Koniec kuriozalnej sprawy wymiany żarówki. Mechanik winny, ale bez kary
Sąd stwierdził winę mechanika spod Bartoszyc, który nie wystawił paragonu za wymianę żarówki. Zrezygnował jednak z jego ukarania.
20.11.2018 15:26
O sprawie jest głośno od niemal miesiąca. Około godz. 14 Władysław Suszko, mechanik z Sędławek spod Bartoszyc, wykonał dzienny raport kasowy. To czynność robiona na koniec dnia po zakończeniu pracy. Nie przyjmuje się już wtedy opłat od klientów.
Jak później tłumaczył mechanik, spieszył się tego dnia do lekarza. Kiedy miał już wyjeżdżać, do zakładu zajechały dwie panie z prośbą o wymianę żarówki w aucie. Pan Suszko poprosił o to jednego z pracowników i sam odjechał.
Nie pojechał jednak daleko, gdyż ten sam pracownik zadzwonił i powiedział, że w zakładzie jest kontrola skarbowa. Początkowo mechanik nie chciał wracać prosząc o to, by przełożyć kontrolę o kilka dni. Zmienił zdanie, kiedy pracownik powiedział, że kontrola to właśnie te dwie panie od żarówki.
Na miejscu zaproponowały panu Suszko przyjęcie mandatu w wysokości 500 zł. Zapytał więc, czy zażądał z usługę jakichkolwiek pieniędzy. W odpowiedzi panie stwierdziły, że dały pracownikowi 10 zł.
- Panie poprosiły o wymianę żarówki (…) Zdemontowałem lampę, a tam w ogóle nie było żarówki. Spytałem je, czy mają żarówkę. Odpowiedziały, że nie. Powiedziałem, że w takim razie będzie kłopot, bo nie mamy takich żarówek (…) One jednak nalegały, prosiły, mówiły, że jadą w trasę. Przeszukałem więc moje prywatne części. Jedna z żarówek pasowała, więc ja zamontowałem. Panie zapytały, ile płacą. Odpowiedziałem: "da pani jakieś 10 złotych". Jedna z kobiet dała mi 20 złotych. Nie miałem wydać, więc z samochodu przyniosła 10 złotych. Chciałem im pomóc, bo mówiły, że jadą w trasę. Dałem im moją prywatną żarówkę – relacjonował pracownik warsztatu na łamach lokalnych mediów.
Kiedy pan Suszko stwierdził, że przecież on nie żądał żadnych pieniędzy, kontrolerki chciały ukarać mandatem pracownika. Ten jednak, namawiany zresztą przez Suszko, kary nie przyjął.
Sprawa trafiła do sądu. W pierwszej instancji sąd uznał pracownika winnym, ale odstąpił od wymierzenia kary. Urząd Skarbowy złożył jednak apelację. Przed sądem jedna z kontrolerek przyznała, że działania było prowokację, a żarówkę usunęła sama.
Sąd wyrok podtrzymał, ale naczelnik US w Bartoszycach Małgorzata Sipko ponownie odwołała się do wyroku. Tym razem wnosił o grzywnę w wysokości 600 zł.
Jej zdaniem czyn pracownika nie może być określony jako działanie bezinteresowne. Jego działanie w piśmie nazwała „czynem o znacznym stopniu społecznej szkodliwości” – bo naraża Skarb Państwa na uszczuplenia podatkowe.
I ta apelacja dzisiaj nie odniosła skutku. Sąd Okręgowy podtrzymał poprzednie orzeczenia. Wyrok jest prawomocny.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl