Kina tną ceny biletów, bo Netflix podbiera widzów? "Liczby mówią co innego"
Czy nasza sympatia do Netfliksa sprawiła, że w walce o klienta Multikino musi ciąć ceny o połowę? Bynajmniej. O żadnym "przegrzaniu" kin nie ma mowy, bo filmy lubimy oglądać i na małym, i na dużym ekranie. Co nie znaczy, że branża może spać spokojnie.
11.01.2020 | aktual.: 11.01.2020 09:07
Przez lata przyzwyczailiśmy się do tego, że w kinach jest po prostu drogo. Za bilet w sobotę czy niedzielę trzeba w dużym mieście zapłacić powyżej 30 zł, więc wyjście dla dwóch osób (plus jakiś napój lub popcorn) powoduje, że dwugodzinna rozrywka kosztuje nawet 100 zł.
Stąd zaskoczenie, gdy Multikino ogłosiło, że obniża ceny nawet o połowę. Dobra wiadomość jest taka, że film możemy obejrzeć już za 14,90 zł i nie dotyczy to tylko seansów w godzinach przedpołudniowych w dni robocze, ale każdego pokazu, również w weekendy. Zła natomiast jest taka, że oferta dotyczy tylko wybranych kin tej sieci.
Za 15 zł obejrzymy film m.in. w Lublinie, Kielcach, Krakowie (przy ul. Dobrego Pasterza), Sopocie i Szczecinie. Nieco drożej, za 19,90, w Warszawie na Targówku i Ursynowie.
Jeśli jedna z największych sieci kinowych decyduje się na tak drastyczne obniżenie cen, podskórnie czujemy, że dzieje się coś złego. Czyżby zmierzch sal kinowych na rzecz Netfliksa i innych serwisów streamingowych, który powoduje, że kiniarzom pali się grunt pod nogami?
- Przegrzanie koniunktury? Biorąc pod uwagę, że 2019 r. był rekordowy, jeśli chodzi o sprzedaż biletów, przynajmniej po 1989 r., bo wtedy zaczęto zbierać dane, nic na to nie wskazuje – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską krytyk filmowy Łukasz Muszyński z serwisu Filmweb.
W 2019 r. w Polsce sprzedano prawie 60 mln biletów. Bardzo pomogły w tym dwa filmy Patryka Vegi, ale i tak najchętniej oglądaliśmy produkcje amerykańskie: pierwsze miejsce w zestawieniu zajął "Król Lew", drugie – "Kraina Lodu II", oba ze studia Walta Disneya.
Wciąż jednak jest o co grać. Dla porównania: we Francji sprzedano w zeszłym roku blisko 200 mln biletów.
Przedwczesny nekrolog
Kto zna historię filmu, ten wie, że śmierć kina przepowiadano już kilkakrotnie. Miały je zabić: najpierw telewizja, później magnetowidy, wreszcie – internet. Lata mijają, a kina nie dość, że istnieją, to nadal otwierają się nowe.
- Miałem okazję rozmawiać niedawno z szefem dużej firmy z branży filmowo-telewizyjnej. Jego zdaniem rynek kinowy w Polsce nadal się nie nasycił – przekonuje Muszyński.
Również krytyk filmowy Krzysztof Spór uważa, że za wcześnie, by wieszczyć, iż platformy streamingowe odbiorą kinom widzów.
- Kina wciąż inwestują w coraz bardziej nowoczesne sale, a obserwacje dowodzą, że polski widz ma niedosyt kina i chce tam chodzić. Nie oczekuje wyłącznie superprodukcji, bo równie chętnie chodzi na te rodzime. 1/3 sprzedanych w 2019 r. biletów to były bilety na polskie filmy – tłumaczy.
Krzysztof Spór uważa, że niższe ceny biletów w Multikinie nie są narzędziem walki z platformami streamingowymi, lecz z innymi sieciami.
- Wyraźnie widać to na przykładzie mojego rodzinnego Szczecina. Multikino obniżyło bilety niedługo po tym, jak na ten krok zdecydował się Helios. Ludzie są wyczuleni na ceny i szybko się okazało, że gotowi są jechać dalej, byle mniej zapłacić za bilet. Było to więc konieczne – wyjaśnia.
W kinie lubimy to, co znamy
Choć dziś liczby nie wskazują, że platformy streamingowe odbierają widzów kinom, to jednak w przyszłości ta sytuacja może się zmienić – zwłaszcza w przypadku młodych widzów. Krzysztof Spór uważa, że coś może być na rzeczy, bo nawet twórcy dostrzegają, że filmy w kinie ogląda się inaczej niż w domu, a co za tym idzie, należy je inaczej kręcić.
Zgadza się z nim Łukasz Muszyński. Jak tłumaczy, twórcy amerykańscy zauważyli, że w kinach najlepiej sprawdzają się duże produkcje i znane marki, a więc wszystkie filmy o superbohaterach.
- Szefowie hollywoodzkich wytwórni nie chcą ryzykować. Wybierają sprawdzone inwestycje: sequele, remake'i, rebooty i uniwersa. Coraz rzadziej inwestują w realizację filmów średnio- i niskobudżetowych opartych na oryginalnych pomysłach. Domem dla tego rodzaju produkcji stają się serwisy streamingowe – wyjaśnia.
Ile potrwa dobra passa w internecie
Oferta Netfliksa robi wrażenie. Premiery, ale też klasyka kina. Nagradzane seriale, produkcje własne, filmy, które jednocześnie trafiają do dystrybucji kinowej. Krzysztof Spór wcale nie jest pewny, czy możemy się przyzwyczajać do tego, że Netflix zawsze będzie oferował tyle nowości.
- Pytanie, jak długo Netflix będzie w takim tempie wrzucał dobre filmy. Ta bańka któregoś dnia musi pęknąć. Przez kilka lat będzie jeszcze rósł, ale później księgowi uderzą ręką w stół, bo produkcja własnych tytułów kosztuje, a bilans finansowy musi się przecież zgadzać. Pytanie, czy do tego czasu Netflix zdąży odebrać klientów kinom? – zastanawia się.
Czy powinniśmy się spodziewać - wzorem Multikina - tańszych biletów także w sieci Cinema City? Krzysztof Spór wątpi, bo to właśnie ta sieć rzuciła wyzwanie pozostałym, wprowadzając kilka lat temu program lojalnościowy "Unlimited".
- Myślę, że Cinema City będzie go jeszcze bardziej promować – przewiduje.
Również Łukasz Muszyński nie spodziewa się w najbliższych miesiącach żadnych przełomów w multipleksach.
- W box office nadal będą królować polskie filmy oraz hollywoodzkie superprodukcje, zwłaszcza te sygnowane logotypem Disneya – przekonuje.
Krzysztof Spór przypomina, że niezależnie od tego, iż ostatnie dwa lata były dla polskich kin świetnym czasem (w 2018 r. sale kinowe zapełniał przede wszystkim "Kler" Wojciecha Smarzowskiego)
, to kiniarze nie powinni spoczywać na laurach.
- Bo myślenie, że widzowie i tak przyjdą, a Netflix nam nie zagraża, to gwóźdź do trumny tej branży – przekonuje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl