"Mam duży kredyt i i nie mam z czego żyć"

Jeszcze jakiś czas temu firmy biły się o niego. Pewny zatrudnienia, wziął duży kredyt na mieszkanie. Stracił pracę, oszczędności topnieją, niedługo nie będzie miał z czego żyć

Obraz
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

Niby bezrobocie nie oznacza dyskwalifikacji. Przecież zwolniony może być dziś każdy, nawet najlepszy fachowiec. A jednak każdy miesiąc bez pracy działa na naszą niekorzyść. Przekonał się o tym Janusz Dybowski, inżynier budowlany z Warszawy. Gdy na rozmowie kwalifikacyjnej wyznał, że już od pół roku nie może znaleźć odpowiedniego zajęcia, zapadła dziwna cisza. A po chwili jego niedoszły pracodawca oznajmił bez ogródek, że poszukuje osoby bardziej zaradnej i przebojowej.

- Poczułem się fatalnie – mówi Dybowski. – Nic nie pomogło tłumaczenie, że wiele firm z naszej branży zawiesiło rekrutację. Tylko obserwują, co się wydarzy w gospodarce, budownictwie i deweloperce.

Jeszcze jakiś czas temu firmy biły się o niego. Pewny zatrudnienia, wziął duży kredyt na mieszkanie. Ale oszczędności wkrótce się skończą i niebawem nie będzie miał z czego płacić rat. Dzisiaj inżynier nie może zrozumieć, dlaczego egzystencjalne i zawodowe bezpieczeństwo tak szybko zamieniło się w wykluczenie.

- Im dłużej nie mam pracy, tym trudniej mi uwierzyć, że coś w moim życiu zmieni się na lepsze – przyznaje Janusz Dybowski. Z obiegu, przynajmniej chwilowo, wypadł też Karol. Był top-managerem. Firma rozstała się z nim przed rokiem, bo za dużo ją kosztował. Na otarcie łez dostał bajońską odprawę. A że dodatkowo miał na swym koncie bankowym odłożoną sporą sumkę, nie przejął się zbytnio wypowiedzeniem. Okres przymusowej bezczynności zawodowej postanowił wykorzystać na podróże. Zwiedził prawie całą Europę, zwłaszcza Włochy i Francję.

- Zawsze chciałem tam pojechać, ale nigdy nie miałem czasu – wspomina Karol. – Jak wielu szefów, rezygnowałem z dłuższych urlopów. Wydawało mi się, że jestem w spółce niezastąpiony.

Po trzymiesięcznych wojażach zagranicznych, menedżer zaczął rozglądać się za nową posadą. Jakież było jego zdziwienie, gdy kolejne spotkania rekrutacyjne – na poziomie zarządów – kończyły się fiaskiem. Dlaczego? Po pierwsze – im wyżej w służbowej hierarchii, tym mniej stanowisk do obsadzenia. Po wtóre – Karol jako szef wyrazisty i wymagający naraził się niektórym osobom w branży. Jego przeciwnicy przyprawili mu gębę tyrana. A z takim wizerunkiem trudno przekonać do siebie rekruterów.

- Problemem, według head-hunterów, jest również to, że za późno zabrałem się za szukanie pracy – stwierdza Karol. – Już w dniu odejścia z poprzedniej firmy powinienem pukać do następnej. Rzekomo świadczyłoby to o tym, że swoją karierę traktuję poważnie.

Prawie rok temu z wysokim stanowiskiem zarządczym pożegnał się Wojciech (on także chce zachować anonimowość). Za szukanie kolejnego zajęcia wziął się od razu. Mimo to nadal pozostaje bezrobotny. I chyba już wie, dlaczego tak się dzieje. Ma nadzieję, że teraz, gdy zrozumiał swój błąd, wszystko pójdzie jak z płatka.

- Na początku stawiałem potencjalnym pracodawcom zbyt wysokie wymagania płacowe – stwierdza menedżer. – Chyba najwyższy czas spuścić z tonu. Lepsza jakakolwiek praca i płaca niż żadna.

Rzeczywiście, w dobie spowolnienia chyba lepiej ograniczyć swoje apetyty finansowe. Jednocześnie trzeba uważać, by nie sprzedawać się zbyt tanio. Przestrzega przed tym Marek Jackowski, psycholog biznesu. Jego zdaniem, w dzisiejszych, trudnych czasach skromniejsze oczekiwania wobec pracodawcy mogą być uznane za przejaw realizmu. Ale z drugiej strony, nie może powstać wrażenie, że jesteśmy już tak zdesperowani, iż zgodzimy się na każde warunki. Zapominając o dotychczasowych sukcesach i wcześniejszej pozycji na rynku pracy.

- Pracownik, który sam się nie ceni, nie może się spodziewać, że będzie ceniony przez innych – uważa Jackowski.

Tak samo myśli Grażyna Balicka, specjalistka ds. HR w dużej firmie FMCG (branża dóbr szybkozbywalnych). Niedawno rozmawiała z byłym dyrektorem handlowym, który chciał pracować choćby jako najskromniejszy sprzedawca.

