Mają dobre wykształcenie, ale pracy nie mogą znaleźć
Przybywa bezrobotnych, którzy mają wyższe wykształcenie. Bez pracy pozostają też ci, którzy mogą się poszczycić doktoratem lub nietypowymi kwalifikacjami zdobytymi za granicą
12.08.2011 | aktual.: 12.08.2011 09:14
Przybywa bezrobotnych, którzy mają wyższe wykształcenie. Bez pracy pozostają też ci, którzy mogą się poszczycić doktoratem lub nietypowymi kwalifikacjami zdobytymi za granicą.
- Jestem architektem i przez kilkanaście lat pracowałem w USA w znanej firmie. Wróciłem do Polski i od roku szukam pracy. Biura projektowe szukają pracowników, ale z niższymi kwalifikacjami. Ja mógłbym kierować zespołem, mógłbym uczyć innych. Ale niestety nie mogę znaleźć odpowiedniej posady. Byłem na kilkunastu rozmowach i wszędzie mi powiedziano, że mam zbyt wygórowane oczekiwania. Mój problem jest taki, że ja nie mam w Polsce znajomych, przyjaciół w zarządach, którzy zatrudniliby mnie w swoich firmach – mówi Albert Jachnicki.
Alicja, która ukończyła kulturoznawstwo we Wrocławiu i przez 5 lat pracowała w Niemczech w niemiecko-francuskiej fundacji ma podobny problem. Jak mówi potrafi zarządzać dużą organizacją (ukończyła kierunkowe studia podyplomowe), zna kilka języków, wydawała też gazetę poświęconą literaturze. Wróciła do Polski i nie może znaleźć sobie pracy.
- Wysłałam CV do interesujących mnie organizacji, a nawet do ministerstwa. Zadzwonili z trzech firm z ofertą pracy jako wolontariusz, zaproponowano mi też wykład o współczesnej literaturze w jakimś klubie. I tyle. W sieci nie znalazłam żadnej oferty. Dlaczego osoby wykształcone, kreatywne, które mogłyby być liderami, nie są w stanie znaleźć pracy? Czy rzeczywiście zmuszona będę pracować poniżej kwalifikacji – zastanawia się Alicja Wildman – Kęcka.
Rzeczywiście jest z tym problem. Ukończenie studiów przestało gwarantować znalezienie pracy. Już co dziesiąty bezrobotny ma dyplom wyższej uczelni. "Dziennik Gazeta Prawna" przytacza dane, z których wynika że w ostatnim roku kolejnych 30 tys. osób dołączyło do rzeszy osób bez pracy z dyplomem w kieszeni. To skok o blisko 15 proc., podczas gdy średni wzrost bezrobocia wyniósł w 2010 roku ponad 3 proc. Gazeta dodaje, że w 1997 roku bezrobotnych z wyższym wykształceniem było 25 tys. i stanowili zaledwie 1,4 proc. bezrobotnych. W 2010 roku - już 10,5 proc. Eksperci tłumaczą ten wzrost tym, że po prostu coraz więcej młodych kończy studia. - Jakość kształcenia na niektórych uczelniach prywatnych jest bardzo niska. Łatwo się na nie dostać i łatwo ukończyć te studia. Stąd taki wysyp młodych z dyplomami. Kłopot w tym, że szefowie ich nie cenią. Młodzi idą na te studia bezmyślnie, chcą ukończyć jakikolwiek kierunek, potem nie mogą znaleźć pracy. Dziś potrzebujemy inżynierów, ale kształcenie ich jest kosztowne i
szkołom niepublicznym się nie opłaca – twierdzi Joanna Pogórska, doradca personalny, psycholog.
Uczelnie masowo opuszczają humaniści, spece od marketingu i zarządzania, choć rynek od lat jest nimi nasycony. To oni mają największy problem ze znalezieniem pracy. Ale eksperci, a także sami kandydaci powtarzają, że problem tkwi również w stylu i kulturze rekrutacji.
- W wielu branżach liczą się znajomości, czyli tak zwane plecy. Nie ważne że masz kwalifikacje, jeśli nie masz znajomości, trudniej ci o pracę. Tak niestety cały czas jest w hermetycznie zamkniętych branżach. W tych zawodach, w których miejsce pracy jest dziedziczone z ojca na syna, np. w kancelaria prawnych. Ale też w urzędach – mówi Jacek Kiełek, doradca personalny, prowadzi agencję zatrudnienia w Poznaniu.
Informatyk, który jest absolwentem dobrej uczelni, z pracą kłopotu mieć nie powinien. Ale jeśli mieszka na prowincji? Na zatrudnienie może liczyć co najwyżej w sklepie. - Znam wielu wykształconych, którzy mieszkają za miastem. Najczęściej prowadzą swój własny biznes. To dla nich jedyna możliwość, by pracować i mieszkać na łonie natury - dodaje Kiełek.
Krzysztof Winnicki/MA