"Karłów nie zatrudniamy"

Chociaż są dobrze wykształceni, pracodawcy ich nie chcą. Niskie osoby są dyskryminowane na rynku pracy. Firma to nie cyrk – tłumaczą się szefowie. Sytuacja niskich jest beznadziejna.

"Karłów nie zatrudniamy"
Źródło zdjęć: © sxc.hu

10.11.2010 | aktual.: 10.11.2010 14:02

W Polsce żyje kilka tysięcy osób mających od 100 do 140 cm wzrostu. Ludzie ci narażeni są na podwójne wykluczenie społeczne. Po pierwsze traktowani są jako osoby niepełnosprawne. Po drugie ich wzrost powoduje mniejsze szanse w znalezieniu zatrudnienia. W starciu z kimś o przeciętnym wzroście, z takimi samymi kwalifikacjami i doświadczeniu, zawsze przegrywają.

Jak CV to bez zdjęcia

Paweł ma 120 cm wzrostu, cierpi na achondroplazję, genetyczną chorobę, objawiającą się niskim wzrostem. Bez problemu ukończył ogólniak, potem ekonomię na uniwersytecie. Wiedział, że z powodu niepełnosprawności nie będzie mu lekko na rynku pracy. Dodatkowo więc ukończył podyplomówkę z informatyki. Zna trzy języki. Po studiach z pracą się udało. Zatrudnienie jednak miał tylko przez 3 miesiące. Pracował w urzędzie wojewódzkim w ramach stażu absolwenckiego. Obecnie ma 27 lat i jest bez pracy. Przez ostatnie pół roku wysłał około 300 aplikacji. Był na kilkudziesięciu rozmowach kwalifikacyjnych w różnych miastach. Na rozmowę był jednak zapraszany tylko gdy wysyłał życiorysy bez zdjęcia. - Traktuje się nas jak cudaków, karłów, śmiesznych. Mam wrażenie, że gorzej niż innych niepełnosprawnych. Tymczasem ta choroba nie ma nic wspólnego z upośledzeniem intelektualnym. Jesteśmy tylko mali, nie mniej inteligentni – komentuje Paweł twardziak - Chciałbym pracować wśród ludzi, nie w czterech ścianach. Ale nie mogę narzekać.
Jednak wiem, że sobie poradzę. Inni dotknięci podobnym schorzeniem takiego szczęścia nie mają.

Firma to nie cyrk

Na rozmowach kwalifikacyjnych, na które Paweł był zapraszany, zwykle kończyło się na dyskusji o niczym. Rekruterzy patrzyli w stół lub w kartkę. Nigdy w oczy. Próbowali dyskutować o pogodzie lub o tym, czy Pawłowi dobrze się jechało pociągiem, bo przecież przyjechał z drugiego końca Polski. – Kiedy pytałem czy moja niepełnosprawność stanowi jakiś problem odpowiadali najczęściej przecząco. Tylko trzech pracodawców stwierdziło, że nie powierzy mi stanowiska z powodu złej prezencji, bo jak to określili, klienci będą postrzegać firmę jako niepoważną. _ Będziemy się kojarzyć z cyrkiem _.

Pozostały tylko zakłady specjalne

Wreszcie Paweł wybrał się do urzędu pracy, w którym zaproponowano mu do wyboru: pracę w zakładzie chronionym, jako dozorca lub pomocnik murarza. Mógł też wziąć pracę chałupniczą. Wyplatanie koszy i dywanów z wikliny. Dla bezrobotnych po ekonomii i informatyce w „pośredniaku” pracy nie było. Paweł wrócił do domu z pakietem ulotek _ Niepełnosprawność to nie wyrok , N iepełnosprawni są wartościowymi pracownikami _oraz adresami do stowarzyszeń pomagających osobom z niskim wzrostem.

Pracuję bo nikt nie musi mnie oglądać

Paweł się nie poddał. Znajomi załatwili mu niedużą pożyczkę. Bank nie chciał mu jej udzielić więc kredyt zaciągnął kolega. Dzięki wsparciu kupił sprzęt komputerowy i od miesiąca pracuje z domu. Zajmuje się programowaniem, przygotowuje grafikę. Otworzył też sklep internetowy. Jego klienci i zleceniodawcy nigdy go nie wiedzieli. Wszystkie sprawy załatwia mailem i przez telefon. Mówi, że dopiero interes się rozkręca, ale wygląda na to, że da się z tego wyżyć. Z podobnymi kłopotami boryka się każdy dotknięty problemem niskiego wzrostu. Pół biedy gdy mają pomysł na własne życie, założenie działalności gospodarczej. Nie wszyscy jednak na taki luksus mogą pozwolić sobie. Nie wszyscy są przedsiębiorczy.

- Zawsze będą się z nas śmiać ale mam wrażenie, że kiedyś było znacznie gorzej. Chociaż nigdy nie należałem do osób upośledzonych, w podstawówce przez dwa lata chodziłem do klasy specjalnej – komentuje całą sprawę Antek Włodarski.

Krzysztof Winnicki

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (13)