"Mam schizofrenię, mogę pracować. Ale nikt mnie nie chce"
Zaledwie kilka procent ludzi ze schizofrenią jest zatrudnionych na pełnych etatach. Tymczasem według specjalistów większość z nich mogłaby pracować
14.10.2010 | aktual.: 14.10.2010 15:00
Zaledwie kilka procent ludzi ze schizofrenią jest zatrudnionych na pełnych etatach. Tymczasem według specjalistów większość z nich mogłaby pracować, choć niekoniecznie w pełnym wymiarze. Byliby cenni dla szefów, a przy tym zarabiali na swoje utrzymanie. Dlaczego tak się nie dzieje?
Niebezpieczni? Nie bardziej niż inni…
Schizofrenicy stanowią 1 proc. populacji. Co ciekawe, stan ten od wielu lat się nie zmienia. W powszechnym odczuciu schizofrenik to zagrożenie. Pokutują zasłyszane gdzieś opinie o ludziach biegających z siekierami, niebezpiecznych dla otoczenia. Równie często Polak zapytany o tę chorobę w ogóle nie wie, o co chodzi.
Pracodawcy również nie zawsze orientują się w temacie. Dlatego osobom zmagającym się z chorobą nie jest łatwo znaleźć pracę. Zwłaszcza dzisiaj, na niepewnym rynku, przy stałym zagrożeniu bezrobociem.
Szacuje się, że więcej niż połowa ludzi ze schizofrenią mogłaby wykonywać większość zawodów. Wśród zadań, których nie mogliby się podjąć, są prace wymagające wytężonej uwagi i stałej koncentracji. Na przykład praca pilota, kierowcy tira czy maszynisty. Chorzy zażywają leki powodujące osłabienie refleksu i senność. U niektórych mogą występować okresowe zaburzenia świadomości.
Co sądzić o przekonaniu, że pracownik ze schizofrenią z definicji stanowi zagrożenie? – To bzdura – odpowiada krótko psycholog Paweł Brzeziński. – Od siedmiu lat prowadzę grupę wsparcia dla chorych ze schizofrenią i depresją. Niebezpieczne sytuacje zdarzyły mi się dwie. Agresywnie może przecież zareagować każdy, nie trzeba do tego schizofrenii. Proszę sobie dla przykładu wyobrazić pracownika, na którego spadło kilka nieszczęść naraz. Rozbił samochód, odeszła od niego żona, bank zablokował mu konto i pod wpływem frustracji zaczyna demolować stanowisko pracy. Może się zdarzyć? Może. Takie wydarzenie jest równie prawdopodobne, jak kłopot z chorym.
Obawa wynika z niewiedzy
Pracodawcy są jednak pełni obaw. Według psychologa, największy wpływ ma na to niewiedza. Jeśli szef miał wcześniej styczność z jakimś schizofrenikiem, poznał go, znacznie wzrasta szansa, że przyjmie chorego kandydata do pracy. Zdarzają się nawet tacy szefowie, u których chorzy mają bardzo dobrą opinię. Schizofrenicy często wyróżniają się inteligencją, bystrym umysłem, wieloma uzdolnieniami.
Dobrze jednak, by pracodawca już podczas wstępnej rozmowy został uprzedzony o chorobie kandydata. Idealna sytuacja ma miejsce wtedy, gdy przyszły szef dowie się o chorobie, a dodatkowo spotka z lekarzem prowadzącym chorego. Wyeliminuje to późniejsze niespodzianki. Nikogo nie zaskoczą nagłe, dziwne zachowania, niezrozumiała mowa, lękliwe spojrzenia czy nawet niespodziewane opuszczenie przez pracownika miejsca pracy.
- Wiem o sytuacji, w której jeden z pracowników miał omamy słuchowe. Od czasu do czasu słyszał dziwne dźwięki czy głosy. Pytał wtedy kolegów, czy też je słyszą. Gdy mówili, że nie, uspokajał się i czekał po prostu, aż wszystko wróci do normy – opowiada psycholog. – Ze schizofrenią jest trochę tak, jak z epilepsją. W niektórych jej postaciach objawy występują nagle i równie nagle mijają. Wygląda to dziwnie, ale rzadko prowadzi do zagrożeń.
Naturalnie możliwa jest też sytuacja inna. Chory ukrywa swój stan, albo wręcz nie uważa siebie za chorego. Co za tym idzie, nie leczy się. Choroba postępuje, jego kontakt z rzeczywistością słabnie. Po przyjęciu go do pracy dochodzi do nieprzyjemnych, czy wręcz groźnych sytuacji. Pracodawca ma wtedy kłopot. To jednak nie jest zagrożenie związane wyłącznie ze schizofrenią. Spięcia w pracy wywołuje też alkohol, nagromadzona frustracja albo gniew.
Szpital czyni chorym
Od kilku lat rośnie znaczenie terapii, w myśl której do szpitala kieruje się tylko niektórych chorych. Tych rzeczywiście niebezpiecznych dla siebie lub dla otoczenia, niezdolnych do samodzielnego funkcjonowania.
– Szpital sprawia, że człowiek przyzwyczaja się do roli chorego. Ma to ten skutek, że jego powrót do normalnego życia staje się coraz trudniejszy – wyjaśnia psycholog. – Dlatego hospitalizacja powinna być stosowana wtedy, gdy rzeczywiście nie ma innego wyjścia. Zadanie lekarza to jak najszybsze zaordynowanie właściwych leków i wsparcie chorego w znalezieniu miejsca w społeczeństwie. Praca jest ważnym czynnikiem, ułatwiającym schizofrenikowi odnalezienie się wśród ludzi. Dzięki niej będzie miał mniej okazji do alienowania się, uciekania w głąb swojej choroby.
- Adaptacja w środowisku może przynieść zbawienne skutki. Uregulowany tryb życia, dobrze ustawiona terapia, regularnie pobierane leki: to wszystko sprawia, że nawroty choroby stają się rzadsze. Natomiast kiedy już się pojawią, przybierają łagodniejsze oblicze. Przestają zatruwać choremu życie, a jego kolegom, przy minimum tolerancji, nie utrudniają pracy – podkreśla Paweł Brzeziński.
Jarosław Kurek
(Dziękujemy psychologowi Pawłowi Brzezińskiemu, można się z nim skontaktować poprzez stronę opsychoterapii.pl).