Lepsza prywatyzacja w gorszych czasach
Najambitniejszy od lat plan prywatyzacji jest realizowany w czasie najmniej sprzyjającym tego typu procesom. Czy to się może udać? Od czego zależy powodzenie? Gdzie są pułapki?
09.04.2010 | aktual.: 09.04.2010 14:38
Najambitniejszy od lat plan prywatyzacji jest realizowany w czasie najmniej sprzyjającym tego typu procesom. Czy to się może udać? Od czego zależy powodzenie? Gdzie są pułapki?
Tempo procesu prywatyzacji jest imponujące. Na początku roku Ministerstwo Skarbu Państwa wykonało trzy "strzały" i zrealizowało kilkanaście procent rocznego planu. Zbycie mniejszościowych pakietów KGHM, Grupy Lotos i Enei dało razem 3,54 mld zł. Czy takie tempo prywatyzacji można utrzymać?
Zamierzenia na 2010 rok są więcej niż ambitne - ponad 25 mld zł z prywatyzacji. Wiceminister skarbu Adam Leszkiewicz, nie zrażony kontekstem trudnych i nieprzewidywalnych czasów, zapowiada, że przekształceniami własnościowymi objętych jest około 500 projektów. Na ten rok przewidziano także sprzedaż 77 resztówek, czyli pakietów akcji poniżej 10 proc.
Pod presją budżetu
W tym samym czasie minister finansów Jacek Rostowski ogłasza bardzo wysoki deficyt budżetowy, ale uspokaja, że nie przekroczy dopuszczalnych poziomów zadłużenia państwa, bo uratują go w głównej mierze wpływy z prywatyzacji. - Czyżbyśmy otwierali kram z aktywami? - pytają komentatorzy dalecy od populizmu.
- Opowiadam się za prywatyzacją, która jest istotnym elementem polityki gospodarczej. Nie może być źródłem środków, które mają pokryć deficyt budżetowy - komentuje Jerzy Steinhof, były wicepremier i minister gospodarki. - Chciałbym wierzyć, że tak nie jest. Ale wypowiedź ministra finansów osłabia ministra skarbu w rozmowach z potencjalnymi inwestorami, jest szkodliwa.
Przedstawiciele MSP odpierają zarzut: gdyby chodziło o sprzedawanie według zasady "szybko i tanio", to Enea i TP SA byłyby sprzedane pod koniec ub. roku.
- Nie ma takiego projektu, na który patrzylibyśmy tylko i wyłącznie z punktu widzenia uzyskania określonych korzyści dla budżetu państwa - zapewnia Leszkiewicz. - Każdy projekt prywatyzacyjny traktujemy indywidualnie, oglądamy ze wszystkich stron, tzn. korzyści inwestycyjnych, kapitałowych, know-how, kultury organizacyjnej.
Posłowie PO twierdzą, że na pewno łatwiej o polityczny konsensus dla prywatyzacji w sytuacji, kiedy pojawia się obiektywny problem ograniczenia deficytu budżetowego. - Środki z prywatyzacji są potrzebne i nie ma powodów, żeby to ukrywać - twierdzi Tadeusz Aziewicz, przewodniczący Sejmowej Komisji SP.
- Ewentualni nabywcy nie będą skłonni płacić odpowiednio wysokiej ceny za zbywany majątek, bo wiedzą o krytycznej sytuacji budżetu. Dlatego też albo ceny będą zbyt niskie, albo nie uda się wszystkiego sprzedać - prognozuje Piotr Kuczyński, główny analityk spółki Xelion. Doradcy Finansowi.
Warto podkreślić, że po raz pierwszy w dziejach zmian własnościowych rząd pracuje systemowo. Jest czteroletni plan prywatyzacji 2008-11. W ubiegłym roku wyodrębniono z niego kluczowe firmy do prywatyzacji, które w dużej części udało się sprzedać. W tym roku ponownie określono 29 priorytetowych spółek.
MSP ma pełne ręce roboty. Każdy z projektów wymaga czasochłonnych procedur, a efekty są różne. Na początku roku przygotowywano do sprzedaży pakiety akcji KGHM i Warfamy w Dobrym Mieście. Oba pakiety sprzedano - koncernu miedziowego za dwa miliardy, Warfamy za... 2,3 tys. złotych (ostatnia tańsza). I tak ma być do końca roku, a nawet dłużej - operacje wielkie i drobne, ale równie konieczne, bez wielkich przychodów, ale o ogromnym znaczeniu społecznym.
- Podkreślanie, że MSP pracuje systemowo, może sugerować, że mamy jakąś wizję gospodarczą w pewnym sektorze i prywatyzacja służy stworzeniu układu konkurencyjnego w branży, co ma sprzyjać osiąganiu zakładanych celów - uważa Krzysztof Rozen, partner w Firmie Doradczej KPMG. - A tak nie jest. Typowym przykładem jest sektor energetyczny. Wizji, jak ma wyglądać docelowo sektor energetyczny po tych prywatyzacjach, nie ma.