- Rozumiem, że sytuacja życiowa każdego może przyprzeć do muru – mówi Balicka. – Ale z tego człowieka emanowała dziwna niepewność i słabość. Nie widziałam go ani na stanowisku menedżera, ani w roli przedstawiciela handlowego. Najpierw powinien zrobić coś ze swoją depresją, a wtedy zobaczę, co da się dla niego zrobić.

Bez dwóch zdań – łowcy głów szukają kandydatów wśród pracujących, a nie w gronie bezrobotnych. Co prawda, zdają sobie sprawę z aktualnej sytuacji rynkowej, jednak nawet kilkumiesięczna przerwa w karierze wzbudza w nich podejrzenie. Zastanawiają się, czy kandydat, który wypadł z obiegu, sam nie jest sobie winien (może ma trudności w relacjach międzyludzkich albo jest niechętny zmianom lub za mało elastyczny?).

Jak nie dopuścić, by bezrobocie stało się stanem trwałym, a tym bardziej ostatecznym? Grażyna Balicka radzi, by nie tracić kontaktów z dotychczasową firmą oraz z własną branżą. Jak mówi, niektórzy zwolnieni pracownicy dzwonią lub spotykają się ze swoimi byłymi szefami. Dostają od nich drobne zlecenia. Nie mają już wprawdzie etatu, ale mają możliwość luźnej współpracy.

- Gdy dobre czasy wrócą, takich wolnych strzelców menedżerowie i przedsiębiorcy bez mrugnięcia okiem przyjmą z powrotem na swój pokład – nie ma wątpliwości Balicka.

Według niej najgłupiej postępują ci, którzy obrażają się na dotychczasowych pracodawców. Straszą sądami pracy i robią im na rynku czarny PR.

- Nie wolno palić za sobą mostów – ostrzega specjalistka personalna. – Znam takich, którzy źle mówią o dawnej firmie, a potem oczekują, że ona znowu im zaufa. Kontakty, jak najczęstsze i jak najszersze, także poza własną firmą i branżą – oto najlepszy sposób na nową pracę. Tak twierdzi Grzegorz Turniak, prezes firmy networkingowej BNI Polska.

- Problem w tym tylko, że skupiony na firmie „koń pociągowy” nie troszczy się o karierę i nie ma czasu na golfa z ludźmi, którzy pomogą mu na kolejnych szczeblach – zauważa Turniak.

Zna wielu specjalistów i menedżerów, którzy przetrwali zawodowy kryzys tylko dzięki temu, że mieli bezpośrednie telefony do kilku prezesów. Zna również takich, których atutem jest i wiedza, i doświadczenie, i sukcesy, a mimo to są bezrobotni.

- Co z tego, że mogą się pochwalić licznymi osiągnięciami, skoro nie mają nikogo, kto byłby gotów ich poważnie wysłuchać i zaoferować lukratywny angaż lub kontrakt? – pyta Grzegorz Turniak.

Janusz Sikorski / AK.WP.PL

Wybrane dla Ciebie

Austriacki inwestor powiedział: pas. Teraz polska fabryka zbiera pieniądze na wykup
Austriacki inwestor powiedział: pas. Teraz polska fabryka zbiera pieniądze na wykup
Od tego zależą ceny nagrobków. Właściciel zakładu ujawnia
Od tego zależą ceny nagrobków. Właściciel zakładu ujawnia
Jedna decyzja i emerytura będzie wyższa. ZUS potwierdza
Jedna decyzja i emerytura będzie wyższa. ZUS potwierdza
Ceny prądu zamrożone do końca roku. A co potem? Padła ważna deklaracja
Ceny prądu zamrożone do końca roku. A co potem? Padła ważna deklaracja
Nowy obowiązek dla budujących i remontujących domy. Chodzi o światłowód
Nowy obowiązek dla budujących i remontujących domy. Chodzi o światłowód
Tańsze sanatorium. Nowe stawki już od października
Tańsze sanatorium. Nowe stawki już od października
Seniorka zostawiła pieniądze pod śmietnikiem. Straciła oszczędności
Seniorka zostawiła pieniądze pod śmietnikiem. Straciła oszczędności
Nowa usługa w popularnej sieci. Ma być dostępna w każdym sklepie
Nowa usługa w popularnej sieci. Ma być dostępna w każdym sklepie
Zabytek oddany za złotówkę i odkupiony za miliony. Historia wieży z Mazur
Zabytek oddany za złotówkę i odkupiony za miliony. Historia wieży z Mazur
Rok się nie skończył, a limit na ścieki tak. Kłopot pod Poznaniem
Rok się nie skończył, a limit na ścieki tak. Kłopot pod Poznaniem
Zapłacił za węgiel. Sklep nagle zniknął. Policja ostrzega
Zapłacił za węgiel. Sklep nagle zniknął. Policja ostrzega
Czy do łosi będzie można strzelać? Resort rolnictwa komentuje
Czy do łosi będzie można strzelać? Resort rolnictwa komentuje