Na regionalnych produktach zarobią setki producentów, rolnicy i restauratorzy

Już w lutym miód wrzosowy z Borów Dolnośląskich wpisany zostanie na unijną listę produktów regionalnych. Będzie to drugi - po bryndzy podhalańskiej - tradycyjny polski specjał chroniony prawem Unii Europejskiej. Zaraz po nim na tę listę trafi też oscypek.

30.01.2008 07:55

Już w lutym miód wrzosowy z Borów Dolnośląskich wpisany zostanie na unijną listę produktów regionalnych. Będzie to drugi - po bryndzy podhalańskiej - tradycyjny polski specjał chroniony prawem Unii Europejskiej. Zaraz po nim na tę listę trafi też oscypek. Rok temu na rejestrację nie zgodzili się Słowacy, którzy robią podobny ser. Na szczęście udało się osiągnąć porozumienie: owczy specjał ze Słowacji będzie nazywał się ostiepok, a polski - oscypek.

Rejestracja daje producentom gwarancję, że nikt inny nie będzie mógł ich wyrabiać i sprzedawać, a za podrabianie można trafić nawet na pięć lat do więzienia. Dla tysięcy polskich rolników i przetwórców, którzy specjalizują się w produkcji i sprzedaży tradycyjnych przysmaków, oznacza to większe zyski.

Dolnośląscy pszczelarze już nie mogą doczekać się certyfikatu. _ Dzięki rejestracji miód wrzosowy zyska sławę w całej Unii _- cieszy się Emil Oberski, prezes Dolnośląskiego Związku Pszczelarzy we Wrocławiu. Oczyma wyobraźni widzi tysiące turystów z kraju i zagranicy, którzy przyjeżdżają na Dolny Śląsk specjalnie po miód.

Dziś kilogram tego specjału kosztuje około 30 zł, czyli ponad 10 zł więcej niż inne rodzaje miodów. Ale za granicą można by go sprzedawać jeszcze drożej. Prezes Oberski przekonał się o tym na ostatnich targach Gruene Woche w Berlinie. Chociaż za słoik żądał 40-50 zł, bursztynowy miód o konsystencji galaretki, pachnący wrzosowiskami rozszedł się błyskawicznie.

Taki miód trudno znaleźć w innych częściach Europy, bo nigdzie nie występują tak rozległe wrzosowiska jak w Borach Dolnośląskich: w rejonie poligonów w Świętoszowie i Przemkowie ich powierzchnia przekracza 10 tys. ha. Obecnie trwa szacowanie, ile spośród 50 tys. pszczelich uli na terenie Dolnego Śląska produkuje taki miód.

Ale nie tylko producenci miodu wrzosowego czekają na unijne certyfikaty. W kolejce jest już 28 polskich specjałów. Wśród nich jest np. ser smażony z Nowego Tomyśla - redykołka, czyli serek owczy z Podhala, oraz oscypek kołudzki. Nie brakuje też wyrobów mięsnych: kabanosów, kiełbasy myśliwskiej, jagnięciny z Podhala. Na europejskie stoły aspirują też wypieki polskich cukierników, m.in. rogale świętomarcińskie, andruty kaliskie, obwarzanki krakowskie. Również producenci polskich miodów pitnych chcieliby zarejestrować swoje półtoraki, dwójniaki, trójniaki i czwórniaki w Unii Europejskiej.

Polscy wytwórcy zaczynają rozumieć, że certyfikat przynosi wymierne korzyści. Tradycyjne produkty są bowiem droższe od konwencjonalnych, np. za szynkę parmeńską trzeba zapłacić w polskim sklepie nawet 200 zł za kilogram, chociaż zwykła jest ponad dziesięć razy tańsza. Niektórzy już zaczynają zarabiać. Cukiernicy z Poznania, którzy od kilku lat intensywnie reklamują i promują swój rogal świętomarciński jako symbol Poznania, z roku na rok zwiększają sprzedaż. W ubiegłym roku przed Dniem św. Marcina do Warszawy sprzedali 30 ton tego specjału, a jeszcze niedawno w stolicy nikt o rogalach nie słyszał.

Ale na tradycyjnych wyrobach zarabiają nie tylko producenci. Rozwija się agroturystyka, powstają restauracje serwujące regionalne specjały. Baca Kazimierz Furczoń z Leśnicy, jeden z kilku certyfikowanych producentów bryndzy i oscypka, już ma dziesiątki zamówień od gospodarzy, którzy przyjmują turystów, i od restauracji, które chcą mieć w swojej ofercie prawdziwe owcze sery.

Ale zdaniem specjalistów Polacy dopiero zaczynają uczyć się, że kulinarne dziedzictwo może stać się motorem napędzającym rozwój regionów. _ Cała Unia Europejska powraca do korzeni, do tradycyjnych potraw. Włosi, Francuzi, Hiszpanie zarabiają na tradycji miliardy euro _ - mówi Grzegorz Russak, prezes Polskiej Izby Produktu Regionalnego i Lokalnego. Tłumy turystów odwiedzają regiony słynące z potraw wyrabianych wedle tradycyjnych receptur. Chęci polskim producentom nie brakuje. Oby tylko umieli swoje wyroby dobrze wypromować.

Joanna Pieńczykowska
POLSKA Gazeta Krakowska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)