Kto kupi górę akcji?
Skąd wziąć kupców na ten ogromny majątek? Na pewno znajdą się chętni na szlagiery (PZU, PGE, Tauron, GPW, KGHM, Lotos), ale czy kapitał będzie zainteresowany innymi, mniejszymi spółkami? Bariera popytu może się okazać głównym niebezpieczeństwem dla programu prywatyzacji w 2010 roku. Wobec trudności na światowych rynkach może zabraknąć prywatnych inwestorów zdolnych do zapłacenia takiej ceny, która byłaby adekwatna do oczekiwań. Niekiedy oczekiwania, a co za tym idzie oferowane ceny, są zawyżone. A każdy chce zrobić dobry interes. W ubiegłym roku 107 projektów zakończonych zostało pomyślnie, ale tyle samo było takich, które przeprowadzono od początku do końca, ale nie znaleziono inwestorów. Ministrowi Leszkiewiczowi ta kwestia szczególnie doskwiera. To była nauczka. Stąd zmiany w zasadach wyboru doradców (kryterium "cena usługi" nie będzie najważniejsze).
Część analityków nie obawia się o popyt. Ich zdaniem wątpliwości zgłaszają ci,którzy nie doceniają możliwości i siły rynku kapitałowego w Polsce. Ludwik Sobolewski, prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie, uważa, że polski rynek kapitałowy potrafi zmobilizować zarówno akcjonariat, jak i inwestorów krajowych oraz międzynarodowych.
Wiadomo, że skutecznym lekarstwem na słabe zainteresowanie zagranicznych inwestorów akcjami polskich firm mogą być spółki powiązane ze Skarbem Państwa. Eksperci wyliczyli, że ponad 25 proc. kwoty wydanej w tym roku w procesach prywatyzacyjnych, a więc około 7 miliardów zł, może pochodzić od firm związanych ze SP.
Kontrolowane przez państwo spółki skutecznie ratowały debiuty giełdowe innych firm. Tak było, gdy PGNiG i Ciech kupiły 16,7 proc. akcji ZA Tarnów. Trudno taki proces nazwać prywatyzacją, choć nie musi być on pozbawiony biznesowego celu i sensu.
Światowa gospodarka stopniowo się rozpędza, a sytuacja na rynkach finansowych wraca do normy, co będzie sprzyjało napływowi kapitału do krajów wyróżniających się pod względem parametrów makroekonomicznych, takich jak Polska.
Ważnym partnerem w realizacji planu prywatyzacyjnego są otwarte fundusze emerytalne (OFE)
, które w ub. roku kupiły akcje za 12 mld zł. W odróżnieniu od np. funduszy inwestycyjnych OFE mają stały dopływ około 20 mld zł z nowych składek klientów z ZUS-u. Ostatnio odbyło się kilka spotkań kierownictwa MSP z przedstawicielami OFE i są już pierwsze efekty. Przy sprzedaży pakietu Lotosu 80 proc. akcji kupiły instytucje krajowe, z czego połowę właśnie OFE. Jest potencjał i fundusze są zainteresowane takimi pakietami. Potwierdzeniem tego trendu było nabycie sporej części pakietu walorów Enei w lutym br.
- Przedstawiamy funduszom pełną ofertę spółek przeznaczonych do dalszej prywatyzacji, bo uważamy je za ważną grupę potencjalnych inwestorów - deklaruje Leszkiewicz.
- Poszedłbym dalej w kierunku okrągłego stołu OFE i MSP, podczas którego należałoby się dowiedzieć, i aby to była wiedza publiczna, jak dalece OFE są zdecydowane i chcą się zaangażować w procesy prywatyzacyjne - uważa Jacek Socha, wiceprezes PricewaterhouseCoopers.
MSP wraz z GPW rozkręca teraz projekt, który ma się zająć tą grupą spółek S P, o których się nie czyta na pierwszych stronach gazet, które nie są kandydatami do spektakularnych IPO.
- Chcemy wykorzystać sieć, która na rynkach kapitałowych istnieje, żeby takie spółki sprzedać w formule przypominającej rynek New Connect, który jest bardziej efektywnym i bardziej płynnym forum obrotów dla mniejszych spółek niż nawet duża giełda - wyjaśnia Ludwik Sobolewski.
Surowy klimat
- Świadomość zbiorowa na temat prywatyzacji się zmienia i w mojej ocenie jest w tej chwili przyzwolenie społeczne dla procesów prywatyzacji. Powszechne stało się zrozumienie, że gospodarka to jest sfera prywatna, a nie sfera aktywności rządu -uważa poseł Tadeusz Aziewicz.
Jednak nadal - w sektorze elektroenergetycznym czy wydobywczym - związki zawodowe stanowią siłę hamującą procesy przemian. Zdaniem analityków, tzw. pakiety socjalne skutecznie obniżają wartość firm. Narzucając inwestorowi długoletnie zobowiązania wobec załogi, mogą skłaniać potencjalnych nabywców do żądania obniżenia ceny lub nawet wycofania się z oferty.
