiast każdy ma prawo do swojego życia. W tym wszystkim najważniejsze jest, jak swoją pracę się wykonuje, na ile jest się kompetentnym. Jednak, w dobie kryzysu i rosnącego bezrobocia trudno się dziwić, że nawet mało spektakularne, ale jednak sukcesy zawodowe dzieci dygnitarzy budzą w ludziach frustrację, czy nawet agresję... No a media jak to media, temat podgrzewają. Mając znane nazwisko już można uznać, że to samo w sobie wystarczy, że jesteśmy celebrytami, a można je potraktować jako przepustkę do lepszego świata i pracować nad tym, by coś naprawdę osiągnąć. Ze znanym nazwiskiem jest jak z odziedziczonym majątkiem – można dobrze zainwestować, a można roztrwonić na celebryckich salonach.

MA

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (138)