Ostatnio więc Skarb Państwa sprzedaje spółki, nie czekając, aż nabywcy podpiszą z załogami pakiety socjalne. To przyspiesza proces prywatyzacji i zwiększa atrakcyjność spółek dla inwestorów. Zdaniem związków, rząd łamie zobowiązania. Przedstawiciele MSP mają inny punkt widzenia - pakiety socjalne to kwestia uzgodnień między pracownikami a inwestorem, a nie warunek prywatyzacji.
- Jeżeli inwestor jest rozsądny, to takiego programu nie potrzebuje - uważa Waldemar Preussner, przewodniczący Rady Administrującej PCC SE. - Będzie się rozsądnie obchodził z pracownikami, a jeżeli będą możliwe inwestycje, to na pewno je podejmie i zrealizuje. Jeśli coś ma sens, to będzie to szybko zrealizowane.
Skarbowi Państwa zależy na czasie. Latem ubiegłego roku zdecydował się na wprowadzenie nowego sposobu sprzedaży małych i średnich spółek - aukcji.
- Problem popytu jest przy małych spółkach, takich do 100 mln zł, niektóre nie mają najmniejszego zainteresowania. Z przygotowanych do oferty ponad 60 podmiotów udało się sprzedać kilka - mówi Leszkiewicz.
System aukcyjny praktycznie eliminuje możliwość negocjowania pakietu socjalnego, jeśli chętnych do zakupu spółki jest kilku. Związkowcy musieliby bowiem przekonać do podpisania pakietu wszystkich potencjalnych inwestorów jeszcze przed licytacją.
Stała presja na polską prywatyzację jest uwarunkowana doktrynalnie, wynika z aktualnej polityki rządzących, często bywa narzędziem walki politycznej. Stanowi wielką przeszkodę zarówno dla samego procesu, jak i dla budowania odpowiedniego klimatu dla prywatyzacji. Paradoksem jest to, że wszystkie partie rozumieją (deklaratywnie) wagę konkurencyjności gospodarki i doceniają znaczenie prywatyzacji - ale nie wahają się korzystać z populistycznych stereotypów o "wyprzedaży majątku".
- Nie dostrzega się istotnej roli prywatyzacji ani w marketingu politycznym, który powinny partie uprawiać, ani w mediach. Nie mówi się, że spółki upadają nie dlatego, że są prywatyzowane, ale dlatego, że są źle zarządzane - mówi Mirosław Taras, prezes spółki Lubelski Węgiel Bogdanka.
Polska gospodarka charakteryzuje się całymi sektorami, jak energetyka, górnictwo, przemysł chemiczny, czy istotnymi firmami (LOT czy GPW), gdzie własność państwa jest niemal stuprocentowa. Działa też wiele dużych firm włączonych tylko częściowo w reżim gospodarki prywatnej, gdzie Skarb Państwa ma większość na walnych zgromadzeniach i kontrolę operacyjną.
- Upublicznianie pakietu akcji jakiejś spółki jest bardzo wygodne dla zarządów spółek, bo zachowane zostaje status quo - twierdzi Rozen. - Tam gdzie zarządy są bardziej z wyboru politycznego niż ekonomicznego, są naciski, aby właśnie proces odbywał się w taki etapowy sposób, bo właściwa droga prywatyzacyjna naruszyłaby struktury.
Atmosfera wokół prywatyzacji od lat nie sprzyja podejmowaniu decyzji. Prawie wszyscy dotychczasowi ministrowie skarbu i ministrowie przekształceń własnościowych są stałymi bywalcami prokuratur. Jeden z najbardziej zasłużonych dla polskiej prywatyzacji ministrów Janusz Lewandowski został uwolniony od zarzutu o nieprawidłowościach przy prywatyzacji Krakchemii po... 14 latach.
- Nikt nigdy nikogo nie pociągnął do odpowiedzialności za niepodejmowanie decyzji, które w przyszłości skutkują, bądź też mogą skutkować, upadłością zakładu - zauważa Janusz Steinhof.
Sukces prywatyzacji może się przyczynić do tego, by polska gospodarka i krajowy rynek kapitałowy dały sobie skutecznie radę z kryzysem i uzyskały podstawy długotrwałego wzrostu.
Trzeba jednak pamiętać, że najważniejsze w procesie prywatyzacji jest budowanie racjonalnej przyszłości firmy, także po to, by wspomagała budżet państwa przez wiele lat. Ze względów tak społecznych, jak i gospodarczych w każdej transakcji kluczowe znaczenie muszą mieć strategiczne zobowiązania nowego właściciela. Prywatyzacja, której głównym celem jest jednorazowy napływ środków, nie rozwiązuje żadnego problemu.
Tadeusz Gańczarczyk